Szef PO mówił, że rano w niedzielę biegł po plaży w Sopocie i zobaczył, że jest ona "dość pustawa". Jak dodał, mówi o tym z troską, bo gdy rozmawia z wójtami, burmistrzami, prezydentami miast, to oni "załamują ręce", mówiąc, że "nie jest dobrze, u nas obroty spadł o 20-30-40 proc.". Tusk podkreślił, że "ciężko mu ze spokojem wysłuchiwać tych skarg i złości".
"Jest tyle skandali, tyle kradzieży, tyle bałaganu, że właściwie wszyscy już machnęli ręką na te wielkie polskie pieniądze, które pan (wicepremier, prezes PiS Jarosław) Kaczyński i pan (Zbigniew) Ziobro zablokowali, podkreślam, polskie pieniądze (...) które do Polski nie trafiły, ale za które Polacy będą płacić" - powiedział. "Bo UE, jako całość, te pieniądze musiała też pożyczyć, więc państwa solidarnie będą spłacały solidarnie te pieniądze, wszystkie państwa" - wyjaśnił.
"Jest tylko jedno państwo w całej UE, do którego ani jedno euro, ani jedna złotówka z tych pieniędzy nie trafiło. To jest Polska" - podkreślił. "U nas Kaczyński, (premier Mateusz) Morawiecki każdego dnia de facto kłamią, że te pieniądze już pracują, że wszystko będzie ok. Nic nie będzie ok, jeśli oni będą dalej rządzić" - powiedział.
Jak mówił, "Włosi wydali i dostali już od UE grubo ponad ćwierć biliona złotych".
Przekonywał, też, że "wystarczy odrobina dobrej woli, kompetencji, by te pieniądze znowu zaczęły dobrze w Polsce pracować dla każdej i każdego z was, Ta drożyzna, która dziś wam dokucza, (...) może być mniej dokuczliwa, choćby z powodu tej jednej decyzji - odblokowującej polskie pieniądze, które leżą dziś w Brukseli" - powiedział.
"Składam tu, w Sopocie, moim rodzinnym Sopocie, to uroczyste przyrzeczenie, że dzień po wyborach , po zwycięstwie, pojadę i te pieniądze odblokuję, i wszyscy to odczujemy" - zadeklarował.
Tusk mówił również w wystąpieniu, że "tym, którzy trafili do spółek Skarbu Państwa z nominacji Kaczyńskiego wydaje się, że łatwo zarobić wielkie pieniądze. A ci, którzy codziennie ciężką robotą, prowadząc małą restauracje, gospodarstwo rolne, warsztat, zakład fryzjerski, oni dokładnie wiedzą, że na każdą złotówkę trzeba ciężko zapracować" - wskazywał.
"Dziś to słowo drożyzna stało się przekleństwem, także dla tych, którzy przyzwyczaili się że latem, o tej porze, z końcem sierpnia plaża jest pełna od 9-10 rano, a później pełne są knajpy, kina, pełny Monciak. Bo ludzi było na to stać. Ok, nie każdego, nie na wszystko" - mówił.
"Jak dziś szedłem do was, uświadomiłem sobie, co to znaczy dla tych ponad 2 mln prowadzących działalność w Polsce, ta informacja, która zmroziła krew w żyłach: ZUS plus składka zdrowotna od 1 stycznia - każdy, nawet jak jest na stracie, jeśli nie zarobił ani grosza, będzie musiał dopłacić blisko 2 tys. zł co miesiąc" - mówił. "To nie jest problem Sopotu tylko, Zakopanego, to jest problem dokładnie w każdym miejscu w Polsce" - dodał.(PAP)
Autorzy: Sylwia Dąbkowska-Pożyczka, Piotr Mirowicz
gn/