Jpodała policja federalna (PCDF), w niedzielę wieczorem wszczęto procedury w celu postawienia zarzutów autorom inwazji na główne organy państwowe.
Władzepolicji federalnej nie potwierdziły doniesień gubernatora stanu federalnego Ibaneisa Rochy, który w wieczornym komunikacie podał, że podczas zamieszek w Brasilii zatrzymano 400 osób.
Według stołecznych mediów wśród zatrzymanych są osoby, które zostały ujęte przez członków oddziałów szturmowych żandarmerii wojskowej Brazylii.
Przy ich wsparciu udało się zatrzymać m.in. 30 intruzów, którzy wdarli się w niedzielne popołudnie do sali plenarnej Senatu, wyższej izby brazylijskiego parlamentu, czyli Kongresu Narodowego.
Z doniesień stołecznych mediów wynika, że większość uczestników szturmu na urzędy państwowe, po interwencji służb, wycofało się z rejonu Placu Trzech Władz (Praca dos Tres Poderes), gdzie znajduje się parlament, Sąd Najwyższy i siedziba prezydenta, a następnie rozpierzchła po ulicach Brasilii.
Waszyngton wzywa do przestrzegania zasad demokracji. Biden potępił atak
"Potępiam atak na demokrację i na pokojowe przekazanie władzy w Brazylii. Brazylijskie instytucje demokratyczne mają nasze pełne poparcie a wola narodu brazylijskiego nie może być kwestionowana" - napisał prezydent USA Joe Biden na Twitterze.
Wcześniej Biden określił sytuację w Brazylii jako "odrażającą".
"Prezydent Biden pilnie śledzi sytuację. Nasze poparcie dla demokratycznych instytucji Brazylii jest niewzruszone. Brazylijska demokracja nie ugnie się przed przemocą" - napisał na Twitterze doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan.
Sekretarz stanu Antony Blinken napisał, również na Twitterze, że USA przyłączają się do apelu prezydenta Brazylii Inacio Luli da Silvy o natychmiastowe zaprzestanie ataków.
Zwolennicy byłego prezydenta Bolsonaro niszczą mienie w siedzibie Sądu Najwyższego
Zwolennicy byłego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro wdarli się w niedzielę po południu do budynków administracji rządowej, Kongresu oraz pałacu prezydenckiego w stolicy kraju Brasilii.
Z informacji policji wynika, że tysiące osób deklarujących się jako sympatycy byłego szefa państwa znajduje się zarówno na zewnątrz szturmowanych obiektów, jak i dostało się do ich wnętrza.
“Nasi funkcjonariusze podjęli już działania służące przywróceniu porządku publicznego” - podała w komunikacie policja.
Sąd Najwyższy jest jednym z zaatakowanych w niedzielę przez sympatyków byłego prezydenta kraju obiektów państwowych w Brasilii.
"Zwolennicy byłego prezydenta Brazylii Jaira Bolsonaro, którzy wdarli się w niedzielne popołudnie do budynków głównych urzędów państwowych w Brasilii, demolują mienie wewnątrz siedziby Sądu Najwyższego" - wynika z nagrań zamieszczanych przez agresorów w internecie.
Widać na nich, jak część osób, które wdarły się do sądu niszczy fotele, a także rozbija szyby wewnątrz budynku.
Według niektórych mediów przeprowadzający atak na budynki państwowe to przyjezdni z różnych regionów kraju. Przybyli tam w ramach zorganizowanych grup podróżujących autokarami.
Z informacji dziennika “O Dia” wynika, że do stolicy dotarło w sumie około 4 tys. radykalnych zwolenników Bolsonaro.
Na dostępnych w internecie nagraniach widać, jak tysiące zwolenników Bolsonaro wkroczyło na teren obiektów administracji państwowej pomimo ustawienia przez władze policyjnych kordonów.
Prezydent kraju Luiz Inacio da Silva, który został zaprzysiężony 1 stycznia, przebywa obecnie w stanie Sao Paulo, na południowym wschodzie kraju.
Jair Bolsonaro opuścił 30 grudnia Brazylię udając się ze swoimi najbliższymi współpracownikami do USA. Zadeklarował, że “niebawem wróci do kraju”.
Część brazylijskich komentatorów twierdzi, że dyskrecja z jaką Bolsonaro zaplanował swój wyjazd z kraju może świadczyć o tym, że ma on obawy, iż po objęciu władzy przez administrację Luli stanie się celem prześladowań ze strony środowiska nowego, lewicowego prezydenta Brazylii.
Bolsonaro uznał 3 listopada swoją porażkę w wyborach prezydenckich, a także wezwał swych zwolenników do zaniechania masowych blokad na drogach w całym kraju. Część zwolenników prawicowego polityka w dalszym ciągu organizowała protesty, twierdząc, że wygrana Luli niewielką przewagą to efekt oszustwa popełnionego podczas wyborów.
Autor: Marcin Zatyka (PAP)
mj/mmi/