O PAP.pl

PAP.pl to portal PAP - największej agencji informacyjnej w Polsce, która zbiera, opracowuje i przekazuje obiektywne i wszechstronne informacje z kraju i zagranicy. W portalu użytkownik może przeczytać wybór najważniejszych depesz, wzbogaconych o zdjęcia i wideo.

Pożary lasów w Kalifornii. Ekspert: powrót suszy zamienił bujną roślinność w podpałkę

Gigantyczne pożary trawiące Kalifornię to skutek splotu niekorzystnych czynników. Wystąpiły w jednym czasie, miejscu i w możliwie najgorszym układzie. Nagły powrót suszy zamienił całą roślinność w podpałkę - zauważył Jan Kaczmarowski z Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych.

Pożar w Kalifornii Fot. PAP/EPA/CAROLINE BREHMAN
Pożar w Kalifornii Fot. PAP/EPA/CAROLINE BREHMAN

Kaczmarowski pracuje w Wydziale Ochrony Lasów, jest też członkiem grupy ekspertów ds. pożarów lasów przy Komisji Europejskiej. W rozmowie z PAP wyjaśnił, dlaczego Kalifornia, a szczególnie okolice Los Angeles opanowały tak niszczycielskie pożary, których strażacy nie mogą opanować, a ogień pochłonął już co najmniej 10 ofiar oraz zmusił do ucieczki ponad 180 tys. mieszkańców bogatych przedmieść Miasta Aniołów.

"Kalifornia jest takim 'ogniowym stanem', to znaczy, że tam paliło się zawsze. Pożar w Kalifornii nikogo nie zaskakuje. Styczeń jednak wypada daleko poza tradycyjnym sezonem pożarów w tym stanie. Silny wiatr 'Santa Ana' wywołał niszczycielskie pożary, podważając pogląd, że sezon pożarów ogranicza się do lata. Cieplejsze zimy i przedłużające się susze stworzyły warunki do całorocznych pożarów. Zmiany klimatyczne zmieniają sezony występowania pożarów, sprawiając, że są one częstsze i bardziej niebezpieczne, nawet w momentach, w których najmniej się ich spodziewamy" - powiedział Kaczmarowski.

Więcej

Pożary w Kalifornii Fot. PAP/EPA/ALLISON DINNER

Kalifornia w ogniu. Nieznaczne postępy w gaszeniu pożarów

Ekspert od ochrony lasów uważa, że o katastrofalnej skali pożarów w Kalifornii zdecydował zbieg wielu czynników wpływających na powstanie pożaru i determinujących jego rozwój i skalę. "Wszystko wystąpiło razem w jednym miejscu i w jednym czasie, na styku miejsko-leśnym. To najgorszy z możliwych scenariuszy. W takich warunkach każdy pożar szybko wymknie się spod kontroli" - dodał ekspert.

Według Jana Kaczmarowskiego są trzy najważniejsze czynniki wpływające na rozwój pożaru i jego skalę. To paliwo, topografia i pogoda. W Kalifornii wszystkie te trzy elementy wystąpiły w najbardziej niekorzystnej konfiguracji.

"Paliwo, czyli materiał palny, jest tam dostępny w ogromnej ilości. Skrajnie niekorzystne są obecnie warunki atmosferyczne. Jest ciepło, sucho i wieje silny wiatr. W dodatku topografia okolic Los Angeles, te wszystkie wzniesienia i kaniony porośnięte lasami, sprzyjają rozwojowi pożarów i utrudniają ich gaszenie" - wyjaśnił Kaczmarowski.

Dramatyczna susza

Ogromne znaczenie dla szybkości rozprzestrzeniania się ognia w przypadku trwającego pożaru w okolicach Los Angeles miała też panująca w Kalifornii susza.

"Dwa lata obfitych opadów deszczu, spowodowały bujny rozwój roślinności, a nagły powrót suszy zamienił tę całą roślinność w podpałkę. Południowa Kalifornia przechodzi obecnie przez trzeci najsuchszy sezon deszczowy w historii - z niewielkimi opadami lub bez opadów od zeszłej zimy. Roślinność przydomowa jest mocno wysuszona i w połączeniu z drewnianą zabudową powoduje, że to wszystko jest doskonałym paliwem" - powiedział ekspert.

Przy takim nagromadzeniu łatwopalnego materiału w postaci suchych roślin, drewna, a w pobliżu całych połaci drewnianej zabudowy z towarzyszącymi im podatnymi na ogień, np. palmami, sprawia, że kiedy dojdzie do zaprószenia ognia, pożar rozwija się błyskawicznie.

