Biwaki w Rajdzie Dakar to już legenda, podobnie jak sam rajd. Obecne nie mają wiele wspólnego z tymi kameralnymi afrykańskimi z początku lat 80., gdy nie zapewniały praktycznie niczego oprócz miejsca do spania w namiocie, ale za to po każdym dniu były miejscem spotkań zawodników. Wymieniano uwagi na temat trasy, pomagano sobie wzajemnie, zawiązywały się przyjaźnie…
Obecne Dakary to już nie tylko romantyczna przygoda uczestników, ale także, a może przede wszystkim, rywalizacja światowych koncernów motoryzacyjnych. Siłą rzeczy skomercjalizowały się też biwaki. Nie ma tu już miejsca na improwizację, wszystko jest precyzyjnie zaplanowane i perfekcyjnie wykonane. Nie ma innego wyjścia, gdy trzeba zapewnić miejsce dla paru tysięcy osób. Wszyscy śpią w namiotach lub kamperach.
Na kilkudziesięciu hektarach rozstawione są wielkie namioty, w których mieszczą się biura rajdu, w tym prasowe, centrum medyczne, stołówka. Nie brakuje kontenerów z sanitariatami, w których od paru lat jest nawet ciepła woda. Każdy uczestnik rajdu ma wyznaczone miejsce na biwaku, duże zespoły zajmują nawet ponad tysiąc metrów kwadratowych.
Nieodłącznym elementem każdego biwaku jest lądowisko dla helikopterów. Bez ich obecności w powietrzu nie może się odbyć żaden etap. Przede wszystkim zapewniają bezpieczeństwo uczestnikom, którzy w każdej chwili mogą liczyć na szybką pomoc. Z ich pokładów wykonywane są także zdjęcia i filmy, oglądane później w przekazach na całym świecie. Bywały już sytuacje, gdy odwoływano lub przerywano etapy, bo pogoda uniemożliwiała start helikopterów.
Organizatorzy zadbali też o czas wolny uczestników Dakaru, chociaż po starcie rajdu nikt nie może narzekać na jego nadmiar. Przygotowano boiska do gier zespołowych, prowizoryczne bary, a nawet sklepy. Największą popularnością cieszył się kontener z grami zręcznościowymi. Kolejki ustawiały się do punktu z oficjalnymi produktami Dakaru, których dostawcą od kilku lat jest polska firma odzieżowa „Diverse”.
W namiotach w stylu arabskim można poznać przedmioty miejscowego rękodzieła i obejrzeć występy zespołów kultywujących wielowiekową tradycję. Muzyka na żywo często porywa słuchających – do tańca z mieczami dał się namówić m.in. pięciokrotny zwycięzca Dakaru Katarczyk Nasser Al-Attiyah.
Centralnym miejscem każdego biwaku jest plac, na którym codziennie są ogłaszane wyniki, organizowane są też konferencje prasowe. Do tradycji afrykańskiego Dakaru ma nawiązywać wielkie ognisko. Na razie jest rzadko rozpalane, bowiem popołudniami i wieczorami wzmaga się tu bardzo silny wiatr, unosząc tumany piasku.
Bisza jest największym dakarowym biwakiem, przede wszystkim dlatego, że przed rajdem w wielkich namiotach musiały tu się odbyć przeglądy techniczne pojazdów. W sumie uczestnicy rajdu spędzili tu kilka dni, witając też Nowy Rok.
Po raz ostatni będą tu nocowali w poniedziałek po 48-godzinnym etapie chrono, a następnego dnia udadzą się do Al Henakiyah. W sumie na trasie Dakaru odwiedzą osiem biwaków na pustyni. Ostatni w Shubaytah, gdzie 17 stycznia, po przejechaniu 7,7 tys. kilometrów, zakończy się 47. edycja tej najtrudniejszej off roadowej imprezy świata.
Z Biszy – Kryspin Dworak (PAP)
krys/ sab/kgr/