"Inauguracja nowego prezydenta Gruzji odbędzie się dokładnie za dwa tygodnie, a prezydentka Salome Zurabiszwili będzie musiała opuścić swoje stanowisko" – oznajmił premier, cytowany przez gruzińską agencję Interpressnews. W jego opinii ustępująca przywódczyni "jest w poważnym stanie psychicznym". Kobachidze określił ją też jako "postać tragiczną, która pracowała w służbie sił zewnętrznych".
Premier pogratulował prezydentowi elektowi wygranej. W jego opinii "wybór Kawelaszwilego w znaczący sposób przyczyni się do wzmocnienia gruzińskiej państwowości i suwerenności". "Od ponad 20 lat Gruzja nie miała tak patriotycznego i zrównoważonego psychicznie prezydenta. Prezydentura Kawelaszwilego będzie punktem zwrotnym dla naszego kraju" – oznajmił szef rządu.
"Choć mamy "czerwone linie", to jednocześnie jesteśmy gotowi zrobić wszystko, aby Gruzja ostatecznie została członkiem Unii Europejskiej. Takie samo stanowisko zajmuje nowo wybrany prezydent Micheil Kawelaszwili. (...) Uważamy, że do 2030 r. wejście Gruzji do Unii Europejskiej jest w pełni realne" – zapowiedział Kobachidze. W ten sposób odniósł się do zawieszenia rozmów rządu o wstąpieniu kraju do UE do 2028 r., ogłoszonego 28 listopada. Decyzja ta wywołała falę wielotysięcznych protestów antyrządowych.
Po ogłoszeniu wyników wyborów prozachodnia prezydentka Zurabiszwili wyszła do obywateli zgromadzonych w pobliżu jej rezydencji, pałacu Orbelianiego. Jak donosi serwis Echo Kawkaza (filia Radia Swoboda), przywódczyni powiedziała, że "nikt nikogo nie wybrał, nic się nie stało". Już wcześniej deklarowała, że nie opuści swojego urzędu i nie uzna wyboru nowej głowy państwa.
Uczestnicy antyrządowego protestu pod budynkiem parlamentu bardzo spokojnie przyjęli wyniki wyborów prezydenckich. Bez emocji obserwowali wyjście z sali obrad członków kolegium elektorskiego. Demonstrujący nie opuszczają jednak placu przed parlamentem, otoczonego kordonem policji. (PAP)
mzb/ szm/ ał/