Prezes Polskiego Związku Alpinizmu: medale w Paryżu to efekt inwestycji, ale bez kolejnych nie zrobimy kroku naprzód

2025-01-07 10:57 aktualizacja: 2025-01-08, 11:40
Aleksandra Mirosław, Aleksandra Kałucka. Fot. PAP/Adam Warżawa
Aleksandra Mirosław, Aleksandra Kałucka. Fot. PAP/Adam Warżawa
Prezes Polskiego Związku Alpinizmu Marek Wierzbowski uważa, że ostatnie sukcesy w wspinaczce sportowej na czas, w tym dwa medale olimpijskie, to efekt inwestycji sprzed blisko 25 lat. "Nic nie dzieje się bez przyczyny, więc bez kolejnych inwestycji nie zrobimy kroku naprzód” – powiedział PAP.

Dwukrotna mistrzyni świata (2018 i 2019) Aleksandra Mirosław jako jedyna z reprezentantów Polski przywiozła z ubiegłorocznych igrzysk w Paryżu złoty medal, poprawiając również dwukrotnie należący do niej rekord świata (obecnie 6,06 s). Brąz olimpijski wywalczyła natomiast Aleksandra Kałucka, zdobywczyni Pucharu Świata w 2022 r. Sportowy awans na igrzyska wywalczyła także siostra bliźniaczka – Natalia Kałucka, która w Paryżu nie wstąpiła tylko z powodu limitów dla poszczególnych federacji (maksimum dwie zawodniczki). To ona jest mistrzynią globu z 2021 r. i aktualną mistrzynią Europy.

Wierzbowski podkreślił, że wspinaczka sportowa na czas rozwija się od ponad dwóch dekad. Przypomniał prekursorów dyscypliny – Tomasza Oleksego z Tarnowa, mistrza Europy z 1998 i wicemistrza świata z 2003 oraz jego krajankę Edytę Ropek – srebrną (2007) i brązową (2005) medalistkę mistrzostw globu, dwukrotną mistrzynię Europy (2008 i 2010).

"To ich sukcesy dały impuls do inwestycji. Za nimi poszli Klaudia Buczek, Ania Brożek, Marcin Dzieński... Przychylność i dalekowzroczność ówczesnego ministra sportu Adama Giersza sprawiły, że zdobyliśmy i zainstalowaliśmy w Tarnowie, w starym budynku elektrociepłowni, jedną z pierwszych na świecie ścian wspinaczkowych z homologacją, bo wcześniej zawody rozgrywane były na różnych ściankach. Ta ściana to był nasz wielki atut. Właśnie na ściance w Tarnowie Ola Mirosław rozpoczęła swoją drogę olimpijską. Dopiero w 2016 roku stanęła ścianka Polskiego Związku Alpinizmu w Lublinie, w hali straży pożarnej" – podkreślił Wierzbowski, który jest prezesem od maja 2023, gdy po wyborach zastąpił zdobywcę Korony Himalajów i Karakorum Piotra Pustelnika (2016-24).

W opinii prezesa, który uprawiał i uprawia wspinaczkę oraz narciarstwo wysokogórskie, zainteresowanie wspinaniem, nie tylko sportowym, utrzymuje się od wielu lat. Sukces olimpijski dwóch zawodniczek nie wpłynął na skokowy wzrost liczby adeptów, ale także – niestety – sponsorów. Wpływ na to ma kondycja całego polskiego sportu i atmosfera wokół niego.

"Niestety, nie odnotowaliśmy wzrostu zainteresowania sponsorów po Paryżu, a nawet jest ono mniejsze. W PZA sytuacja sponsorska jest taka, że nie mamy jeszcze partnera sprzętowego dla naszej kadry wspinaczki sportowej na 2025 rok. Po fatalnym wyniku Polaków w igrzyskach, konflikcie na linii ministerstwo – PKOl związki mają bardzo złą prasę. Mnie to w pewnym sensie nie dziwi. Według mnie z polskim sportem jest rzeczywiście 'coś nie tak'. Wizyta w Paryżu dała mi wiele impulsów do refleksji o tym, czym jest tzw. idea olimpijska. Z pewnością środki wydane przez PKOl na Dom Polski lub na osoby, które pojechały w pewnym sensie na wakacje mogły być o wiele lepiej wykorzystane" – podkreślił.

