Policjant: nie ignorujemy żadnego wołania o pomoc, stawka jest za wysoka [WYWIAD]

2024-05-31 08:12 aktualizacja: 2024-05-31, 13:31
Mundur policyjny (zdjęcie ilustracyjne), fot. PAP/Marcin Bielecki
Mundur policyjny (zdjęcie ilustracyjne), fot. PAP/Marcin Bielecki
Nie ignorujemy żadnego wołania o pomoc, stawka jest za wysoka - powiedział PAP nadkom. Michał Stasiełowicz, kierownik Sekcji Obsługi Całodobowej Wydziału Wywiadu Kryminalnego Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości, zajmującego się zapobieganiu samobójstwom. Dodał, że dane dobrze świadczą o skuteczności jego ludzi.

PAP: Mało kto wie, że Centralne Biuro Zwalczania Cyberprzestępczości zajmuje się także zapobieganiem samobójstwom. W jaki sposób działacie?

Nadkomisarz Michał Stasiełowicz: Na początku udostępniliśmy swój adres mailowy na stronie policji i zaczęliśmy dostawać informacje od internautów, że na przykład na Facebooku na jakiejś grupie ktoś napisał coś, co sugeruje, że chce sobie zrobić krzywdę.

A jako że część policjantów pionu zwalczania cyberprzestępczości jest uprawnionych do pozyskiwania danych telekomunikacyjnych, operatorzy telekomunikacyjni oraz podmioty świadczące usługi internetowe są zobowiązane do przekazywania nam wnioskowanych danych. Dzięki temu możemy uzyskać dane osób, wobec których istnieje ryzyko, że ich życie jest zagrożone.

Pracujemy także z organizacjami, które pomagają osobom w kryzysie - pierwszą była Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę – zawiadamiają nas, kiedy przyjmujący telefony bądź czat psycholog ma podejrzenie, że człowiek po drugiej stronie słuchawki jest w kryzysie emocjonalnym i jego życie jest zagrożone. Dobrze układa się także współpraca z Biurem Rzecznika Praw Dziecka.

Rozwinęliśmy także współpracę z największymi big techami typu Meta czy Google, które mają swoje punkty "emergency". Dzięki nim możemy w krótkim czasie uzyskać informacje, które pozwolą nam później zidentyfikować daną osobę. Na przykład mamy jej zdjęcie z Facebooka, imię, nazwisko, więc możemy je skorelować z systemami ewidencji ludności i rejestrem dowodów osobistych i możemy zadziałać szybciej.

Są też sytuacje, kiedy ktoś ma konto anonimowe, nie pokazuje twarzy – jest trudniej, ale i tak zazwyczaj jesteśmy w stanie ustalić miejsce, wtedy wysyłamy informacje do jednostki lokalnej policji, która wysyła tam patrol.

PAP: Co się dalej dzieje?

M.S.: Wiele zależy od inteligencji, empatii i umiejętności policjantów. Rozmawiają z człowiekiem. W zależności od tego, co im powie, podejmują decyzję. Czasem jest przy nim rodzina, która zdaje sobie sprawę z jego kondycji psychicznej, problemów i może się nim zaopiekować. Bywa i tak, że trzeba wezwać pogotowie, wtedy lekarz decyduje o dalszym losie takiej osoby.

PAP: Powiedział pan, że na początku tych zgłoszeń było niewiele, a jak jest dziś?

M.S.: Najstarsze dane, jakie pamiętam, są z 2016 r. - to było 30 przypadków. W 2017 r. - 60, rok później ok. 100. W ubiegłym roku było już 2380 spraw, z czego udało się ustalić miejsce pobytu 2269 osób. Opieki szpitalnej potrzebowało 858 osób, z czego 248 to nieletni. Pod opieką najbliższych zostało 1027 osób, z czego 846 nieletnich. W tym roku do 21 maja mieliśmy 1171 spraw, ustalono miejsce pobytu 992 osób, 410 oddano pod opiekę szpitalną (w tym 249 nieletnich), a pod opiekę bliskich 396 (304 nieletnich). Uważam, że to dobrze świadczy o skuteczności moich podwładnych.

Współpracujemy także z policjami w innych krajach za pośrednictwem m.in. Interpolu. Jeśli ktoś loguje się poza granicami Polski, prosimy o pomoc kolegów i często dostajemy zwrotkę, że rzeczywiście osoba potrzebowała pomocy i ta została jej udzielona.

PAP: Na ile w waszej pracy przeszkadzają VPN-y? Gdyby chciał pan mnie namierzyć, okazałoby się, że rezyduję w Melbourne.

M.S.: Z mojego doświadczenia i rozmów z psychologami wynika, że ludzie, którzy piszą w sieci treści tego typu, rzadko korzystają z takich narzędzi, bo mimo wszystko szukają pomocy. Jeśli jej nie dostaną, mogą podjąć ostateczną decyzję i nikomu o niej nie powiedzą, będą się uśmiechać do końca. Jeśli zaś chodzi o różne metody zapewnienia sobie anonimowości, bo VPN nie jest jedyną, nasza praca jest wtedy dłuższa, ale sobie radzimy.

PAP: Rosnące liczby zgłoszeń robią wrażenie, ale jeszcze większe robi to, że przeważają zgłoszenia dotyczące nieletnich.

M.S.: Niestety. Może wynikać to po części z tego, że większość organizacji, z którymi współpracujemy, zajmuje się właśnie dziećmi. Nieletni także częściej udzielają się w mediach społecznościowych.

PAP: Czy mógłby pan opowiedzieć o akcjach, które utkwiły panu w pamięci?

