Maciej Bagiński nowy szef Polskiej Akcji Humanitarnej (w połowie br. zastąpił na stanowisku założycielkę tej organizacji Janinę Ochojską) powiedział w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że niespełna miesiąc po powodzi wśród mieszkańców dotkniętych kataklizmem przeważają obawy o przyszłość, m.in. o odbudowę zniszczonych przez domów.
Prezes PAH był m.in. w Lądku Zdroju, Kłodzku i małej miejscowości - Żelazno. Zrelacjonował, że widział łóżka, komody, zabawki, pralki i lodówki piętrzące się przed budynkami, zalegające przed domami i czekające na wywiezienie.
"Jadąc ulicami wzdłuż tych podwórek, czułem, jakbym przejeżdżał komuś przez sypialnię, pokój stołowy, kuchnię. Sprzątają, myślą o odbudowie" - powiedział.
Jego zdaniem "idzie druga katastrofa, która ma związek z tym, co dzieje się w głowach".
"Ludzie tam płaczą. Rozmawialiśmy z takim starszym panem, po osiemdziesiątce. Powiedział, że stracił dom i już niczego nie odbuduje, nawet jeśli dostałby te sto czy dwieście tys. zł, to jego nie będzie stać na odbudowę i nie wie, co z nim będzie. Takich dramatów jest tam mnóstwo, a organizacje pomocowe, nawet przy najbardziej szczodrych zbiórkach, nie są w stanie odbudować ludziom domów" - zrelacjonował.
Zapytany, na ile państwu uda się wywiązać z obietnicy pełnej pomocy powodzianom i odbudowy "plus", prezes PAH powiedział, że obecnie jesteśmy dopiero na początku usuwania skutków tego kataklizmu. "Ludzi, którym trzeba pomóc, są dziesiątki tysięcy, a idą jesień i zima. Każda zbiórka społeczna i każda obecność wolontariuszy na miejscu są i długo jeszcze będą bardzo potrzebne. Szczególnie gdy osłabnie zainteresowanie społeczeństwa, bo kamery telewizyjne zgasną. Zresztą do wielu tych mniejszych miejscowości one nigdy nie wjechały" - podkreślił.
Zaznaczył, że potrzebne będzie długofalowe psychologiczne wsparcie powodzian. "Jako PAH będziemy chcieli również je zapewnić, skala zapotrzebowania na tę pomoc jest jednak znacznie większa niż nasze możliwości - zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych, zwłaszcza osób starszych" - wskazał Maciej Bagiński.
Oceniając to, jak przebiegało udzielanie pomocy przez polskie społeczeństwo po powodzi, szef PAH powiedział, że czasami brakowało koordynacji.
"Nie przesadzałbym jednak z krytyką. Jeśli nawet trafiło, np. za dużo zgrzewek wody, to ona prędzej czy później zostanie wypita. Generalnie takich potknięć pomocowych było tym razem mniej niż przy poprzednich powodziach, kiedy w ramach darów ludzie pozbywali się jakichś starych, zniszczonych rzeczy, robiąc sobie w szafach porządki" - stwierdził.
Odpowiadając na pytanie, jak długo pomoc takich organizacji, jak PAH będzie na terenach popowodziowych potrzebna, powiedział, że takie wsparcie ma trzy etapy.
Pierwsza to - jak wskazał - natychmiastowa pomoc zaraz po katastrofie, kiedy chodzi o to, by dostarczyć ludziom wodę i prowiant - by mogli zjeść i przeżyć.
"To jest za nami, poszło bardzo sprawnie. Drugi etap to usuwanie zniszczeń i tym się teraz zajmujemy. Dostarczy potrzebny do tego sprzęt, m.in.: osuszacze, nagrzewnice, ozonatory, agregaty prądotwórcze, sanitariaty, pralki, lodówki oraz taczki i rękawice do sprzątania. Nasi pracownicy - w sumie kilkanaście osób - są teraz tam na miejscu i pracują w porozumieniu z lokalnymi władzami, które mają zmapowane potrzeby mieszkańców. Z nimi ustalamy, co i gdzie ma trafić. Dbamy przy tym o logistykę, czyli np. by osuszacz z jednego miejsca trafił możliwie szybko do kolejnego" - dodał.
Potem - jak powiedział - przyjdzie czas na odbudowywanie, ale, jak zaznaczył, to potrzeby na taką skalę, że pomóc musi przede wszystkim państwo. (PAP)
Autorka: Anita Karwowska