"Jeśli zostanie potwierdzone, że części należą do rosyjskiego drona, taka sytuacja byłaby niedopuszczalna i stanowiłaby poważne naruszenie suwerenności i integralności terytorialnej Rumunii" - powiedział Iohannis w przemówieniu na początku szczytu krajów Inicjatywy Trójmorza w Bukareszcie.
Wcześniej w środę rumuński minister obrony Angel Tilvar przyznał, że w nocy z niedzieli na poniedziałek na terytorium kraju spadły fragmenty rosyjskiego drona - poinformowała agencja Reutera; w poprzednich dniach władze w Bukareszcie temu zaprzeczały.
Rzecznik ukraińskiego MSZ Ołeh Nikołenko oświadczył w poniedziałek rano na Facebooku, że drony użyte przez Rosję w nocy z niedzieli na poniedziałek do ataku na ukraiński port Izmaił nad Dunajem wybuchły na terytorium Rumunii. "Według informacji Państwowej Służby Granicznej Ukrainy dzisiaj w nocy podczas zmasowanego ataku Rosji w rejonie portu w Izmaile rosyjskie Shahedy (drony produkcji irańskiej - PAP) upadły i wybuchły na terytorium Rumunii" – napisał wówczas Nikołenko.
Informacjom tym stanowczo zaprzeczały władze Rumunii. "Na terytorium Rumunii nie spadły rosyjskie drony ani ich szczątki w wyniku nocnego ataku Rosjan na ukraiński port w Izmaile po drugiej stronie Dunaju" - twierdziła szefowa rumuńskiej dyplomacji Luminita Odobescu, powtarzając poniedziałkowe stanowisko ministerstwa obrony Rumunii.
W odpowiedzi na to zabrał głos minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba. "Ukraina jest gotowa podzielić się z Rumunią fotograficznymi dowodami upadku i detonacji dronów uderzeniowych Shahed na jej terytorium, wystrzelonych przez rosyjskie wojska (...) Stanowczo zapewniamy i mamy na to dowody, że to Shahedy przyleciały (...) Nie ma sensu temu zaprzeczać" - powiedział minister.
Dodał, że "Rumunia skłania się ku temu, by nie eskalować interpretacji niektórych wydarzeń, aby nie zostać wciągniętym w bezpośredni konflikt. Dotyczy to nie tylko wydarzeń na Ukrainie". "Kiedy Polska zmagała się ze sztucznym napływem migrantów z Białorusi i próbowała podnieść to zagadnienie w NATO, też jej mówiono: +nie eskalujmy zbytnio+" - zauważył Kułeba.
Wyraził pogląd, że taka ostrożność rumuńskich władz wynika z tego, że "będą musiały nie tylko wyciągnąć wnioski z tego, co się stało, ale także zadeklarować, co z tym zrobią". (PAP)
gn/