W poniedziałek Państwowa Komisja Wyborcza odroczyła obrady ws. sprawozdania komitetu wyborczego PiS do czasu "systemowego uregulowania przez konstytucyjne władze RP statusu prawnego Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN i sędziów biorących udział w orzekaniu tej izby".
PKW zebrała się w poniedziałek po tym, gdy w ubiegłym tygodniu Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego uznała skargę PiS na odrzucenie przez PKW sprawozdania komitetu wyborczego tej partii z wyborów parlamentarnych 2023 r. Zgodnie z Kodeksem wyborczym taka decyzja SN obliguje PKW do przyjęcia sprawozdania. Jednak status Izby, która podjęła tę decyzję jest kwestionowany m.in. przez obecny rząd i część członków PKW.
O odroczenie obrad pytany był w poniedziałek Kosiniak-Kamysz, który przebywał w Zielonej (Podlaskie) na spotkaniu z żołnierzami z operacji "Bezpieczne Podlasie". "Ja nad losem innych formacji nie będę płakał, bo nikt się nad moją formacją nie rozczulał" - podkreślił szef PSL.
"Ja bym nie chciał, żeby sprawy partii politycznych tutaj zaprzątały uwagę społeczeństwa i powiem szczerze, my się nigdy z tym nie narzucaliśmy jako Polskie Stronnictwo Ludowe. Nikt nie płakał nad PSL-em jak zabrano nam dziesiątki milionów złotych i 20 mln (zł) musieliśmy oddać do kasy państwowej za mikrobłąd" - powiedział wicepremier, szef MON.
Cofnięcie subwencji PSL miało miejsce w 2001 roku. Jak wyjaśniał wcześniej Kosiniak-Kamysz, niewielki błąd polegał na tym, że partia zamiast jednego konta, założyła dwa i na nie wpłacane były pieniądze. Jak zaznaczył, wszystkie procedury były transparentne. Dodał, że partia nie dostała wówczas subwencji w kwocie ok. 50 mln zł, musiała też zebrać i wpłacić na rzecz Skarbu Państwa karę w wysokości 20 mln zł. Kosiniak-Kamysz ocenił wtedy, że to niemal wyeliminowało partię z życia publicznego.(PAP)
swi/ par/ ał/