Gazeta zauważa, że w przestrzeni publicznej niewiele jest informacji o Łuczaku. "Ekspert komisji Macierewicza z Bolesławca przedstawia się jako inżynier geolog i informatyk. W podkomisji smoleńskiej znalazł się wskutek 'wieloletniego zainteresowania katastrofą smoleńską i uczestnictwa w konferencjach smoleńskich', jak to ujął w lipcu 2017 r. w wypowiedzi dla lokalnego portalu Bolec.info. Stwierdził też, że w komisji zajmuje się 'przede wszystkim sprawami związanymi z informatyką, bazami danych, zdjęciami satelitarnymi i terenem katastrofy'" - wskazuje "GW".
Przypomina też, że Łuczak zasiadał w niej do grudnia 2023 r., kiedy nowy szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz podkomisję zlikwidował. "Niedawno zespół kontrolny Ministerstwa Obrony Narodowej pokazał, jak podkomisja Macierewicza manipulowała prawdą i faktami, żeby na siłę udowodnić, że w Smoleńsku doszło do zamachu. Osobny wątek kontroli dotyczył kwestii finansowych. Jak podliczyli kontrolerzy MON, za działalność wszystkich 31 członków podkomisji smoleńskiej (jej skład zmieniał się wiele razy): wynagrodzenia, dodatkowe zlecenia, hotele i kilometrówki, podatnicy zapłacili przeszło 13 mln zł brutto" - stwierdza dziennik.
Według gazety, w zestawieniu tym przodują dwie osoby.
"Okazuje się, że zarówno do Andrzeja Łuczaka, jak i Marty Palonek, która pełniła funkcję sekretarza i rzeczniczki komisji, popłynęło z państwowej kasy ponad milion złotych" - informuje "GW".
"Gazeta Wyborcza", powołując się na podliczenia kontrolerów MON, informuje, że "cała podkomisja od 2016 do 2023 r. przejechała 816 tys. km, z czego 314 tys. sam Łuczak". "Tym samym, dojeżdżając na posiedzenia komisji z Bolesławca, Andrzej Łuczak prawie osiem razy (dokładnie 7,8 razy) okrążył Ziemię wzdłuż równika. Choć na posiedzeniach komisji odnotowaną ma tylko 50-procentową obecność" - podsumowuje redakcja. (PAP)
dap/ ktl/ know/