Sikorski: to nieprawda, że rząd postawił tylko na Harris, nie popełniamy błędu PiS

2024-11-04 09:19 aktualizacja: 2024-11-04, 14:26
Radosław Sikorski. Fot. PAP/Piotr Nowak
Radosław Sikorski. Fot. PAP/Piotr Nowak
Nieprawda, że rząd postawił tylko na Kamalę Harris w wyborach prezydenckich w USA; nie popełniamy błędu PiS, który postawił wszystkie żetony na Donalda Trumpa - podkreślił szef MSZ Radosław Sikorski, odnosząc się do zarzutów PiS. Dodał, że rząd zachowuje się odpowiedzialnie i ma "obstawione" obydwa pola.

Sikorski został w poniedziałek w TOK FM spytany o zarzuty wiceszefa PiS Mariusza Błaszczaka, że rząd Donalda Tuska przed wyborami w USA postawił tylko na kandydatkę Demokratów Kamalę Harris, w związku z czym - według Błaszczaka - po możliwej wygranej kandydata Republikanów Donalda Trumpa powinien podać się do dymisji.

"Widziałem tę wypowiedź, zdumiała mnie. Po pierwsze - to nieprawda; my nie popełniamy błędu PiS postawienia wszystkich żetonów na Donalda Trumpa. Bardzo pilnowałem, by spotykać się z ludźmi Trumpa, widziałem się z Robertem O'Brienem (doradcą Trumpa ds. bezpieczeństwa za jego prezydentury między 2019 a 2021 r. - przyp. PAP), Mike'm Pompeo (byłym sekretarzem stanu USA - przyp. PAP), Keithem Kelloggiem (byłym doradcą wiceprezydenta ds. bezpieczeństwa w czasach Trumpa - przyp. PAP), Elbridgem Colby'm (zastępcą sekretarza obrony za Trumpa - przyp. PAP) i tak dalej mógłbym kontynuować" - wyliczył w odpowiedzi szef MSZ.

Tymczasem - jak ocenił - "PiS znowu postawił na Trumpa". "To rząd zachowuje się odpowiedzialnie. W sumie Polska ma +obstawione+ obydwa pola. To, co mnie zdumiało, to to, że pan Błaszczak uważa, że polski rząd nie zależy od głosu polskich wyborców, polskiego Sejmu, tylko jakichś decyzji zagranicznych - myślałem, że PiS jest partią suwerenistyczną. (...) Uważają, że Unia Europejska nam zagraża, a gotowi są poddać się werdyktowi wyborczemu w innym kraju" - dodał Sikorski.

Szef MSZ został też zapytany o niedawny wpis premiera Donalda Tuska na portalu X, w którym premier wskazał na koniec epoki "geopolitycznego outsourcingu", w ramach którego Europa de facto polega na USA m.in. w dziedzinie bezpieczeństwa. "Niektórzy twierdzą, że przyszłość Europy zależy od wyniku amerykańskich wyborów, podczas gdy w pierwszej kolejności zależy ona od nas" - zauważył premier.

"Premier Tusk powiedział rzecz ważną, którą nawet działacze PiS powinni zrozumieć - mianowicie, że niezależnie od tego, kto wygra, uwaga i zasoby USA przesuwają się na Pacyfik, na ich rywalizację z Chinami. Stany Zjednoczone według ich własnej doktryny nie są w stanie prowadzić dwóch wojen jednocześnie i wobec tego jako Europa mamy obowiązek wobec naszych obywateli zacząć traktować bezpieczeństwo i obronność poważnie" - powiedział Sikorski.

Zwrócił w tym kontekście uwagę m.in. na tworzenie wspólnych europejskich oddziałów wojskowych.

"Teraz przygotowujemy wzmocnioną brygadę, między 5 a 10 tys. (żołnierzy - przyp. PAP). Powinna powstać w ciągu dwóch lat; mamy budżet obronny - niestety, blokuje go sojusznik ideologiczny PiS Viktor Orban (premier Węgier - przyp. PAP). (...) Unia Europejska prowadzi operacje wojskowe w Afryce, uderzenia na piratów somalijskich itd., ale oczywiście nie byłaby jeszcze zdolna do odstraszenia (Władimira) Putina. Winna zbudować przemysł obronny i zdolności obronne, które będą znaczące w globalnej rozgrywce" - dodał.

Przedstawiciele i Demokratów i Republikanów są pewni swego przed wtorkowym głosowaniem. Demokraci wierzą w siłę wyborczą kobiet i dobrze zorganizowaną machinę wyborczą, Republikanie - w nośność tematu imigracji i błędy popełniane przez przeciwników.

Choć wybory odbędą się 5 listopada, w praktyce w większości stanów głosowanie w USA trwa od dwóch tygodni, a w przypadku niektórych stanów - jak Wirginia - od ponad miesiąca. Jak wynika z danych zebranych przez telewizję NBC, do piątku pocztą lub osobiście zagłosowało już ponad 60 mln wyborców. Choć liczba głosujących wcześniej nie osiągnie rekordu z pandemicznego roku 2020 (101 mln), to stanowi jednak prawie 40 proc. liczby wszystkich głosów oddanych cztery lata temu.

Według piątkowych analiz amerykańskiego "Newsweeka", Kamala Harris utrzymuje niewielką przewagę nad Donaldem Trumpem zarówno w sondażach ogólnokrajowych, jak i w siedmiu stanach wahających się, które są kluczowe dla wyników wyborów. Serwis FiveThirtyEight wskazuje na przewagę Harris rzędu 1,2 punktu procentowego – 48 proc. wyborców wyraża poparcie dla niej, a 46,8 proc. dla Trumpa. Podobny wynik przyniósł sondaż dla "New York Timesa", gdzie Demokratka zdobywa 49 proc. do 48 proc. dla kandydata Republikanów, co daje jej jeden punkt przewagi. Odmienne wyniki prezentuje RealClearPolitics. Tu przewagę zanotował były prezydent, który osiągnął 48,4 proc., podczas gdy urzędująca wiceprezydentka – 48,1 proc. (PAP)

mml/ sdd/ lm/ kp/