Miłość to dla artystów paliwo - zarówno ta spełniona, jak i ta nieszczęśliwa. To w końcu na niej bazuje wiele muzycznych czy literackich dzieł. Z tych zasobów chętnie korzysta także Paul McCartney, co, jak się okazuje, nie zawsze spotykało się z uznaniem słuchaczy. „Oskarżano mnie o pisanie głupich piosenek o miłości. Mogłem nawet uwierzyć tym opiniom. Uwierzyć w to, że powinienem być trochę bardziej twardy, bardziej nowoczesny, światowy. Ale potem nagle zdałem sobie sprawę, że to właśnie miłość jest tym, czego świat potrzebuje” - przyznał w swoim podcaście „McCartney: A Life in Lyrics”.
Artysta powiedział, że wielokrotnie zastanawiał się nad tymi, którzy oceniają miłości w sztuce jako coś głupiego i ckliwego. I nie ma dla nich dobrych wiadomości... „Myślę, że wiele osób podchodzących do tego w ten sposób, nie miało szczęścia, aby ją poczuć. Miłość to temat bardzo głęboki i znaczący, jest podstawą wielu religii, filozofii. Fakt, że możemy obdarzyć kogoś tym uczuciem, zaangażować się, sprawia, że życie staje się lepsze” - podkreślił. „Nie będę tym zawstydzony, bo choć można powiedzieć, że to ckliwy temat, w rzeczywistości jest odwrotnie” - dodał. I nie widzi nic złego w tym, by wykorzystać swój talent i popularność do tego, by w świecie, który bywa przepełniony nienawiścią i niechęcią, szerzyć przesłanie miłości.
mdn/ag/