PZA zrzesza ok. 90 klubów wspinaczkowych oraz jaskiniowych. Zdaniem Wierzbowskiego mały związek ma mniejsze szanse na pozyskiwanie pieniędzy prywatnych, a sport w ogóle nie jest w Polsce, już od lat, priorytetem działań rządzących.

"System dofinansowania polskiego sportu od lat wygląda tak, że w najgorszej sytuacji są małe związki, których zawodnicy odnoszą sukcesy. Duży związek z małą liczbą medali, jak np. lekka atletyka, poradzi sobie, a my wpadamy w kłopoty wypłacając stypendia i dodatki dla trenerów. Po igrzyskach dostaliśmy dodatkowe dofinansowanie i do końca roku udało się jakoś spiąć budżet, ale i tak były zawodniczki, które dokładały do zagranicznych startów. Powinna być wyznaczona oddzielna pula na stypendia dla olimpijczyków i na pozostałą kadrę, bo jak w tej sytuacji mamy rozwijać zaplecze? Najlepiej być federacją, która nie ma medali..." - ocenił.

Jego zdaniem jest dużo związków sportowych, które są dobrze zarządzane, w tym takie, gdzie nie ma zawodowych działaczy, a cały zarząd i komisje pracują społecznie.

"Do takich należy PZA. Natomiast w momencie kiedy wszyscy są 'wrzucani do jednego worka', to wstyd się przyznać, że jest się członkiem zarządu, a... za kilka lat nikt nie będzie chciał zasiadać w takich gremiach. Zostaną tylko osoby będące tam dla własnego interesu i żadne zapisy ustawowe tego nie zmienią. Konkurencja w światowym sporcie jest olbrzymia, a my jesteśmy w sumie małym krajem, dla którego sport nigdy nie był priorytetem" - dodał.

Zdaniem prezesa spory polityczne wokół nowej ustawy o sporcie nie służą nikomu.

"Uważam, że większość obecnych zapisów ustawowych jest łatwa do obejścia, a faszerowanie ustawy kolejnymi, tylko utrudnia działanie uczciwym organizacjom. Mamy do spełnienia coraz więcej obowiązków, które generują koszty i sprawiają, że nie zajmujemy się sportem tylko wypełnianiem wymogów ustawowych. Dużo prościej byłoby skoncentrować się na lepszym wspieraniu tych związków, które działają transparentnie" – powiedział Wierzbowski.

W 2024 r. związek otrzymał niespełna dwa miliony dotacji na wspinaczkę sportową, a w 2025 r, na same stypendia dla medalistek olimpijskich i ich szkoleniowców potrzebuje... ok. 1,7 mln. To niedoszacowanie budżetu przekłada się na obawy prezesa, co do dalszego rozwoju tej dyscypliny.

"Obecna dotacja na wspinaczkę sportową przy założeniu, że musimy spełnić warunki ustawy, czyli wypłacać stypendia olimpijskie dla zawodniczek i ich trenerów, nie jest wystarczająca. Mamy przecież bezpośrednie zaplecze dwóch olimpijek, grupy młodzieżowe w różnych konkurencjach, które muszą uczestniczyć w zgrupowaniach, jeździć na zawody, itp. Te koszty 'poolimpijskie' niszczą budżet dyscypliny i pozostałych zawodników" – zaznaczył gorzko.

Niewystarczające fundusze to tylko jeden z problemów Polskiego Związku Alpinizmu. Tym czysto sportowym jest niewystarczająca liczba ścianek dla członków różnych kadr.

