"Państwo znajduje się w bardzo trudnej sytuacji politycznej, bo dopóki Rosja jest silnym krajem, to Gruzji jest bardzo trudno osiągnąć cele, które zbliżą ją do Zachodu. Około 20 proc. terytorium jest pod mocnymi rosyjskimi wpływami. Zdajemy sobie sprawę, że elita polityczna nie istnieje. W takich okolicznościach jest bardzo trudno marzyć o przyszłości" – tłumaczy obecną sytuację ekspert.
Zdaniem Dżuluchidzego przed Gruzją stoją trzy możliwe scenariusze. "Pierwszy z nich, to wewnętrzna dezintegracja rządu gruzińskiego. Kolejny scenariusz, jest smutny – rząd jest w stanie pokonać demonstrantów. A trzeci to nieprzewidywalny, kiedy dochodzi do krwawego rozwiązania obecnej sytuacji. Na pewno nie chcemy drugiego Euromajdanu, jaki miał miejsce dziesięć lat temu w Kijowie" – podkreślił.
W opinii naukowca największym problemem gruzińskiej polityki jest brak lidera. "Od 2012 r. nie ma nikogo, kto by przewodniczył narodowi. A Gruzini zawsze potrzebowali kogoś, kto by ich poprowadził, podejmował decyzje, działał stanowczo" - stwierdził.
Zapytany jak długo będą trwały protesty pod gruzińskim parlamentem, Dżuluchidze uchylił się od odpowiedzi. "Każdy Gruzin, który dziś protestuje, będzie zapewniał, że będzie tutaj do końca. Ale to tylko czysty entuzjazm, które z czasem przecież się wypala. Bez skutecznego przygotowania procesu politycznego bardzo trudno mówić o celach politycznych. Mam wielką nadzieję, że dojdzie do dezintegracji rządu, tym bardziej, że pracownicy MSZ, ministerstwa obrony piszą apele przeciw rządowi. Ambasador Gruzji w USA złożył rezygnację. To wszystko to bardzo dobre znaki" – ocenił.
Wsparcie od innych krajów
Politolog z goryczą przyznaje, że strategiczni partnerzy Gruzji tacy jak Polska czy kraje nadbałtyckie otwarcie nie wsparły antyrządowych demonstrantów. Przypomniał, że w ostatnich dniach prezydent Andrzej Duda rozmawiał z prezydentką Gruzji Salome Zurabiszwili, ale żadnego oświadczenia w tej sprawie nie wystosował szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski.
"Widzimy od czasu do czasu różne wpisy na X, ale to są tylko słowa. Potrzebujemy stanowczego zabrania pozycji przez Polskę, która jest nam bliższa niż Włochy czy Hiszpania. W rzeczywistości to nic nie zmieni, ale (...) będzie to bardzo mocny sygnał, że Polska jako współautor Partnerstwa Wschodniego będzie mocno wspierać Gruzinów" - zaznaczył.
Dżuluchidze przyznał, że nie jest wielkim optymistą, gdyż ma świadomość, że gruziński rząd wciąż ma silną pozycję i zasoby by stłumić obywatelski bunt.
"Jestem dumny, że Gruzini walczą. Jednocześnie wiem, jak trudno wytłumaczyć Polakom, Czechom, Rumunom, Włochom, dlaczego protestujemy przeciwko rządowi, który został wybrany w październiku. Trudno bowiem zrozumieć ludziom na Zachodzie, że można sfałszować wybory. To olbrzymia różnica w standardach politycznych, ale chcemy to zmienić" – dodał politolog.
Od 28 listopada w Tbilisi i innych miastach Gruzji dochodzi do antyrządowych wystąpień. Demonstrujący sprzeciwiają się polityce rządzącego ugrupowania Gruzińskie Marzenie, które tego dnia ogłosiło zawieszenie rozmów o wstąpieniu kraju do UE do 2028 r.
Z Tbilisi Marta Zabłocka (PAP)
grg/