"To są takie przeżycia, których się nie da wykreślić z pamięci. Ciągle mam je przed oczyma". Poruszająca relacja z Powstania [NASZE WIDEO]

2024-10-02 12:57 aktualizacja: 2024-10-02, 18:32
To są takie przeżycia, których się nie da wykreślić z pamięci. Ciągle mam je przed oczyma. Kolegów, koleżanki, którzy zginęli i leżą na cmentarzu... - opowiadał PAP o swoich doświadczeniach z 1944 r. Tadeusz Bernfeld, ps. "Berta", powstaniec warszawski II Obwodu "Żywiciel" Warszawskiego Okręgu AK.

Bernfeld, rocznik 1931, był wychowankiem Naszego Domu na Bielanach prowadzonego przez Marię Rogowską-Falską, która wraz z Januszem Korczakiem zakładała wzorcowe placówki opiekuńcze II RP. Co najmniej kilkudziesięciu z blisko 170 jego pensjonariuszy należało do AK. Wychowankowie brali udział w walkach na Żoliborzu i Mokotowie w zgrupowaniach „Baszty” i „Żywiciela".

"Takich chłopców jak my wtedy niechętnie przyjmowali. Teoretycznie było to możliwe od 16 lat, ja miałem 13. Miałem jednak starszych kolegów, więc mnie wciągnęli. Ja przeżyłem, ale nie wszyscy przeżyli..." - wspominał Tadeusz Bernfeld.

W Naszym Domu działał szpital polowy i punkt opatrunkowy nr 203 II Obwodu "Żywiciel" (Żoliborz) Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej. Pomoc medyczną otrzymywały tu dzieci, dorośli cywile i powstańcy. Wychowankowie, a wśród nich także Bernfeld oraz dziadek autorki tekstu Kazimierz Stanisławski, pomagali jako sanitariusze. "Było bardzo dużo rannych, także amputowane nogi, ręce. Jak ktoś umarł, trzeba było zakopywać. Był taki prowizoryczny cmentarz koło Naszego Domu" - powiedział nasz rozmówca.

"Tam była miłość do ojczyzny, poświęcało się życie świadomie. Jak szedłem do walki, nie wiadomo było, czy wrócę" - opowiadał. Najbliższy przyjaciel Bernfelda, z którym chodził do jednej klasy, Jakub Fuśniak, w Puszczy Kampinoskiej dostał postrzał w głowę. Odbyli dramatyczną przeprawę przez stolicę, niestety, nie udało się znaleźć odpowiedniej pomocy. "Pocisk utkwił w czaszce, Jakub strasznie cierpiał. Najbliższy szpital był na Grochowie, całą Warszawę trzeba było przejść na piechotę. Szliśmy dwa dni, żeby tam trafić. Na miejscu okazało się, że nie ma lekarza, który zrobiłby trepanację czaszki. Więc znów wracaliśmy na Bielany. Jakub po drodze tracił przytomność, musiałem go cucić... Pożył jeszcze kilka dni i umarł" - wspominał Bernfeld.

Po Powstaniu trafili do Dulagu 121 w Pruszkowie, następnie do wsi Sokolniki

Po Powstaniu część wychowanków przetransportowano do niemieckiego obozu przejściowego Dulag 121 w Pruszkowie, a następnie do wsi Sokolniki (Kielecczyzna). "Cała Warszawa przeszła przez obóz w Pruszkowie - ludność cywilna i wojskowi. Spało się na podłodze, to był teren dawnej zajezdni. Ale jak człowiek jest zmęczony, to się położy i śpi, gdzie jest miejsce" - powiedział Bernfeld.

"Długo tam nie byliśmy, trzy dni chyba. Podstawili pociąg, wagon tak był przepełniony, że jeden na drugim musiał siedzieć (...). Przewieziono nas do budynku szkolnego, musieliśmy sami sobie łóżka zrobić. Okoliczna ludność była nam niechętna, ale Niemcy kazali nas wyżywić. Na głodowych warunkach jakoś się przeżyło" - dodał. "Zima była bardzo ostra, dopiero jak zbliżył się front Armii Czerwonej, Niemcy zaczęli uciekać. Jak się wycofali, od razu żeśmy zorganizowali powrót do Warszawy. Miasto było wymarłe, nie było człowieka. Pociągi dojeżdżały najdalej do Włoch, tory były zniszczone, wracaliśmy więc na Bielany na piechotę" - opowiadał.

"Jak szliśmy do Powstania z kolegami i koleżankami, nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że być może to ostatnie chwile, kiedy ze sobą rozmawiamy. Człowiek, jak musi, potrafi wytrzymać wszystko" - powiedział na koniec Bernfeld.

80. rocznica kapitulacji Powstania Warszawskiego

2 października, po 63 dniach walk, przedstawiciele Komendy Głównej AK podpisali w Ożarowie akt kapitulacji. W czasie Powstania Warszawskiego zginęło ok. 18 tys. powstańców i co najmniej 150 tys. cywilów. Pół miliona mieszkańców opuściło zburzoną w 80 proc. stolicę. (PAP)

Autorka: Joanna Stanisławska-Zdyb

jos/ miś/ js/