W finale igrzysk olimpijskich Mirosław o 0,08 s pokonała Chinkę Lijuan Deng. Brąz zdobyła druga z Polek - Aleksandra Kałucka.
"Gdy zaczęłam się wspinać, a był to 2007 rok, to jeszcze nie wiedziałam, że wspinanie kiedykolwiek może stać się sportem olimpijskim. Nawet nie wiedziałam o czymś takim, że sport nieolimpijski staje się olimpijskim. To marzenie o medalu narodziło się bardziej w 2016 roku, a już najbardziej po igrzyskach w Tokio, gdy zapadła decyzja, że wspinanie na czas zostanie rozdzielone od pozostałych konkurencji" - powiedziała PAP mistrzyni olimpijska.
Podkreśliła, że to nawet nie było marzenie, ale plan założony z całym zespołem ludzi. "Na ten dzień mieliśmy plan. Zrealizowaliśmy go i z tego jestem najbardziej dumna" - powiedziała.
Zapytana o to, czy jest gotowa na rosnącą popularność, bo Polska kiedyś pokochała Adama Małysza, a teraz może pokochać Olę Mirosław, odpowiedziała, że nie wie czy można być na to gotowym.
"Na razie cieszę się tym, co jest tutaj, tym, że zdobyłam ten medal. Staram się być tu i teraz, nie wybiegam w przyszłość, nie myślę jak to będzie wyglądało jak wrócę do kraju. Chcę cieszyć się chwilą" - stwierdziła.
Poproszona o zareklamowanie wspinaczki dzieciom, powiedziała, że "wspinanie sportowe jest po prostu fajne".
"Ścianki są kolorowe. Są super miękkie materace. Można się na nich turlać, przewracać i robić wszystko inne. Wystarczy przyprowadzić dziecko na ściankę i pokazać mu, że ten sport istnieje. To jest już dobry początek. Wspinanie jest dla dzieci najfajniejszą aktywnością fizyczną, bo rozwija całe ciało" - powiedziała złota medalistka paryskich igrzysk.
Pokazując swój medal powiedziała dziennikarzom, że ten krążek jest po prostu piękny.
"Lubię cytat, chyba z Kung Fu Pandy: 'wczoraj to już historia, jutro to tajemnica, ale dzisiaj to dar losu'. Ja nigdy nie wychodzę na ścianę z myślą, że teraz biję rekord świata. One są ubocznym skutkiem fantastycznego przygotowania fizycznego i mentalnego. Współpraca z psychologiem, którą zaczęłam w ubiegłym roku była brakującym puzzlem" - oceniła polska mistrzyni.
Przyznała, że nie ma kontroli nad tym, czego ktoś i kiedy oczekuje, ale ma nad tym co sama zrobi i jak na to zareaguje. Przyznała, że jej sukces jest sukcesem całego teamu.
"Jestem bardzo szczęśliwa, że mogę mieć w najważniejszym momentach blisko najważniejszą osobę - męża i trenera" - powiedziała.
"Nie da się odizolować życia prywatnego od sportu, bo wiele rzeczy się przeplata. Dobrze sobie z tym radzimy. Ja się cieszę, że mogę z nim dzielić nie tylko te piękne chwile, jak medal olimpijski, ale także te najcięższe. Wszystko to przeżywamy razem, a on ma dużo trudniejszą rolę niż ja, bo jest mężem, trenerem, a ja tylko zawodnikiem" - podsumowała Mirosław.
W przyszłość nie chciała wybiegać, bo teraz po prostu chce cieszyć się chwilą i świętować.
Z Paryża Tomasz Więcławski (PAP)
kno/