Szermierze nie mogli sobie wymarzyć lepszego miejsca na olimpijską rywalizację. W końcu to we Francji powstały pierwsze regulaminy tego sportu, a w samym Paryżu narodziła się Międzynarodowa Federacja Szermiercza (FIE).
O tym, jak bardzo Francja kocha sztukę władania białą bronią, można się przekonać w trakcie tegorocznych igrzysk. Już sam wybór lokalizacji potwierdził wyjątkowość tej dyscypliny w kraju nad Sekwaną - szermierze rywalizują w samym sercu Paryża w Grand Palais, robiącej wrażenie hali wystawowej. Zbliżając się do budynku czuć już unoszące się w powietrzu podekscytowanie, które potęgują kierujący do wejścia wolontariusze.
"Korzystajcie z widowiska, jest naprawdę wyjątkowe" - powiedział jeden z ubranych w wyróżniające się seledynowe stroje wolontariuszy do zmierzających do obiektu kibiców.
Nie mylił się. W środku dzieje się prawdziwa magia, gdy na planszę wychodzą reprezentanci gospodarzy. Wypełnione do ostatniego miejsca niebiesko-biało-czerwone trybuny tworzą niepowtarzalny, kolorowy klimat, który potęgują głośne brawa i krzyki po każdym punkcie zdobytym przez francuskich zawodników. Wrzawa jest dwukrotnie głośniejsza po końcowym zwycięstwie "trójkolorowych".
Na własnej skórze przekonać mogły się o tym Polki. Szczęścia w losowaniu drabinki nie miała florecistka Julia Walczyk-Klimaszyk, która już w 1/16 finału trafiła właśnie na reprezentantkę gospodarzy Ysaorę Thibus. Prawie cały obiekt Grand Palais, z wyjątkiem zaledwie kilku kibiców biało-czerwonych, był więc przeciwko niej. Po każdym udanym zagraniu Francuzki trybuny wypełniał momentami wręcz ogłuszający krzyk, natomiast gdy sędzia rozstrzygał akcję na jej niekorzyść, kibice głośno buczeli.
Nie przeszkodziło to jednak Walczyk-Klimaszyk w odniesieniu efektownego zwycięstwa w niedzielę nad czterokrotną medalistką mistrzostw świata.
"Na początku było bardzo ciężko się skoncentrować, ale powiedziałam sobie "wyluzuj, staraj się nie słuchać. Jesteś na normalnym turnieju, skup się na tym, co się dzieje na planszy, nie patrz na wszystko"" - przyznała najlepsza polska florecistka po wygranej z Thibus.
"Tłum pomagał przeciwniczce, czego jej bardzo zazdroszczę, bo pewnie super się walczy przed taką swoją publicznością. Wytrzymałam" - podkreśliła najwyżej notowana z Polek.
Hałas w Grand Palais nie miał jednak wpływu tylko na walkę Walczyk-Klimaszyk z reprezentantką gospodarzy. Równolegle na planszy toczyły się trzy inne walki, w tym m.in. drugiej z biało-czerwonych Hanny Łyczbińskiej z Włoszką Alice Volpi, dwukrotną indywidualną mistrzynią globu.
"Czasami ten hałas przeszkadzał, bo nie słyszało się sygnałów. Nie sądziłam, że będzie tak wielu kibiców, że to będzie tak spektakularnie wyglądało" - powiedziała Łyczbińska po porażce z Włoszką 11:15.
Szermierze będą korzystać z wyjątkowej atmosfery i scenerii do 4 sierpnia. Tego dnia rywalizację w tej dyscyplinie zakończą zmagania drużynowe florecistów.
Z Paryża - Monika Sapela (PAP)
ał/