Polska Agencja Prasowa: Prowadzone od lat przez Instytut Polonika prace konserwatorskie, restauratorskie i remontowe obejmujące zabytki, czy szerzej: materialne dziedzictwo kulturowe, zostały przerwane przez wojnę. Co teraz, co dalej?
Dyr. Janiszewska-Jakubiak: W Ukrainie wszelkie projekty konserwatorskie zostały wstrzymane. W ciągu dwóch pierwszych dni wojny ewakuowaliśmy wszystkich konserwatorów i innych pracowników związanych z naszymi pracami w zakresie ochrony dziedzictwa kulturowego. Nie rezygnujemy z naszej normalnej statutowej działalności i przygotowujemy się do projektów, które możemy realizować w innych krajach. Ale nie ukrywam, że wciąż mamy nadzieję na powrót w tym roku na Ukrainę, zwłaszcza do Lwowa; mamy tam wiele projektów, które, jak jeszcze niedawno sądziliśmy, uda nam się w tym roku zakończyć.
PAP: Jakie to projekty?
Dyr. Janiszewska-Jakubiak: Musieliśmy wstrzymać wiele rozpoczętych i realizowanych już projektów. Planowaliśmy np. w marcu uroczyście zakończyć prace remontowe i konserwatorskie kaplicy Barczewskich na cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie; z oczywistych powodów to się nie uda. Na początku kwietnia chcemy jednak zaprezentować film o kaplicy Barczewskich i o pracach tam przez nas przeprowadzonych. Przybliżymy w ten sposób historię zabytku oraz rodziny fundatora, ponieważ chcielibyśmy uświadomić, z jak wysokiej rangi dziedzictwem mamy do czynienia. Wydawałoby się, że miejsca takie jak cmentarne kaplice, cmentarze, pomniki nagrobne są pozornie mniej ważne, a często właśnie tam mamy do czynienia z prawdziwymi perełkami architektury i sztuki. O tym opowiada m.in. nasz film.
Niestety musieliśmy przerwać prace, które toczyły się od kilku lat i w katedrze łacińskiej we Lwowie, i w kościele pojezuickim, i w katedrze ormiańskiej, i na cmentarzu Łyczakowskim. Wstrzymane zostały także działania prowadzone wokół lwowskiego kościoła pw. św. Antoniego, gdzie w zeszłym roku rozpoczęliśmy remont muru otaczającego teren przykościelny oraz prace konserwatorskie dzwonnicy.
Nie tylko planowane przez nas prace, ale też zamierzenia i projekty beneficjentów korzystających z grantów ministra kultury są wielką niewiadomą. Nie wiemy, czy będzie szansa na realizację projektów, o których sfinansowanie złożono jesienią wnioski do programu grantowego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Ochrona dziedzictwa kulturowego za granicą”, a które w blisko 70 proc. dotyczą Ukrainy.
PAP: Czy Instytut ma obecnie kontakt z konserwatorami ukraińskimi, z którymi dotychczas współpracował przy ochronie dziedzictwa kulturowego?
Dyr. Janiszewska-Jakubiak: Stale go utrzymujemy. Kontaktujemy się na bieżąco z p. Lilią Onyszczenko, dyrektorką Zarządu Ochrony Środowiska Historycznego Lwowskiej Rady Miejskiej, która od początku koordynuje akcje zabezpieczania różnych obiektów na terenie miasta, głównie chodzi o witraże, elewacje, rzeźby wolnostojące. Ze względów bezpieczeństwa nie chciałabym jednak szczegółowo o tym mówić.
Jesteśmy także w kontakcie z gospodarzami i administratorami obiektów, w których były prowadzone prace konserwatorskie w ubiegłych latach. Obserwujemy sytuację, żeby wiedzieć, jaka pomoc jest potrzebna i czy w ogóle możliwa.
We Lwowie nie ma w tej chwili praktycznie już żadnych materiałów, które mogłyby posłużyć zabezpieczaniu, w tym zwykłych worków na piasek czy taśm klejących.
Zbieramy informacje o tym, jakie są potrzeby nie tylko związane z ochroną zabytków, ale też dotyczące infrastruktury; bardzo potrzebne są np. generatory prądu.
PAP: Jak w praktyce ta pomoc wygląda?
Dyr. Janiszewska-Jakubiak: Zaraz po wybuchu wojny zorganizowane zostały zbiórki funduszy i materiałów. Zbiórki te zostały zainicjowane i są prowadzone przez konserwatorów zabytków, rzeźbiarzy, artystów, rzemieślników i ludzi instytucji kultury, którzy przez lata badali, chronili i restaurowali zabytki wspólnego dziedzictwa Ukrainy i Polski.
Środki ze zbiórek przeznaczane są na zaopatrzenie medyczne, na wspomniane generatory, na materiały konserwatorskie i materiały do zabezpieczania obiektów. Wspieramy te zbiórki i szerzej o nich informujemy.
PAP: Z zabytkami związani są ludzie.
Dyr. Janiszewska-Jakubiak: Staramy się reagować na ich potrzeby. Dowiadujemy się i pomagamy również tutaj na miejscu, np. rodzinom naszych ukraińskich współpracowników, które do Polski trafiają.
Jak już mówiłam, w pierwszych dniach wojny Ukrainę opuścili wszyscy polscy konserwatorzy - uczestnicy zespołów pracujących przy restaurowanych zabytkach.
