Siostry Coulin: punktem wyjścia dla "The Quiet Son" był strach

2024-09-05 15:40 aktualizacja: 2024-09-05, 15:40
Siostry Coulin na festiwalu w Wenecji. Fot. PAP/EPA/FABIO FRUSTACI
Siostry Coulin na festiwalu w Wenecji. Fot. PAP/EPA/FABIO FRUSTACI
Punktem wyjścia dla "The Quiet Son" był strach. Boimy się, że nasz kraj popadnie w ekstremizm, że przestanie być republiką – mówiły siostry Delphine i Muriel Coulin. Ich film o tym, jak odmienne poglądy polityczne wpływają na życie rodziny, uczestniczy w konkursie głównym 81. festiwalu w Wenecji.

"The Quiet Son" to adaptacja książki "Ce qu’il faut de nuit" Laurenta Petitmangina, której akcja rozgrywa się w małym miasteczku w północno-wschodniej Francji. 50-letni Pierre (w tej roli Vincent Lindon) jest pracownikiem kolei, wdowcem samotnie wychowującym dwóch synów – Fusa (Benjamin Voisin) oraz młodszego Louisa (Stefan Crepon). Ten drugi wkrótce ma opuścić rodzinny dom, by rozpocząć studia literaturoznawcze w Paryżu. Fus natomiast nie jest zainteresowany edukacją i kompletnie nie rozumie ambicji brata. On sam zdobył jedynie tytuł technika i nie ma pracy. W tajemnicy przed ojcem chłopak zaczyna się angażować w działalność ekstremistycznego, skrajnie prawicowego ruchu. Gdy Pierre dowiaduje się, co robi jego syn, jest zrozpaczony. "Nie tak cię wychowaliśmy!" – krzyczy. Ale to tylko zaognia konflikt.

Czy Pierre wybaczy synowi, że sprzeniewierzył się jego ideałom? Czy będzie w stanie kochać Fusa, który coraz częściej budzi w nim niechęć? Te pytania były kluczowe dla reżyserskiego duetu, sióstr Delphine i Muriel Coulin. "Punktem wyjścia dla "The Quiet Son" był strach. Prześladują mnie dwa lęki. Pierwszy - że przestanę poznawać np. moją siostrę, syna lub mamę, bo zmienią się do tego stopnia, że zaczną wyznawać wartości sprzeczne z moimi. Z kolei drugim jest to, że mój kraj popadnie w ekstremizm, przestanie być republiką, systemem demokratycznym. W powieści Laurenta Petitmangina obie te obawy się łączą. Książka opowiada o ojcu, który konfrontuje się z poglądami politycznymi swojego syna, patrzy, jak jego dziecko osuwa się w świat przemocy" – powiedziała Delphine Coulin podczas konferencji prasowej towarzyszącej światowej premierze filmu.

Pytana, czym wytłumaczyłaby wzrost nastrojów nacjonalistycznych w Europie, Delphine podkreśliła, że powodów jest wiele. "Gdyby istniał tylko jeden, życie byłoby proste i można by znaleźć odpowiednie rozwiązania polityczne. Sądzę, że – tak jak to zostało przedstawione w filmie – stoją za tym czynniki ekonomiczne, społeczne, niekiedy też rodzinne lub osobiste. Kiedy w pewnym momencie czujesz się zagubiony, możesz skierować się w stronę ekstremizmu i brutalnych rozwiązań. W naszym filmie starałyśmy się uniknąć uproszczeń, ukazać złożoność ludzkiego życia i wyborów" – stwierdziła.

Muriel Coulin dodała, że we Francji starano się marginalizować ludzi wyrażających ekstremistyczne idee lub uważano ich za niemądrych. "Przekonaliśmy się, że ta dialektyka nie przyniosła spodziewanego efektu. Wręcz przeciwnie, skrajności tylko się wzmocniły. Dlatego interesowało nas spojrzenie na to zjawisko od wewnątrz, czyli od najmniejszej komórki społecznej, jaką jest rodzina" – wyjaśniła.

