Minimum kwalifikacyjne wynosiło 2,28, lecz ostatecznie awans do finału dał rezultat 2,21. Tę wysokość zaliczył Kobielski. Mateusz Kołodziejski odpadł w eliminacjach. Skoczył 2,17.
Tytułu broni uznawany za faworyta Włoch Gianmarco Tamberi, który triumfował dwa lata temu w Monachium.
"Póki co we wszystkich startach w tym sezonie wygrywałem. Do tej poty tylko jedna zrzutka w tym roku. Jak na cztery starty, to chyba dobra statystyka. Miejmy nadzieję, że w finale też będzie to tak wyglądało. Jako sportowiec zawsze chcę wygrać, tylko po to jeżdżę na mistrzostwa" - powiedział po eliminacjach Kobielski.
Pytany o skocznię na Stadio Olimpico narzekał.
"Przynajmniej w mojej grupie, akurat na moim łuku, bo jestem wielkim chłopem, nieszczególnie się mieściłem, bo wchodziły na rozbieg obok rzucające młociarki. Miałem dosyć wąsko. Lubię mieć więcej przestrzeni. Ten nowy tartan jakby był z plastiku. Moje kolce w ogóle się nie wbijały. Miałem wrażenie, że wylecę z łuku, gdy przyspieszę, więc było biegane na pół gwizdka. Mimo wszystko jest finał, a wszystkie próby były czyste i z dużym zapasem" - analizował zawodnik z Inowrocławia.
Wyraził nadzieję, że finał będzie na skoczni A, a on będzie mógł na niej "rozwinąć skrzydła".
"Włoch Tamberi będzie głównym rywalem do złota. Stawiam na Tamberiego w roli głównego rywala" - ocenił Polak.
Z Rzymu Tomasz Więcławski (PAP)
kgr/