We wtorek w USA odbędą się wybory prezydenckie. Zmierzą się w nich kandydat Partii Republikańskiej Donald Trump i kandydatka Demokratów Kamala Harris. W ocenie analityków szanse obojga polityków na zwycięstwo są bardzo zbliżone.
Politolog, dr hab. Olgierd Annusewicz, pytany przez PAP, czy wyniki wyborów w Stanach Zjednoczonych wpłyną na wybór prezydenta w Polsce, ocenił, że niezależnie od tego, czy wybory wygra Harris, czy też Trump, nie będzie to miało większego wpływu na decyzje podejmowane przez Polaków przy urnach wyborczych podczas nadchodzących wyborów.
"Nie chcę bagatelizować wyborów w Ameryce, ale uważam, że ich wpływ na polskiego wyborcę jest niewielki w stosunku do innych czynników" - powiedział. Jego zdaniem, kluczowe będą czynniki ekonomiczne i emocjonalne, a więc zadecyduje skala temperatury konfliktu politycznego.
"Myślę, że przecięty wyborca w Polsce nie będzie sugerował się wynikami wyborów w USA przy podejmowaniu własnej decyzji wyborczej, tylko zadecyduje zasobność własnego portfela. Dużo większe znaczenie będzie miało to, czy Polacy po roku rządów koalicji 15 października uznają, że jest im lepiej, gorzej lub czy nic się nie zmieniło od czasów rządów PiS" - powiedział.
Politolog nie zgodził się też ze stwierdzeniem, że jeżeli wybory u USA wygra kandydat radykalny, to w Polsce również zwiększy się szansa kandydata radykalno-konserwatywnego. Przyznał jednak, że wybór, jakiego dokona Ameryka będzie miał wpływ na poczucie bezpieczeństwa mieszkańców naszej części świata.
"Trump to polityk nieprzewidywalny, szczególnie w kontekście trwającej wojny i stanowiska wobec Rosji. Ale trzeba też pamiętać, że amerykański prezydent nie jest władcą, który przez cztery lata rządzi jak mu się żywnie podoba. Jest jeszcze Kongres, struktury partyjne i administracja" - wskazał.
"I choć sytuacja międzynarodowa może nieco wpływać na szanse jednego bądź drugiego kandydata w Polsce, to nie uważam, by w głowie przeciętnego wyborcy pojawiła się myśl, że należy iść do urny wyborczej, aby wesprzeć kandydata, którego szanował będzie Donald Trump. W związku z tym nie sądzę też, aby wpływ amerykańskich wyborów na polskie wybory prezydenckie był fundamentalny i strategiczny dla PiS, czy dla KO" - dodał.
Politolog przyznał jednak, że znaczenie będzie miało to, na ile wyborcy utożsamiają danego kandydata z kwestiami dotyczącymi obronności. "W KO mamy dzisiaj na stole dwie lub trzy kandydatury. Najbardziej oczywistą kandydaturę Rafała Trzaskowskiego, ale także kandydatura Radosława Sikorskiego i teoretycznie kandydaturę premiera Donalda Tuska, choć premier wielokrotnie zaprzeczał i uważam, że nie będzie kandydował, to jednak wciąż taka opcja jest w zanadrzu" - zauważył.
Przypomniał, że Sikorski jest silnie rozpoznawany międzynarodowo, ma doświadczenie w kwestiach wojskowych, był wiceministrem obrony narodowej w rządzie Jana Olszewskiego, później ministrem w rządzie Prawa i Sprawiedliwości, a największe sukcesy osiągał jako szef MSZ w latach 2007-1014.
Trzaskowski - jak zaznaczył politolog - z kolei ma wizerunek polityka świetnie znającego języki oraz instytucje Unii Europejskiej.
"Brak mu pierwiastka obronnościowego, ale z punktu widzenia wyborcy jego obycie międzynarodowe będzie to równoważyć. Natomiast z perspektywy partii decydować będzie potencjał wygranej kandydata. Jeśli więc Donald Tusk będzie miał dane, że największe szanse na wygranie ma Trzaskowski, to wystawi Trzaskowskiego. Jeżeli większe szanse ma Sikorski, to wystawi Sikorskiego. Dla KO i osobiście dla premiera fundamentalne znaczenie ma to, żeby to ich kandydat został prezydentem, mniejsze znaczenie ma to, czy będzie to Sikorski, czy Trzaskowski" - ocenił.
Zwrócił przy tym uwagę, że z punktu widzenia KO ponad 90 proc. zadań prezydenta to będzie wspieranie rządu i parlamentu w procesie legislacyjnym, który ma poodwracać procesy zbudowane w okresie rządów PiS. Ponadto, w Polsce wybory wygrywa się w drugiej turze, dlatego kluczowe znaczenie będzie miało - jego zdaniem - potencjalne zachowanie wyborców Lewicy, Konfederacji i Trzeciej Drogi w drugiej turze, a nie wynik wyborów w USA.
Pytany, czy w przypadku wygranej Trumpa, dla wyborców będzie miał znaczenie argument, że kandydat PiS ma lepsze kontakty z Trumpem niż kandydat KO, politolog odparł, że "to budzi rozbawienie, jeżeli ktokolwiek myśli, że ma jakiekolwiek przełożenie na Trumpa". "Podstawowe relacje dyplomatyczne to relacje pomiędzy MSZ-em i Departamentem Stanu, a nie spotkania Donalda Trumpa z Andrzejem Dudą, choć oczywiście politycy PiS będą używali tego rodzaju argumentacji. Jednak niezależnie od tego, czy Sikorski będzie szefem MSZ, czy kandydatem na prezydenta, to on także ma potencjał pokazania swoich dobrych relacji z amerykańskimi politykami, zarówno Demokratami, jak Republikanami" - dodał. (PAP)
Autor: Daria Kania
dk/ mrr/ ktl/ sma/