Naukowcy z University of Plymouth i Marine Biological Association (MBA) oszacowali, że na północy Oceanu Atlantyckiego 1 metr sześcienny wody zawiera przeciętnie 0,01 mikroskopijny fragment farby.
To oznacza, że cząstki te zajmują drugie miejsce, jeśli chodzi o zanieczyszczenie mikroplastikiem.
Prym wiodą mikrowłókna z tworzyw sztucznych, których w oceanie jest średnio 0,16 cząstek na metr sześcienny.
Analiza chemiczna zebranych próbek wskazuje na obecność dużych ilości miedzi, ołowiu, żelaza i innych pierwiastków.
To dlatego, że stosowane na statkach farby mają specjalne właściwości - zapobiegają zarastaniu kadłuba, czy korozji.
Niestety powoduje to dodatkowe zagrożenie dla oceanu i żyjących w nim stworzeń.
„Cząstki farb były zwykle pomijane, ale badanie to pokazuje, że występują w oceanie relatywnie powszechnie. Obecność toksycznych metali takich jak ołów czy miedź stwarza dodatkowe zagrożenie dla morskich organizmów” - podkreśla prof. Andrew Turner jeden z autorów opracowania, które ukazało się na łamach pisma „Total Environment”.
Niewiele wiadomo i skutkach wchłaniania cząstek przez organizmy
Naukowcy notują tymczasem stały wzrost stężenia plastików w oceanach od lat 50-tych ubiegłego wieku.
W najnowszym badaniu sprawdzali wody północnego Atlantyku, w których m.in. żyją morskie ssaki.
Farba była szczególnie często znajdowana w okolicach szelfów północno-wschodniej Europy.
„Wiemy już, że plastik jest wszędzie i że większość organizmów prawdopodobnie te cząstki zjada. Jednak dużo mniej wiadomo na temat szkodliwych skutków ich wchłaniania. Badanie to pokazało, że kawałki farb to powszechna forma mikroplastiku i nie powinno się ich pomijać, szczególnie, że niektóre mogą być toksyczne” - mówi współautorka publikacji, dr Clare Ostle.
Więcej informacji na stronach:
https://www.sciencedirect.com/science/article/abs/pii/S0048969721054528?via%3Dihub (PAP)
Marek Matacz
dors/