"Prezydent i premier muszą latać osobnymi samolotami". Generał Koziej tłumaczy

2024-03-11 07:13 aktualizacja: 2024-03-11, 14:53
Fot. PAP/Radek Pietruszka
Fot. PAP/Radek Pietruszka
Zgodnie z wprowadzonymi po katastrofie smoleńskiej przepisami udający się we wtorek do USA prezydent i premier muszą lecieć osobnymi samolotami. "Nie pamiętam, by od wprowadzenia procedury lotów HEAD zanotowano jakieś drastyczne jej naruszenia" – powiedział PAP gen. Stanisław Koziej.

We wtorek wizyty w USA złożą prezydent Andrzej Duda i premier Donald Tusk. Politycy spotkają się z prezydentem USA Joe Bidenem w 25. rocznicę wstąpienia Polski do NATO. Zgodnie z obowiązującymi zasadami lotów najważniejszych osób w kraju, określanych jako HEAD, głowa państwa i szef rządu polecą do USA na pokładach różnych maszyn.

"W jednym samolocie nie mogą znaleźć się dwie najważniejsze osoby w państwie, bo gdyby stało się coś niedobrego, to nie miałby kto kierować państwem. Dlatego zostało ustalone, że prezydent nie może lecieć razem z premierem" – zaznaczył w rozmowie z PAP prof. dr hab. Stanisław Koziej, generał brygady w stanie spoczynku, w latach 2010-2015 szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego (BBN).

Podkreślił, że przepisy regulujące loty najważniejszych osób w państwie wprowadzono po katastrofie smoleńskiej z 2010 r.

"Ma to na celu zapewnienie ciągłości kierowania państwem w każdej awaryjnej sytuacji. Nie pamiętam, by od wprowadzenia tej procedury zanotowano jakieś drastyczne jej naruszenia. Nie słyszałem, żeby wszyscy członkowie rządu lecieli jednym samolotem. Nie pamiętam, aby była sytuacja, w której prezydent leciał razem z premierem albo z marszałkiem Sejmu" – wskazał.

"Przed 2010 r. nie było w Polsce takich przepisów. Pewnie wszyscy liczyli na zdrowy rozsądek, który podpowiada, że nie powinno się zbierać w jednym samolocie np. wszystkich dowódców wojskowych. Ale – jak się okazało – wówczas zabrakło tego zdrowego rozsądku i trzeba było wprowadzić formalne regulacje prawne, żeby takie sytuacje już się nie zdarzały" – powiedział Koziej.

Dodał, że zgodnie z wprowadzonymi regułami głowa państwa nie może lecieć jedną maszyną np. razem z marszałkiem Sejmu, bo w razie wojny, gdyby prezydent nie mógł sprawować swej funkcji, to właśnie marszałek musi przejąć kierowanie obroną kraju.

"Razem nie może też lecieć więcej niż połowa członków Rady Ministrów, Rady Bezpieczeństwa Narodowego, więcej niż połowa członków Kolegium ds. Służb Specjalnych i konstytucyjnych dowódców wojskowych – szef Sztabu Generalnego i dowódcy rodzajów sił zbrojnych. Jednym słowem, członków kluczowych organów kierowania państwem w razie zagrożenia czy wojny" – opisał.

Koziej przyznał, że w ubiegłej dekadzie w opracowanym w BBN po katastrofie smoleńskiej raporcie na temat bezpieczeństwa transportu VIP postulował, by utworzyć zintegrowaną komórkę bezpieczeństwa lotów najważniejszych osób w systemie kierowania państwem. Mogłaby ona być ulokowana albo w kancelarii premiera albo w odpowiednio zreformowanym ponadresortowym Rządowym Centrum Bezpieczeństwa lub też w ówczesnym Biurze Ochrony Rządu.

"Różnice biurokratycznych interesów stanęły na przeszkodzie, aby uzgodnić taką scentralizowaną odpowiedzialność za bezpieczeństwo. Wszystkie cztery kancelarie najważniejszych osób w państwie – prezydenta, premiera, marszałka Sejmu i marszałka Senatu – odpowiadają za bezpieczeństwo swoich szefów, ale są im narzucone reguły generalne, których muszą przestrzegać" – zastrzegł.

"Myślę, że jak na razie to rozwiązanie się sprawdza. Zwłaszcza teraz, gdy mamy większą liczbę samolotów do przewozu VIP-ów. Gdy tych maszyn nie było, organizacja takich lotów była bardziej skomplikowana, kiedy trzeba było np. korzystać z rejsowych samolotów. Teraz flota powietrzna jest bogatsza i łatwiej realizować obowiązujące ustalenia i reguły. Nie ma problemu, by prezydent leciał jednym samolotem, a premier drugim" – ocenił. (PAP)

Autor: Szymon Kiepel

mmi/