W ocenie Pedersena Syria jest "pełna zbrojonych podmiotów, grup terrorystycznych i obcych wojsk", dlatego można uznawać ją za "linię frontu" - przekazał we wtorek portal Arab News, przypominając, że od czasu, gdy represje dyktatora Baszara el-Asada wobec uczestników antyrządowych protestów doprowadziły do wojny domowej, minęło już 13 lat. W tym konflikcie zginęło prawie pół miliona osób, a blisko połowa przedwojennej populacji kraju musiała opuścić swoje domy.
Pedersen ostrzegł, że wzrasta liczba ataków tzw. Państwa Islamskiego (IS), czyli grupy, która przed dekadą ogłosiła utworzenie kalifatu na terytoriach Syrii i Iraku. IS usiłowało rządzić zajętym przez siebie obszarem, odwołując się do fundamentalistycznej interpretacji islamu, obejmującej prześladowania zarówno osób innego wyznania, jak też muzułmanów opowiadających się za innymi interpretacjami wiary czy nie dość gorliwie wypełniających nakazy organizacji. Choć IS straciło władzę nad terenami "kalifatu", uśpione komórki ugrupowania istnieją zarówno w Syrii, jak też Iraku - ostrzegł Pedersen.
Jak podkreślił, nie znikło również ryzyko przelania się konfliktu regionalnego na terytorium Syrii, "zwłaszcza wobec wzrostu częstotliwości ostrzałów izraelskich". W poprzednich miesiącach Izrael atakował w Syrii cele związane z finansowanym przez Iran ugrupowaniem terrorystycznym Hezbollah, które od czasu wybuchu wojny w Strefie Gazy ostrzeliwuje cele w Izraelu.
Podobne ostrzeżenie dotyczące wzrastających możliwości IS wydało w ubiegłym tygodniu Centralne Dowództwo USA (CENTCOM), które odnotowało, że w pierwszej połowie 2024 roku ugrupowanie dokonało w Syrii i Iraku większej liczby ataków terrorystycznych, niż przez cały rok 2023.
Uczestniczący w spotkaniu z Radą Bezpieczeństwa Ramesh Rajasingham, dyrektor Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA), zaalarmował, że aż 16 mln Syryjczyków "pilnie potrzebuje" pomocy humanitarnej, a ponad 7 mln nie mogło powrócić do swoich domów. (PAP)
ał/