"Zainteresowanie wspinaniem rośnie od lat, więc trudno powiedzieć, jak medale przełożyły się na wzrost popularności. Wspinaczka na czas jest w pewnym sensie niszowa, bo brakuje ścian, na których mogą być założone chwyty dla wyczynowców. Takich ścian przystosowanych do potrzeb zawodników jest u nas maksimum 20. Mamy w projektach budowę nowych, ale to nie jest takie łatwe. Potrzeba obiektu, który pomieści ścianę o wysokości 15 metrów. Na ścianach komercyjnych nie opłaca się utrzymywanie drogi do wspinaczki na czas, bo wiąże się to z odkręceniem chwytów z kilku amatorskich dróg. Stworzenie dwóch dróg +czasówek+ oznacza zatem utratę klientów komercyjnych. Trudno przygotować też drogi potrzebne do treningu w pozostałych konkurencjach wspinaczkowych, bo amatorzy nie prezentują przecież tego poziomu, co medalistki igrzysk czy członkowie kadry narodowej" - tłumaczył.

Nie ukrywał, że priorytetem dla federacji w tej sytuacji są inwestycje w kolejne ścianki. Za kluczowe uważa dwie.

"Najistotniejsza jest dla nas rozbudowa COS w Zakopanem, gdzie ma powstać ściana dla kadry. To perspektywa najbliższego roku. Liczymy też, że uda się zrealizować duży projekt na AWF w Krakowie, gdzie istnieje już Katedra Alpinizmu, więc jest dobre zaplecze merytoryczne. Bez nakładów na infrastrukturę nie ruszymy do przodu z boulderingiem, wspinaczką na prowadzenie, ale także 'czasówkami'. Konkurencja na świecie rośnie, co spowodowało włączenie dyscypliny do rodziny sportów olimpijskich" – zauważył Wierzbowski.

Jego zdaniem wspinaczka lodowa – na razie poza rodziną olimpijską - i skialpinizm, który zadebiutuje w przyszłorocznych igrzyskach Mediolan-Cortina d'Ampezzo, mają szansę na przyciągnięcie teraz i w przyszłości licznej grupy nowych kibiców. Sukcesy we wspinaczce lodowej odnosi od lat Olga Kosek – to dwukrotna zwyciężczyni Pucharu Europy i dwukrotna wiceliderka, finalistka Pucharu Świata, autorka zimowych dróg w Tatrach.

"Olga jest motorem napędowym, ciągnie grupę, dlatego jako związek mocno się w to zaangażowaliśmy. Jest szansa, że dyscyplina wejdzie w przyszłości do programu igrzysk. Myślę, że jest w takim momencie rozwoju jak wspinaczka sportowa 20 lat temu. Im cieplejsze zimy, tym trudniej o śnieg, a arena wspinaczki lodowej jest łatwa do przygotowania. To bardzo efektowna rywalizacja, fajna do oglądania i łatwa do realizacji telewizyjnej" – opisał Wierzbowski.

Najbliższa perspektywa olimpijska to debiut skialpinizmu, w którym Polacy mają szansę na udział w sztafetach mieszanych. Kwalifikacje można uzyskać dwutorowo – z marcowych mistrzostw świata, które odbędą się w Szwajcarii (2-9.03) oraz startów w Pucharze Świata w okresie od 1 listopada 2024 do 21 grudnia 2025 r. W igrzyskach wystartuje 36 osób – 18 kobiet i 18 mężczyzn. W sprincie, o przewyższeniu 70 m, rywalizacja będzie odbywać się indywidualnie z podziałem na kobiety i mężczyzn.

"Mamy grupę kilkunastu osób, które jeżdżą na zawody, na Puchar Świata, bo tam zdobywa się punkty w kwalifikacjach. Wśród kobiet bezwzględnie najlepsza jest Iwona Januszyk. Wśród mężczyzn jest bardziej wyrównana stawka. Mamy szansę na kwalifikację w sztafetach, czyli wyścigu o 150-metrowym przewyższeniu, gdzie na przemian startuje zawodniczka i zawodnik, pokonując trasę cztery razy. Z czempionatu globu bilety na igrzyska uzyskają po dwie najlepsze sztafety oraz indywidualnie po dwie/dwóch zawodników w sprincie. Z rankingu PŚ dostanie się dziewięć najlepszych sztafet, w tym przedstawiciel każdego kontynentu, oraz gospodarze, czyli Włosi" – wyjaśnił.

W jego opinii w całkiem nieodległej perspektywie może dojść do przetasowań w programie dyscyplin olimpijskich, gdyż zmiany społeczne dotykają również sportu.

