Jak sprecyzowano, mężczyzna zmarł wskutek pojedynczej rany kłutej, zaś kobieta - wskutek więcej niż jednej rany. Sekcje zwłok dziewczynek przeprowadzone zostaną w środę. Policja już wcześniej informowała, że na obecnym etapie nie poszukuje nikogo w związku z tym zdarzeniem.
Do tej pory policja nie podała oficjalnie personaliów ofiar, ale brytyjskie media już w sobotę ujawniły, że chodzi o 45-letniego Polaka, Bartłomieja K., i jego dwie córki, w wieku 12 i 7 lat. Nie jest natomiast jasne, kim była kobieta, choć z opisywanych okoliczności może wynikać, że była to siostra mężczyzny. Policja przekazała bowiem, że kobieta była z nimi spokrewniona, ale nie mieszkała na stałe w domu, zaś według mediów powołujących się na relacje sąsiadów siostra Bartłomieja K. w ostatnich tygodniach często tam bywała, pomagając mu w domu.
Do tragedii doszło w piątek rano w miejscowości Costessey. Funkcjonariusze weszli do domu o godz. 7.15, niespełna 15 minut po otrzymaniu wezwania od jednego z zaniepokojonych sąsiadów. Później jednak okazało się - do czego zresztą policja się przyznała - że pierwszy telefon otrzymała już o godz. 6. rano, ale został on zignorowany i funkcjonariusze nie zostali wysłani na miejsce zdarzenia. Osobą dzwoniącą na policję był sam Bartłomiej K.
Zagadkową kwestią pozostaje wątek pochodzącej z Tajlandii żony Bartłomieja K., Nanthaki, której sąsiedzi nie widzieli od kilku miesięcy. To z powodu jej domniemanej nieobecności siostra mężczyzny miała mu pomagać w zajmowaniu się domem.
Inną okolicznością tej sprawy, na którą zwracają uwagę media, jest też to, że 14 grudnia ubiegłego roku policja otrzymała zgłoszenie o zaginionej osobie mieszkającej pod adresem, gdzie w piątek doszło do tragedii. Tą osobą miał być Bartłomiej K. Odnaleziono go później, gdy wędrował po pobliskim lesie. Według sąsiadów mężczyzna mógł mieć w ostatnim czasie problemy natury psychicznej.
Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)
gn/