Za spowodowanie wypadku, w którym zginęło rodzeństwo Weronika i Sebastian oraz ucieczkę z miejsca zdarzenia i ukrywanie się prokurator Arkadiusz Szulc wniósł o 12 lat więzienia oraz dożywotni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych.
Do wypadku, którego dotyczył proces doszło na jednej z głównych ulic Olsztyna - Bałtyckiej w listopadzie 2021 r. Auto prowadzone przez oskarżonego pędziło po tej szosie ze średnią prędkością 174 km na godzinę, maksymalna prędkość, z jaką jechał oskarżony wynosiła 192 km na godzinę. W chwili zdarzenia - G. zaczął hamować - prędkość jego auta wynosiła ok. 140 km na godz.
Po wypadku, w którym na miejscu zginęło rodzeństwo, Zbigniew G. wysiadł ze swojego auta, zobaczył, co się stało, wrócił do auta po portfel i uciekł do lasu. Mimo prowadzonych na szeroką skalę poszukiwań policja nie znalazła G. - on sam po dwóch dobach przyszedł do szpitala na obrzeżach miasta i personel medyczny wezwał służby. Prokurator podkreślił, że według biegłych G. działał w pełni racjonalnie: nie wziął telefonu, by nie namierzyła go policja, za to zabrał portfel, bo wiedział, że będą mu potrzebne pieniądze m.in. na taksówkę.
W mowie końcowej prokurator podkreślił, że oskarżony Zbigniew G. świetnie znał okolicę, w której doszło do wypadku, bo mieszkał w pobliżu.
"Wiedział więc, że jest to niebezpieczne miejsce, gdzie często dochodzi do wypadków i kolizji" - mówił prokurator Szulc i dodawał, że auto, które prowadził oskarżony miało silnik dużej mocy i bardzo szybko osiągało wysokie prędkości.
Zbigniew G. był zawodowym kierowcą, prawo jazdy miał od wielu lat. Prokurator Szulc podkreślał, że wielokrotnie był karany za wykroczenia drogowe popełniane, gdy jeździł nie ciężarówką, ale autem osobowym i motorem. "Był taki okres, że oskarżony był karany za wykroczenia nawet co miesiąc" - dodawał prokurator Szulc.
Wnosząc o maksymalny wymiar kary prokurator podkreślał, że sprawa wzbudziła ogromne emocje społeczne i dyskusję związaną z prędkością, z jaką jechał oskarżony.
Z wnioskiem prokuratora zgodził się pełnomocnik rodziny zabitego rodzeństwa, który podkreślił, że oskarżony ani nie przeprosił, ani nie wyraził skruchy, ani nie uczynił nic, by zadośćuczynić za to, co zrobił.
"Jedyne, co widzę w zachowaniu oskarżonego to rozgoryczenie faktem, że tę osobę dotyka ten wypadek, on niemalże czuje się pokrzywdzony, że jego życie legło w gruzach. (...) Jeśli on uważa, że jest pokrzywdzony, to nie jest dobry człowiek, powinien przemyśleć swoje życie" - mówił pełnomocnik rodziny zabitego rodzeństwa Mateusz Nowicki.
Dodał, że w odczuciu społecznym sprawca takiego wypadku "na kolanach powinien przepraszać, powinien w akcjach charytatywnych uczestniczyć, wspierać domy dziecka". "Tymczasem nie mamy ani jednej okoliczności łagodzącej" - mówił pełnomocnik.
Brat zabitego rodzeństwa nie wygłaszał mowy końcowej. Wcześniej był przesłuchiwany przez sąd i powiedział, że cieszy się, że jego rodzice nie przychodzą do sądu i nie obserwują rozprawy. "Oni by tego nie przeżyli" - przyznał.
Obrona oskarżonego (on sam był przez kilkanaście minut na jednej rozprawie, w pozostałych nie uczestniczył) wnosiła o to, "by sąd nie ulegał w tej sprawie presji, ale by rozstrzygnięcie miało charakter sprawiedliwy, bez wpływania na wymiar kary". Prosił też, by sąd wszelkie wątpliwości rozstrzygał na korzyść oskarżonego.
Adwokat przekonywał, że jego klient nie pamięta zdarzenia. "Z całą pewnością był w szoku. Czy on kalkulował co do ucieczki (...) nie jestem przekonany" - mówił mecenas i dodawał, że w przypadku wypadku przy takich prędkościach "dochodzi do przeciążenia tkanki mózgowej". Ponadto podkreślał, że „biegli nie podjęli w tej sprawie wszelkich specjalistycznych badań, jakie mogli podjąć". Adwokat prosił, by sąd nie karał jego klienta za ucieczkę z miejsca zdarzenia, bo nie było to celowe.
"On ma świadomość tego, co się stało. Żadne słowa nie będą w stanie odwrócić skutków wypadku (...) w uproszczonej formie staramy się okazać rodzinie współczucie i empatię, mówił, że wolałby się zamienić rolami z ofiarami tego wypadku" - mówił adwokat.
Sąd ogłosi w tej sprawie wyrok 7 września. (PAP)
Autorka: Joanna Kiewisz-Wojciechowska
mar/