M.S.: Dostaliśmy informację z sekretariatu Gabinetu Komendanta Głównego, że ktoś przysłał im niepokojącego maila, zawierającego jedno słowo: "żegnajcie". Coś mnie tknęło, więc mówię do dyżurnego: "ustalamy".

Wyszło, że mail przyszedł z mieszkania, w którym zameldowane były dwie osoby - matka i córka. Przekazaliśmy tę informację do lokalnej jednostki, załoga pojechała, otworzyła starsza pani. Policjanci pytają, czy jest córka. Ona na to, że jest, od wczoraj źle się czuje i śpi w swoim pokoju. Funkcjonariusze weszli i zastali leżącą w łóżku młodą kobietę. Wyglądała kiepsko, wszędzie obok niej były wymiociny... Zjadła jakieś tabletki, na szczęście organizm się bronił i część zwymiotowała, policja przyjechała w ostatniej chwili, żeby wezwać pomoc - udało się.

Zdarzało się, że na nasze zgłoszenia policjanci wbiegali na nasypy kolejowe i zdejmowali osoby z torów tuż sprzed nadjeżdżającego pociągu.

Albo taka sprawa: dostaliśmy zgłoszenie, że ktoś na Facebooku napisał, że żegna się z życiem, bo rzuciła go dziewczyna, stracił pracę i w ogóle cel w życiu. Opisał, że siedzi w samochodzie, ma ze sobą sześciopak "browarów", zamierza je wypić, a potem pojechać "na czołówkę" pod najbliższego TIR-a. Nie było łatwo ustalić, gdzie się znajduje, to były duże, mało zaludnione i zalesione tereny, ale się udało. Patrol znalazł auto stojące na poboczu, w nim faceta i puste puszki po piwie. Zaczęli z nim rozmawiać, przyznał, że faktycznie miał taki pomysł, wybrał zderzenie z TIR-em, bo wiedział, że jego kierowca przeżyje. Potem podziękował policjantom, że go powstrzymali, bo jak ochłonął, pogadał z kimś, to mu chęć do życia wróciła.

PAP: Zdarzają się fałszywe alarmy?

M.S.: Zdarzają. Z jednej instytucji dostaliśmy nagranie rozmowy. Dzwoniący twierdził, że dziecko właśnie wróciło z rekolekcji, było molestowane przez księdza, więc on bierze widły i idzie na parafię zrobić porządek. Ustaliliśmy, że telefonowano z mieszkania, w którym odbywała się zakrapiana impreza, jeden z uczestników pod wpływem ułańskiej fantazji i przy radosnej aprobacie pozostałych postanowił zrobić taki "psikus". Policjanci też wykazali się poczuciem humoru, bo ukarali winnych uczestników mandatami za bezpodstawne wezwanie.

PAP: Czy wasz system jest w stanie wykryć to, że ktoś usiłuje odebrać sobie życie kolejny raz?

M.S.: System jest stworzony po to, żeby mieć wiedzę o przestępcach, a osoba, która chce sobie zrobić krzywdę, nie popełnia przestępstwa. Poza tym to, że ktoś kiedyś wołał o pomoc i nic mu się nie stało, nie oznacza, że teraz nie będzie chciał naprawdę zrobić sobie krzywdy. Poważnie podchodzimy do każdego zgłoszenia. OK, zdarzały się osoby, które pisały do nas kilkukrotnie, o niektórych mieliśmy wiedzę, że leczyły się psychiatrycznie i np. przebywają w szpitalu, ale mają dostęp do internetu, bo nie są ubezwłasnowolnione. Wtedy wystarczał telefon do szpitala: "Jest u was? Jest, wszystko w porządku". Jednak za każdym razem trzeba sprawdzić, nikt nie zaryzykuje zignorowania sprawy, bo stawka jest za wysoka.

PAP: Obserwujecie sezonowość w liczbie zgłoszeń?

M.S.: Jest ich więcej, kiedy pogarsza się pogoda, przychodzi jesień, przy okazji Bożego Narodzenia i sylwestra - wtedy samotność dochodzi do głosu. Przed laty, jak pracowałem w komendzie rejonowej, w tych okresach także było więcej samobójców, tyle że wówczas jechaliśmy do nich nie po to, żeby ich ratować, ale żeby odcinać ze sznura czy wyciągać z wody. Dzięki technologii cyfrowej wiele się zmieniło, nam łatwiej jest dotrzeć do osób, które są w kryzysie, ale im także łatwiej komunikować się w poszukiwaniu pomocy.

PAP: To także dzięki waszej pracy po raz pierwszy od trzech lat spadła liczba samobójstw wśród dzieci i młodzieży – o 7 proc.

M.S.: Liczby, które przedstawiłem, dotyczą działalności tylko i wyłącznie mojej komórki, a przecież niezależnie od tego do każdej komendy policji w kraju trafiają tego typu sprawy. Ale tak, ma pani rację, polskim policjantom udało się uratować wiele ludzkich istnień.

Rozmawiała: Mira Suchodolska (PAP)

Osoby w kryzysie emocjonalnym potrzebujące pomocy mogą ją uzyskać pod całodobowym numerem telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży: 116 111 lub w całodobowym Centrum Wsparcia dla Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym: 800 702 222.

Osoby dorosłe potrzebujące pomocy po stracie bliskich mogą uzyskać wsparcie pod numerem telefonu: 800 108 108, czynnym od poniedziałku do piątku od godz. 14 do 20.

Dzieci i młodzież w żałobie mogą uzyskać wsparcie pod numerem telefonu: 800 111 123, czynnym od poniedziałku do piątku od godz. 12 do 18.

W razie zagrożenia życia należy dzwonić pod numer 112.

Autorka: Mira Suchodolska

nl/