Na czwartkowym posiedzeniu komisji śledczej ds. wyborów korespondencyjnych trwa dyskusja o raporcie końcowym z jej prac.
Wcześniej tego dnia konferencję prasową zorganizowali politycy PiS, którzy poinformowali, że przygotowali własny raport z jej prac. Zdaniem wiceszefa komisji Krzysztofa Szczuckiego (PiS) komisja "nie służyła wyjaśnieniu czegokolwiek, służyła tylko za zasłonę dymną dla nieudolności rządu premiera Donalda Tuska". W jego ocenie "wtedy, kiedy rząd nie potrafił i nadal nie potrafi rozwiązywać podstawowych problemów społecznych, trzeba było odciągnąć uwagę opinii publicznej igrzyskami politycznymi".
W opinii Szczuckiego w czwartek na posiedzeniu komisji politycy stanowiący jej większość będą prezentowali raport, który "mają już napisany od początku i żadni świadkowie nie byli im potrzebni". Zdaniem posła PiS "ich raport nie ma nic wspólnego z prawdą i z faktami". Przekonywał jednocześnie, że raport, który sporządzili członkowie komisji z klubu PiS, oddaje rzeczywistość i fakty.
"Chcemy podsumować to, co jednak zgromadziliśmy do grudnia poprzedniego roku i co, można powiedzieć, potwierdziliśmy na komisji śledczej podczas tych siedmiu miesięcy" - mówił inny poseł PiS Przemysław Czarnek. "Po pierwsze, wybory na 10 maja 2020 roku zostały zarządzone zgodnie z obowiązkiem konstytucyjnym przez panią marszałek Sejmu. Po drugie, pani marszałek Sejmu nie miała najmniejszych podstaw prawnych do przesuwania tych wyborów, bo nie istniał żaden przepis, który by jej na to pozwalał" - mówił polityk.
"Po trzecie, w międzyczasie wybuchła pandemia koronawirusa i poszukiwaliśmy takich rozwiązań, które dawałyby możliwość przeprowadzenia koniecznych wyborów, bo kończyła się kadencja prezydenta Andrzeja Dudy i państwo polskie zostałoby bez głowy państwa i bez możliwości również zastępowania głowy państwa" - kontynuował Czarnek.
Zwrócił uwagę, że ówczesny rząd Zjednoczonej Prawicy przygotował w tym celu dwie ustawy, "pierwszą z końca marca 2020 r. o częściowych wyborach korespondencyjnych, a drugą z 6 kwietnia, którą zakwestionowała cała opozycja, która chciała doprowadzić do paraliżu państwa polskiego".
Zdaniem Michała Wójcika (PiS) raport sporządzony przez posłów jego formacji "jest tym raportem prawdziwym". "Można uznać, że wszystkie komisje śledcze, ale w szczególności właśnie ta do spraw wyborów korespondencyjnych, to wielka porażka Donalda Tuska. Te komisje zostały stworzone po to, żeby nas grillować przez wiele miesięcy, a wpadli tak naprawdę w pułapkę" - ocenił.
Inny poseł PiS Mariusz Krystian zwracał uwagę na ogromny miesięczny koszt funkcjonowania wszystkich komisji śledczych, które - jego zdaniem - "powstały po to, aby promować ich przewodniczących". "Ze skutkiem znakomitym dla nich, bo poseł Michał Szczerba (b. szef komisji ds. tzw. afery wizowej - przyp. PAP), jak i poseł Dariusz Joński (b. szef komisji ds. wyborów korespondencyjnych - przyp. PAP) zostali europarlamentarzystami" - dodał.
Komisja śledcza ds. wyborów korespondencyjnych badała legalność, prawidłowość oraz celowość działań podjętych w celu przygotowania i przeprowadzenia wyborów Prezydenta RP w 2020 roku w formie głosowania korespondencyjnego. W czwartek komisja ma przedstawić raport ze swych prac.
Wybory prezydenckie, zgodnie z zarządzeniem marszałek Sejmu z lutego 2020 r., miały odbyć się 10 maja 2020 r. w formule głosowania korespondencyjnego z powodu epidemii COVID-19. Jednak 7 maja Państwowa Komisja Wyborcza poinformowała, że ponieważ obowiązująca regulacja prawna pozbawiła PKW instrumentów koniecznych do wykonywania jej obowiązków, głosowanie 10 maja 2020 r. nie może się odbyć. Ostatecznie wybory odbyły się 28 czerwca (I tura), a głosowano w lokalach wyborczych. (PAP)
gn/