W związku z premierą filmu "Raport Piłeckiego" Gliński udzielił wywiadu dla "Rzeczpospolitej", w którym zapytany czy film mu się podobał, powiedział, że oglądał tak dużo wersji, że "chyba stracił świeżość spojrzenia" na ten film.
"Ubolewam, że filmy na tak ważne tematy powstają z takim trudem" - mówił. "Chcę, żeby ten film pełnił funkcje edukacyjne. Chciałbym, aby miał też jak największe walory artystyczne" - dodał.
Przyznał, że "minister nie jest reżyserem ani producentem", ale może on "inspirować ważne dla Polski tematy".
"Uznany i związany z tematyką obozową reżyser Leszek Wosiewicz pracował wiele lat nad scenariuszem. Zaakceptował go zarówno Polski Instytut Sztuki Filmowej (PISF), jak i recenzenci wynajęci przez Polską Fundację Narodową (PFN). Jednak w trakcie realizacji dostaliśmy sygnały, że na planie nie dzieje się najlepiej. Nakręcone materiały budziły zastrzeżenia. To wszystko doprowadziło ostatecznie do decyzji o zmianie reżysera" - mówił.
"Reżyser wydawał się nie wiedzieć, że to, co nakręci, jest tak sztuczne, że nie nadaje się do pokazania. Były też inne zarzuty, choćby brak bohatera - w filmie o Pileckim nie było Pileckiego. I nie była to wina aktora. Film musiał dokończyć ktoś inny. Podjął się tego reżyser Krzysztof Łukaszewicz" - wyjaśnił.
Minister kultury przekazał, że wbrew problemom próbował doprowadzić do sfinalizowania tego filmu, w związku z tym, że "stoimy wobec olbrzymiej skali zaniechań w obszarze kina historycznego". "To dotyczy wielu obszarów kultury" - podsumował. (PAP)
Autorka: Katarzyna Herbut
gn/