W Lublinie, na kominie elektrociepłowni Wrotków, znajduje się gniazdo rodziny sokołów wędrownych, w którym zamontowano kamery, tak by ich życie można było śledzić online przy pomocy mediów społecznościowych. Od tygodnia losy sokolej rodziny dostarczają dużych emocji.
Wrotka i Czart doczekali się czterech jaj. 15 kwietnia około południa z gniazda wyfrunęła matka i zaginęła. Dzielny ojciec podjął się ciężkiej pracy i sam przez dwa dni wysiadywał jaja. Niestety samiec nie miałby szans na jednoczesną inkubację, karmienie młodych i polowanie.
"Przy takich temperaturach jak teraz mamy, szczególnie tych wieczornych, gdy występują przymrozki, było zbyt wielkie ryzyko pozostawienia ich w gnieździe" - powiedział PAP Rafał Zubkowicz z biura prasowego Lasów Państwowych. Istniało ryzyko obumarcia zarodków.
Podjęta została decyzja, że sokole jaja muszą trafić do sztucznej inkubacji. Zabrali je specjaliści ze Stowarzyszenia Na Rzecz Dzikich Zwierząt "Sokół" http://www.peregrinus.pl/ 17 kwietnia. Trafiły do inkubatora u Jarosława Przydacza, leśniczego leśnictwa Krępa w Nadleśnictwie Garwolin.
"W gronie naszych pracowników jest sporo takich osób, które trafiają do leśnictwa przez pasję przyrodniczą. A Janek Przydacz jest sokolnikiem - zajmuje się ptakami drapieżnymi, nie tylko po to, by używać ich do polowań, ale generalnie je hoduje, wylęga. To był naturalny wybór, że jeśli ktoś ma odchować te sokoły, to tylko on" - zaznaczył Zubkowicz.
Po prześwietleniu jaj okazało się, że jedno z nich było niezalężone, a w pozostałych trzech pisklęta właśnie zaczynają się kluć. Tego samego dnia wszystkie się wykluły.
Również w gnieździe na kominie nastąpił niespodziewany zwrot akcji – powróciła zaginiona Wrotka. Zjawił się też jeszcze jeden nieproszony gość samica sokoła - Ziuta z warszawskiego Kawęczyna.
"Oddanie w tej chwili młodych do gniazda nie było dobrym pomysłem, bo nie wiadomo było, jak zachowa się Wrotka, i co zrobiłaby druga kręcąca się w okolicy samica, no i jak na to wszystko zareagowałby Czart" - podkreślił Zubkowicz.
Specjaliści ze Stowarzyszenia "Sokół" znaleźli rozwiązanie tej sytuacji – do gniazda podłożyli sztuczne jajka i jeśli samica podjęłaby się ich "wysiadywania", to pisklęta z inkubatora zostałyby jej zwrócone tak szybko, jak to będzie możliwe.
Eksperyment się udał, Wrotka zaczęła wysiadywać sztuczne jaja, a leśniczy zamienił się w zastępczego ojca. Karmienie małych sokołów to niełatwa praca. Pierwsze śniadanie maluchy zjadają około 5 rano, a kolejne posiłki otrzymują co 3 godziny. Dzielny opiekun podawał pęsetą śniadanie do otwartych dziobów.
Wtorek, 23 kwietnia, to niezwykła data w historii sokołów z komina elektrociepłowni Wrotków. Trzy małe sokoły zostały podłożone swoim rodzicom – Wrotce i Czartowi i wydaje się, że historia będzie miała swój happy end.
"Wrotka wyglądała na zaskoczoną sytuacją, że jak wylatywała z gniazda to były jajka, a jak wróciła, to nie dość, że jest już mamą trójki dość podrośniętych dzieciaków, to jeszcze jakiś obiad się znalazł! Teraz tylko pozostaje śledzić losy sokolej rodziny i trzymać kciuki, by wszystko szło w dobrą stronę i maluchy rosły zdrowo pod opieką swoich rodziców!" - przekazał Zubkowicz.
Dalsze losy piskląt i ich rodziców możecie śledzić online na stronie Stowarzyszenia "Sokół" http://peregrinus.pl/pl/lublin a także w mediach społecznościowych Nadleśnictwa Garwolin.
Szacuje się, że w Polsce gniazduje 100-150 par sokołów. Sokół wędrowny nigdy w naszym kraju nie był licznym gatunkiem, ale w latach 50. XX wieku był w Polsce na granicy wymarcia, a w latach 70. prawie ich w kraju nie było. Sokolnicy rozpoczęli działania mające na celu odbudowę populacji sokoła, podjęto próby introdukcji i od 1990 roku rozpoczęła się walka o przywrócenie sokołów w polskich lasach.(PAP)
Autorka: Marta Stańczyk
sma/