Natomiast nasi ukraińscy koledzy, konserwatorzy i artyści wchodzący w skład polsko-ukraińskich zespołów, którzy dziś zabezpieczają zabytki we Lwowie, to przeważnie młode kobiety i mężczyźni, którzy już są w armii albo za chwilę zostaną zmobilizowani. Usiłujemy reagować na ich potrzeby i potrzeby ich bliskich, którzy znaleźli się w Polsce.
Dostajemy również sygnały nie tylko o potrzebujących pomocy i wsparcia osobach związanych z naszą działalnością, ale też o twórcach i artystach. Próbujemy pomóc tym osobom w znalezieniu mieszkania, ale i możliwości zajęcia, pracy i zarobku. To osoby bardzo dobrze wykształcone, z dorobkiem i doświadczeniem. Nie chcą biernie czekać; chcą pracować i szukają możliwości podjęcia pracy w Polsce. Teraz najważniejsza jest pomoc niesiona ludziom. Trzeba jednak pamiętać, że do Polski przyjeżdżają przede wszystkim kobiety z dziećmi, często małymi, więc nawet w sytuacji znalezienia dla nich pracy pozostaje kwestia organizacji opieki dla dzieci. Na razie trzeba się nimi zaopiekować, pozwolić trochę ochłonąć.
PAP: Czy wiadomo już o stratach powstałych wskutek wojny?
Dyr. Janiszewska-Jakubiak: Na bieżąco śledzę rozwój wypadków, jednak informacje o stratach są skąpe, niewiele wiadomo, jakie straty poniosły takie miasta jak Kijów czy Charków. Wiemy np., że strona rosyjska groziła zniszczeniem Soboru Sofijskiego w Kijowie, co byłoby wyjątkowym barbarzyństwem. To przecież miejsce o ogromnej wymowie symbolicznej nie tylko dla Ukraińców, ale i dla Rosjan. Tak samo jak Ławra Kijowsko-Peczerska, jeden z najcenniejszych zabytków Ukrainy. Ten klasztor o złotych kopułach wpisany jest wraz Soborem Sofijskim na Listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Wiemy natomiast, że w Charkowie był zbombardowany i ostrzeliwany uniwersytet, który z historią polską ma sporo wspólnego. BBC na swojej ukraińskiej stronie pokazywało kilka spalonych cerkwi prawosławnych.
Dochodzą informacje o spaleniu w Iwankowie pod Kijowem muzeum znanej ukraińskiej malarki ludowej, Marii Prymachenko. Jej twórczość w stylu tzw. sztuki naiwnej porównywano do Nikifora, ale - według mnie - jest dużo ciekawsza. Część zbiorów udało się uratować, ale część spłonęła.
Dotarła też do nas wiadomość, że w Trościańcu spłonęła galeria sztuki, a do znajdującego się w tym mieście zabytkowego budynku ujeżdżalni XVIII-wiecznego maneżu wjechały czołgi rosyjskie.
Takie informacje napływają. Obawiam się, że możne ich być więcej, sądząc po tym, jak zachowują się wojska rosyjskie, które nie liczą się z ludźmi, a tym bardziej z zabytkami, obiektami kultury.
PAP: Czy światowe organizacje wiedzą o tym rosyjskim procederze niszczenia dóbr kultury, czy reagują?
Dyr. Janiszewska-Jakubiak: Dziwił mnie brak szybkiej reakcji UNESCO. Komitety narodowe ds. UNESCO w poszczególnych krajach zareagowały od razu, ale Komitet Główny był dość opieszały.
PAP: Czy napływające informacje o stratach dotyczą już także terenów zachodniej Ukrainy?
Dyr. Janiszewska -Jakubiak: Na razie nie. Wiemy jednak o ostrzeliwaniu rakietami Żytomierza, ale nieznane są straty, jeśli chodzi o substancję zabytkową. W Winnicy, mieście bardzo istotnym z punktu widzenia dziedzictwa kulturowego i polskiego, i ukraińskiego, do niedawna był względny spokój, a jednak przyszła wiadomość, że zbombardowano tam lotnisko. W pobliżu Berdyczowa był zaś ostrzał rakietowy.
PAP: A Lwów, miasto wpisane na Światową listę dziedzictwa UNESCO, czy jest w miarę bezpieczny?
Dyr. Janiszewska-Jakubiak: Boimy się o Lwów. Patrząc realnie - we Lwowie nie da rady wszystkiego zabezpieczyć; tam jest przeszło 120 hektarów zwartego zespołu zabytków stojących obok siebie. Nie pozdejmujemy wszystkich rzeźb z dachów i z attyk, nie zdejmiemy architektonicznych elementów dekoracyjnych, które zdobią niemal wszystkie lwowskie kamienice, nie zabezpieczymy wszystkich witraży. Sen z powiek spędza nam kwestia ochrony cmentarzy, np. ogromnej nekropolii na Łyczakowie. Wszystkie te obiekty można zabezpieczyć tylko w pewnym stopniu przed odłamkami, przed falą uderzeniową, ale nie uchronimy ich przed bestialstwem rosyjskich ostrzeliwań i bombardowania.
Próbujemy utrzymywać kontakt z naszymi ukraińskimi kolegami, z polskimi duchownymi, którzy pozostali w swoich parafiach, trzymać rękę na pulsie nie tylko w przypadku Lwowa, ale również innych miejsc, takich jak Kamieniec Podolski, Drohobycz czy Berdyczów.
Wiemy, że sytuacja jest dynamiczna, nieprzewidywalna i bardzo niebezpieczna, ale wierzymy, że nasze wspólne działania przyczynią się do zachowania dziedzictwa kulturowego, którego utrata byłaby niewyobrażalną stratą nie tylko dla Ukrainy.
Rozmawiała Anna Bernat (PAP)
kw/