"W warunkach przetaczającej się burzy ogniowej i deszczu iskier wszystko ulega zapaleniu. Ogień z wielką łatwością przeskakuje z krzaków na drzewa, a z drzew na domy. Pali się wszystko i nie jest to ograniczone żadnymi ramami. Pożar będzie trwał tak długo, jak długo będzie dostępność materiału palnego i tlenu z powietrza" - powiedział Kaczmarowski.

Dodał, że w przypadku ostatnich pożarów w Kalifornii wpływ na skalę katastrofy miał też ekstremalnie silny wiatr wzmagający ogień i prędkość jego rozprzestrzeniania się. "Santa Ana" to suchy fenowy wschodni wiatr wiejący w Kalifornii od października do marca. W tym roku akurat w styczniu jest wyjątkowo silny (jego prędkość przekraczała 100 kilometrów na godzinę). Same podmuchy wiatru mogły powodować awarie napowietrznej sieci elektrycznej, a od iskier mogła zapalić się dotknięta suszą roślinność.

"Wiatr przenosi płonące żagwie, a w dodatku utrudnia akcję gaśniczą. Z powodu wyjątkowo silnego wiatru nie można było np. użyć lotnictwa do gaszenia pożaru" - powiedział Kaczmarowski.

Dodatkowy czynnik powodujący, że już doszło do tak wielkich zniszczeń w Kalifornii, a pożary tak bardzo się rozwinęły jest topografia tego rejonu Ameryki.

"Na przedmieściach Los Angeles występują zalesione wzgórza, kaniony, jary. Pożary w takim terenie mają dużo większą dynamikę niż te na płaskim gruncie. Z kanionów pożary schodzą do zabudowań, które ze względu na swoją charakterystykę w całości ulegają spaleniu" - tłumaczy.

O akcji gaśniczej w Kalifornii ekspert mówi, że prowadzona jest w ekstremalnie trudnych warunkach. Strażacy borykali się z zablokowanymi przez porzucone auta drogami. Buldożery, które powinny służyć akcji gaśniczej i być wykorzystywane do tworzenia przerw ogniowych (pozbawiona pasa terenu roślinność przerywa ciągłość paliwa dla pożaru), były wykorzystywane do odblokowywania dróg z porzuconych w trakcie ewakuacji samochodów. Do tego doszła ograniczona dostępność wody w sieci hydrantów.

"Pobór wody do celów gaśniczych przez strażaków obniżył ciśnienie wody, które jest niezbędne do działania hydrantów przeciwpożarowych na większych wysokościach, a do tego doszło wywołane silnym wiatrem ograniczenie możliwości wykorzystania samolotów gaśniczych" - powiedział.

Dodał, że przy tak dużych pożarach, jak te w Kalifornii, czy porównywalne z nimi pożary w Australii, najskuteczniejszą metodą ograniczenia zasięgu ognia jest odcięcie go od paliwa.

Las jako czynnik przeciwpożarowy

"Paliwo, czyli materiały palne znajdujące się na drodze pożaru, to jedyny element, który człowiek może kontrolować, bo ilość wody, którą trzeba byłoby wlać w ten ogień, żeby go ugasić, jest niebotyczna. Mówimy o kaloryczności (zawartość energii) takiego pożaru lasu, porównywanej przez niektóre opracowania z energią bomby atomowej" - podkreślił.

Zaznaczył, że człowiek nie ma wpływu ani na topografię, ani na warunki atmosferyczne, ale można odpowiednio zagospodarować roślinność. "Jako leśnik uważam, że to jest najważniejszy element zapobiegania takim katastrofalnym pożarom" - powiedział.

Według eksperta wydarzenia, które obserwujemy obecnie w Kalifornii, są jaskrawym przypomnieniem pilnej potrzeby wdrażania innowacyjnych strategii zarządzania pożarami i zwiększania odporności miast i lasów na zmiany klimatu.

"Czas na dostosowanie się, jest dokładnie teraz" - podkreślił Jan Kaczmarowski. (PAP)

Autor: Marek Juśkiewicz

jus/ jann/ js/ know/

Zobacz także

  • Mieszkańcy zagrożonych regionów ewakuują się przed pożarami Fot. PAP/EPA/TED SOQUI

    Kalifornia znów w ogniu. 19 tys. osób zmuszonych do ewakuacji

  • Zniszczone domy w pożarze Palisades w Malibu Fot. PAP/EPA/TED SOQUI

    Pożary w Kalifornii. Liczba ofiar śmiertelnych wzrosła do 28

  • fot. PAP/EPA/EPA POOL/Mohammed Badra/POOL

    Leonardo DiCaprio dołączył do grona gwiazd wspierających ofiary pożarów

  • Pożary w Los Angeles. Fot. PAP/EPA/ALLISON DINNER

    Pożary w Kalifornii. Dziesiątki tysięcy osób wciąż podlega nakazom ewakuacji

Serwisy ogólnodostępne PAP