"Przed igrzyskami w Paryżu słyszałem głosy i opinie, które deprecjonowały wspinaczkę sportową jako rywalizację olimpijską. Jej oglądalność telewizyjna i to, co się działo na arenie wspinaczkowej Le Bourget, absolutnie temu przeczy. Proszę popatrzeć na 'stare' dyscypliny sportowe, do których młodzież się nie garnie. Jeśli ich nie uprawia, to nie będzie ich także oglądać na kolejnych olimpiadach, a to oznacza, że te dyscypliny będą wypadać z programu igrzysk" – dodał.

Przez lata "ikoną" Polskiego Związku Alpinizmu był himalaizm, szczególnie ten w stylu alpejskim (bez zakładania obozów) oraz himalaizm zimowy, który stał się specjalnością Polaków. Nurt zainicjowany przez Andrzeja Zawadę sprawił, że biało-czerwoni zdobyli 10 z 14 ośmiotysięczników zimą, w tym jako pierwsi najwyższy na ziemi Mount Everest (8848 m). Na jego szczycie 17 lutego 1980 stanęli Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki – późniejszy zdobywca Korony Himalajów i Karakorum, czyli wszystkich 14 szczytów powyżej 8000 m. Ostatnie dekady zdominował himalaizm komercyjny, czyli korzystanie z butli tlenowych, pomocy Szerpów i lin poręczowych. W taki sposób 14 ośmiotysięczników zdobyła ostatnio Dorota Rasińska-Samoćko.

"Nie lubię generalnie oceniać innych, bo każdy robi to, co jest dla niego ważne. Dokonanie Doroty Rasińskiej-Samoćko jest na styku alpinizmu i turystyki wysokogórskiej. Oczywiście ryzyko i trudność na 8000 m jest, ale poruszanie się po linach założonych przez tragarzy i przewodników trudno nazwać osiągnięciem sportowym. To bardziej wyczyn organizacyjny, bo potrzebny był nakład finansowy i czas. Nie sposób jednak porównać jej działalności do stylu i osiągnieć Jurka Kukuczki, Wandy Rutkiewicz czy Krzyśka Wielickiego... Reinhold Messner w 2016 roku powiedział mi, że alpinizm to definiowanie granicy między możliwym a niemożliwym i to w pewnym sensie jest bardzo ostra, ale też dobra definicja" – podkreślił.

Wierzbowski, który był organizatorem kilkudziesięciu eksploracyjnych wypraw jaskiniowych w Alpy i inne góry świata, a w Tatrach działał m.in. w najgłębszej i najdłuższej jaskini w Polsce – Wielkiej Śnieżnej, uważa, że wspinanie w górach wysokich przeszło ewolucję, ale nadal nie brakuje alpinistów wyznaczających cele sportowe, także w Polsce, i to wśród przedstawicieli młodego pokolenia.

"Wspinanie w górach wysokich bardzo się zmieniło. Komercja dotarła także w Himalaje i Karakorum, ale nadal są tacy, którzy alpinizm pojmują tak, jak Messner. Cieszy mnie, że pałeczka w swoistej alpinistycznej sztafecie została przekazana nowemu pokoleniu, a dokonania młodych Polaków są zauważane w świecie. Np. 20-letni Jan Gurba z Patrykiem Kuncem i Maćkiem Książczykiem przeszli klasycznie na sześciotysięczniku Trango Tower w Karakorum drogę 'Eternal Flame'. To jest wybitny wyczyn sportowy! Trudno to jednak sprzedać medialnie, bo to nie ośmiotysięcznik... W środowisku alpinistycznym takie wyczyny jednak odbijają się echem, podobnie jak dokonania członków krakowskiego studenckiego klubu SAKWA" - dodał.

Prezes PZA przekazał, że przygotowywane są plany na 2025 rok.

"Już wiemy, że odbędzie się zgrupowanie Polskiego Himalaizmu Sportowego w Kirgizji oraz sportowy wyjazd do Pakistanu – do Tagas, którego celem będą dziewicze szczyty" – podsumował Wierzbowski.(PAP)

Rozmawiała: Olga Miriam Przybyłowicz

olga/ pp/kgr/