Szefowa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Niemiec Nancy Faeser - w poniedziałek - zapowiedziała, że od 16 września ruszą tymczasowe kontrole na wszystkich granicach lądowych Niemiec. Mają potrwać początkowo sześć miesięcy. Premier Donald Tusk ocenił we wtorek, że jest to "de facto zawieszenie strefy Schengen na dużą skalę". Zapowiedział, że Polska zwróci się do innych państw, których dotyczy decyzja Berlina, o pilne konsultacje ws. działania na forum europejskim.
Według Łady-Konefał decyzja Berlina "na pewno jest spowodowana aktualną sytuacją wewnętrzną w Niemczech, wynikami wyborów landowych w Saksonii, Turyngii oraz faktem, że za chwilę są wybory w Brandenburgii, gdzie główna partia koalicji rządzącej - SPD Olafa Scholza bardzo stara się uzyskać dobry wynik". Stąd - w ocenie ekspertki - niemiecki rząd podejmuje teraz nagłe decyzje.
"Jednak debaty na temat migracji toczą się od miesięcy, a w koalicji rządzącej nigdy nie było zgody na ten temat. Nawet teraz widzimy, że partia Zielonych, która jest członkiem koalicji, nie jest zadowolona z tej decyzji. Jednak kanclerz Scholz ją podjął, ponieważ pali mu się grunt pod nogami, jego partia drastycznie dołuje w sondażach, a do wyborów federalnych ma tylko rok by poprawić swoje notowania. Jest wielka obawa przed AfD, która cały czas gra tematem migracji. W związku z tym partie środka - jak same określają się partie koalicji rządzącej - robią wszystko by wybić im z rąk te argumenty" - podkreśliła.
Według analityczki kolejny powód tej decyzji jest taki, że CDU - czyli partia opozycyjna ze środka sceny politycznej - "także bardzo mocno nawołuje do zmian w polityce migracyjnej i zamykania granic". "Oferuje ona rządowi wsparcie, głosowanie za pewnymi reformami, ale wymaga jednocześnie ustępstw dotyczących ich postulatów" - powiedziała.
Kontrole na granicy z Niemcami. "Czysto wewnętrzna decyzja Niemiec"
"Należy tę decyzje odbierać jako niemającą nic wspólnego z Polską, to decyzja czysto wewnętrzna Niemiec, podjęta mimo świadomości niemieckich polityków, że wszystkie kraje sąsiadujące będą oburzone. Już są oburzone. Na pewno będą one naciskać na UE, by odpowiednio zadziałała, jako że niemiecka decyzja została podjęta wbrew uznanym regułom polityki europejskiej" - zaznaczyła Łada-Konefał.
Jak oceniła - to, że niemieccy politycy zdecydowali się na taki krok pokazuje jak są bezsilni wobec kwestii migracji.
Zaznaczyła, że do niemieckich wyborów na poziomie federalnym jest jeszcze rok, stąd trudno przewidzieć, czy do tego czasu Niemcy utrzymają obecny sposób działania. "Wiele zależy od tego jak zareaguje cała UE, jej instytucje, które mogą realnie wywrzeć na Niemcy nacisk. Bo same kraje członkowskie, nawet kraje sąsiadujące, jeśli się w tej sprawie zjednoczą, nie przeważą dla kanclerza Scholza wpływu polityki niemieckiej wewnętrznej" - oceniła ekspertka.
Jej zdaniem to, co może mieć wpływ na Niemcy, to nacisk biznesu, handlu - tych branż, które wiele stracą na kontrolach granicznych.
"Już mówi się, że będą korki na granicach, słychać takie głosy ze strony przedstawicieli dużych fabryk, przedsiębiorstw, duże koncerny boją się o łańcuchy dostaw, jest też sprzeciw ze strony przedsiębiorstw w pasie przygranicznym. To źródło, z którego może pochodzić skuteczny nacisk na niemiecki rząd, niestety nie będą to raczej europejscy partnerzy" - zauważa.
Analityczka podkreśla, że Niemcy stracą też na podjętej decyzji wizerunkowo. Jednocześnie wskazuje, że dla przeciętnego Niemca ważniejsze jest to, że rząd przeciwdziała napływowi migrantów niż to, czy Austria, Francja czy Polska burzą się przeciw działaniom podejmowanych przez Niemcy.
Jak zaznaczyła wicedyrektorka NISP, trudno ocenić jak duży skutek mogą wywrzeć czy to unijne instytucje, czy też konkretne branże w przypadku podjętych przez Niemcy tak nagłych i tak żywo dyskutowanych decyzji. "Sytuacja jest zbyt dynamiczna, by dziś przesądzać, w którą stronę się potoczy".
Pytana o nastroje społeczeństwa niemieckiego także związane z nagłaśnianymi przez stronę polską przypadkami, gdy niemiecka policja "odwozi" migrantów, którzy przekroczyli granicę polsko-niemiecką z powrotem na terytorium Polski, analityczka zaznaczyła, że to zależy od poszczególnych kręgów niemieckiego społeczeństwa.
"To jest źle widziane przez kręgi związane z organizacjami działającymi na rzecz praw człowieka, wyborców partii Zielonych i zwolenników innego rozwiązania kwestii migracji. Jednak wielu przeciętnych Niemców, którzy chcą powstrzymać napływ migrantów oczekuje od policji przede wszystkim skuteczności, nie zastanawiając się nad legalnością stosowanych przez nich metod. Tak jak w Polsce - debata tu toczy się na wielu poziomach. Niektórzy krytykują przekraczanie przez funkcjonariuszy uprawnień, dla innych liczy się tylko to, że migrantów jest mniej dzięki ich działaniom" - zauważyła ekspertka.
"Poparcie dla działań antymigranckich zależy też od miejsca, w których byśmy Niemców zapytali o tę sprawę - wschodnie landy są bardziej przeciw migracji, podobnie jak mieszkańcy miejsc, gdzie dochodziło do przestępstw ze strony migrantów" - zaznaczyła. (PAP)
wni/ itm/ jpn/ mar/