Trzy miesiące po wojnie w Krakowie doszło do pogromu. Iskrą był krzyk harcerza: „Żydzi mnie mordują”

2024-08-11 06:57 aktualizacja: 2024-08-11, 18:59
Synagoga Kupa na Kazimierzu przy ulicy Jonatana Warschauera w Krakowie. 1936 r. Fot. NAC
Synagoga Kupa na Kazimierzu przy ulicy Jonatana Warschauera w Krakowie. 1936 r. Fot. NAC
11 sierpnia 1945 r., zaledwie trzy miesiące od zakończenia wojny, w Krakowie doszło do pogromu. Iskrą był krzyk biegnącego od strony synagogi harcerza: „Żydzi mnie mordują”.

Pogromowi krakowskiemu z 1945 r. monumentalną, dwutomową publikację poświęciła prof. Joanna Tokarska-Bakir, antropolożka kultury z Polskiej Akademii Nauk. Książka „Kocia muzyka. Historia chóralna pogromu krakowskiego” ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarna Owca.

Na podstawie wielu dokumentów, m.in. relacji świadków i ofiar pogromu, a także akt śledztwa i procesu, prof. Tokarska-Bakir ustaliła szczegółowy przebieg kilkugodzinnych zdarzeń. Opisała również tło – przedstawiła losy zarówno uczestników pogromu jak i osób, które w krytycznych chwilach próbowały Żydów ratować, często ryzykując przy tym własne życie.

Do pogromu doszło w sobotę 11 sierpnia, gdy w synagodze Kupa na krakowskim Kazimierzu odbywało się nabożeństwo szabasowe. Uczestniczyła w nim grupa Żydów, wśród których byli niedawni więźniowie hitlerowskich obozów.

W pewnym momencie okna synagogi zostały obrzucone kamieniami przez jakichś wyrostków. Jeden z nich, 12-letni harcerz, został przyłapany na gorącym uczynku. Iskrą, która wywołała pogrom był jego krzyk: „Żydzi mnie mordują”. Zaraz potem obecny na pobliskim targowisku tłum wdarł się do synagogi, a także do domów, w których mieszkali Żydzi.

Synagogę zdemolowano, a później podpalono, zaś Żydów pobito i ograbiono. W odróżnieniu od dużo bardziej znanego pogromu kieleckiego z 1946 r., w którym zabitych zostało 42 Żydów, w Krakowie śmierć poniosła tylko jedna z napadniętych osób. Była nią Róża Berger, której udało się przeżyć w obozie Auschwitz-Birkenau. Podejrzany o jej zastrzelenie milicjant (rozpoznał go mąż zabitej) do niczego się jednak nie przyznał i uniknął kary.

W podobny sposób – umorzeniem śledztwa przez prokuraturę lub wyrokami uniewinniającymi w sądzie – skończyły się postępowania wobec większości innych uczestników pogromu. Nie skazano nawet tych z nich, którzy atakowali umundurowanych funkcjonariuszy milicji.

Prof. Tokarska-Bakir zwraca uwagę, że bezpośrednim następstwem pogromu krakowskiego i podobnych zdarzeń, do których w tamtym czasie dochodziło w innych miejscowościach (wystąpienia antyżydowskie miały miejsce również w Rzeszowie, Tarnowie, Chełmie, Przemyślu, Miechowie, Częstochowie, Radomiu, Lublinie, Płocku) była masowa emigracja większości polskich Żydów.

"Można się z spotkać z oceną, że w Krakowie nie było pogromu, skoro tylko jedna osoba zginęła. Ale pogrom w ścisłym sensie tego słowa rozpoznajemy nie po liczbie ofiar, tylko po mechanizmie kontroli społecznej. (...) Pogrom bezkrwawy jest nawet skuteczniejszy, bo śledztwo jest wówczas mniej pilne, a sterroryzowana mniejszość bierze nogi za pas, gdy tylko rozpozna, czym to pachnie. Tak właśnie stało się po polskich pogromach po wojnie. W panice wyjechało wtedy ponad 200 tysięcy ludzi" - powiedziała prof. Tokarska-Bakir w rozmowie z PAP. (PAP)

kgr/