Tym, co przyciągnęło Lindona do roli Pierre’a, była jego bezwarunkowa miłość do synów. "Fus i Louis wychowali się w tym samym domu, mają tego samego ojca i matkę. My, rodzice, zwykliśmy myśleć, że każde z naszych dzieci wychowujemy tak samo. Jednak w pewnym momencie do głosu dochodzi ich charakter. Staramy się wywiązać z naszych obowiązków najlepiej, jak możemy, ale my także popełniamy błędy. Koniec końców to nasze dzieci dokonują wyborów w swoim życiu. Nie lubię mówić o dobru i złu, ponieważ jedno nie istnieje bez drugiego. Rodząc się, jesteśmy niczym niezapisana kartka. Później życie sprawia, że idziemy w tę lub inną stronę" – powiedział aktor.

Przyznał, że wybierając role, w pierwszej kolejności nie kieruje się tematem, lecz scenariuszem. "Musi być dobrze napisany. Jeśli tak poważny temat zostałby kiepsko ujęty, wyświadczyłbym twórcom niedźwiedzią przysługę. Czytając tekst sióstr Coulin, moją uwagę przykuła delikatność, która nadawała historii ogromnej mocy. Jeśli scenariusz jest napisany inteligentnie, jeśli jest zniuansowany, film nie wydaje publiczności rozkazów. Nienawidzę obrazów, które narzucają ludziom, co mają myśleć, wskazują, co jest dobre, a co złe. Należy szanować wrażliwość widzów, sprawić, by po wyjściu z kina sami zdecydowali, co sądzą. Dopiero kiedy scenariusz jest dobrze napisany, przyglądam się tematowi" – wspomniał.

Mówiąc o inspiracjach, Lindon wskazał ludzi mijanych na ulicy. "Fascynują mnie, są moją pasją. Metamorfoza fizyczna ma dla mnie duże znaczenie, dlatego uważnie obserwuję, w co są ubrani. Co najmniej cztery godziny dziennie spędzam, rozmawiając z ludźmi. Zagaduję taksówkarza, kelnera, ludzi zajmujących różne miejsca na drabinie społecznej. Lubię sobie wyobrażać, jak wyglądałbym, gdybym wykonywał ich pracę. Jeśli mam zagrać lekarza, to patrzę, jak poruszają się medycy. Interesuje mnie wyłącznie to. Nie myślę o swoich rolach, nie analizuję ich dogłębnie. Nie zawsze rozumiem moich bohaterów. Czasami zadaję reżyserom pytania, które ich zaskakują" – stwierdził.

"The Quiet Son" wprowadzi do polskich kin Galapagos Films. Muzykę do filmu skomponował Paweł Mykietyn, który najczęściej pracuje z Krzysztofem Warlikowskim, jest kierownikiem muzycznym Nowego Teatru w Warszawie. Obecnie obraz bierze udział w konkursie głównym 81. festiwalu w Wenecji. Jego konkurentami w zmaganiach o Złotego Lwa są m.in. "Maria" Pablo Larraina, "Babygirl" Haliny Reijn, "Queer" Luki Guadagnino i "April" Dei Kulumbegashvili. Laureat nagrody zostanie ogłoszony w sobotę. Wyłoni go jury w składzie: francuska aktorka Isabelle Huppert (przewodnicząca), Agnieszka Holland, włoski reżyser Giuseppe Tornatore, amerykański reżyser i scenarzysta James Gray, Andrew Haigh z Wielkiej Brytanii, scenarzysta i producent z Brazylii Kleber Mendonca Filho, reżyser i scenarzysta z Mauretanii Abderrahmane Sissako, Julia von Heinz z Niemiec i chińska aktorka Zhang Ziyi.

Z Wenecji Daria Porycka (PAP)

dap/ miś/ ep/