Birnbaum ujawnił, że jego firma, która obsługuje również sieci energetyczne w ośmiu innych krajach europejskich, w tym w Szwecji, na Węgrzech i w Czechach, jest obiektem systematycznych cyberataków, z czego niektóre, jak się podejrzewa, są przeprowadzane przez podmioty wspierane przez obce państwo.
Przyznał jednak, że nie ma pewności, że otrzyma wsparcie od państwa niemieckiego, jeśli E.ON doświadczyłby poważnego udanego cyberataku, choć w następstwie inwazji Rosji na Ukrainę rząd obiecywał zasadnicze zmiany w podejściu do obrony i bezpieczeństwa.
"W Niemczech wyraźnie czuję, że jeśli naprawdę będę przedmiotem udanego ataku, jestem zdany na siebie" - powiedział Birnbaum. Dodał, że gdy zapytał kierownictwa innych firm, które zostały zaatakowane, o wsparcie, jakie otrzymali, "odpowiedź była zerowa". "To nie może być właściwe podejście" - podkreślił.
Jak przypomina "FT", Niemcy obiecały zwiększyć inwestycje w zwalczanie cyberataków i ochronę infrastruktury krytycznej, a w czerwcu rząd opublikował pierwszą w historii strategię bezpieczeństwa narodowego, co jest elementem stawiania czoła konsekwencjom rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
Birnbaum, który jest też prezesem unijnego organu branżowego Eurelectric, skrytykował niewystarczającą koordynację jednostek reagowania na cyberataki, zarówno w Niemczech - gdzie istnieje oddzielny zespół dla każdego z 16 krajów związkowych, a także jeden na szczeblu krajowym - jak i w Unii Europejskiej.
Jego zdaniem, wszyscy eksperci ds. cyberzagrożeń powinni zostać zebrani w jednym zespole w ramach ogólnoeuropejskiej agencji. "Potrzebujemy europejskiej odpowiedzi, ponieważ będziemy atakowani w całej Europie. Potrzebujemy najlepszych talentów. Atakujący faktycznie przekraczają granice państw. Dlaczego mielibyśmy zatrzymywać się na granicach państw?" - powiedział.
Eksperci od dawna ostrzegają, że krytyczna infrastruktura europejska, taka jak sieci energetyczne i gazowe, jest podatna na ataki ze strony zagranicznych podmiotów - obawy te pogłębiły się po inwazji na Ukrainę. (PAP)
mmi/