"W Kijowie kanclerz federalny zgrywa obrońcę Europy, a na placach w niemieckich miastach udaje kanclerza pokoju, który chroni Niemców przed wojną atomową. Wszystko to odbywa się kosztem Ukrainy i europejskiego bezpieczeństwa" – ocenił Sascha Lehnartz z "Die Welt".
Komentator zwrócił uwagę na słowa kanclerza, że Niemcy "mówią to, co robią i robią to, co mówią" i wyraził przypuszczenie, że Ukraińcy musieli przy tych słowach ugryźć się w język, ponieważ podczas rosyjskich nalotów odczuwają przede wszystkim to, czego Niemcy nie robią – nie dostarczają pilnie potrzebnych pocisków typu Taurus.
Lehnartz polemizuje z niemieckim stanowiskiem, że Berlin jest "największym pomocnikiem" Ukrainy. To się zgadza tylko wtedy, gdy bierzemy pod uwagę liczby absolutne. W porównaniu do PKB więcej dla Ukrainy robią Bałtowie i Polacy - zauważył "Die Welt".
Strategia Scholza po wybuchu wojny polegała na wygłoszeniu "oszałamiającego przemówienia o epokowym zwrocie" i zaniechaniu niemal wszystkich czynów – ocenił komentator. Kanclerz z SPD dostarcza Ukrainie "za mało i za późno, ponieważ jego partia naznaczona jest marzeniami o appeasemencie" - podkreślił Lehnartz.
Taktyka Scholza może okazać się skuteczna, ponieważ Niemcy cierpią na wynikające z historii "posttraumatyczne zaburzenia" w dziedzinie obronności. "Scholz stara się sprawiać wrażenie przezornego i odpowiedzialnego. W rzeczywistości jednak prowadzi cyniczną grę kosztem Ukrainy i europejskiego bezpieczeństwa" – podsumował komentator "Die Welt".
Scholz i szef CDU Friedrich Merz w kampanii wyborczej przerzucają się zarzutami i insynuacjami. Symbolem sporu stały się pociski manewrujące Taurus – napisał Nicolas Richter z "Sueddeutsche Zeitung".
Komentator uważa, że nieoczekiwana wizyta Scholza w Kijowie jest elementem walki wyborczej. Scholz wyprzedził tym razem Merza, co pozwoliło mu na uniknięcie upokorzenia. Rywalizacja między oboma kandydatami przybiera karykaturalne formy – ocenił Richter. Scholz nazywa Merza "narwańcem", który postępuje tak, jakby grał w rosyjską ruletkę. Merz określa Scholza mianem oportunisty, podsycającego strach przed wojną. Te przesadne epitety są wobec cierpień Ukraińców niesmaczne – podkreślił Richter.
Zdaniem publicysty stanowiska obu polityków wcale nie są tak bardzo od siebie oddalone. Obaj zamierzają wysyłać Ukrainie pieniądze i broń, a równocześnie chcą uniknąć wciągnięcia Niemiec do wojny. Największą różnicę stanowi podejście do Taurusów – Scholz obawia się eskalacji, Merz chce zademonstrować siłę Zachodu.
"Przezorność" Scholza przypomina, z punktu widzenia Ukrainy, politykę Donalda Trumpa czy Viktora Orbana – ocenił Jasper von Altenbockum z "Frankfurter Allgemeine Zeitung", zwracając uwagę na to, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wymienił Niemcy razem z Węgrami i USA, jeśli chodzi o stanowisko w sprawie przyjęcia Ukrainy do NATO.
Kanclerzowi zarzuca się, że jego wizyta w Kijowie służy kampanii wyborczej. Cóż innego można by powiedzieć? Ale czy rzeczywiście ta wizyta jest korzystna dla jego wizerunku? Nawet koalicyjni partnerzy SPD – Zieloni, którzy poszukują partnera bardziej zdolnego do prowadzenia wojny, widzą to inaczej - czytamy na łamach "FAZ".
Zieloni i CDU/CSU mogą już wkrótce porozumieć się jako partie, które w polityce wobec Ukrainy będą w stanie odważniej stawić czoła Trumpowi niż SPD. Zdaniem komentatora Scholz, w przeciwieństwie do nich, szybko porozumie się z Waszyngtonem w sprawie strategii wyjścia (z wojny), stając po stronie AfD i BSW. "Kampania wyborcza służy Scholzowi – ku radości socjaldemokratów? - do wyostrzenia własnego wizerunku, ale jako Viktor Donald Scholz" - skomentował "FAZ".
Scholz chce kontynuować tradycje swoich socjaldemokratycznych poprzedników – Willy’ego Brandta i Gerharda Schroedera, którzy umocnili wizerunek SPD jako partii pokoju. Jego rachuby spaliły dotychczas na panewce – czytamy w "Handelsblatt", największym niemieckim dzienniku kół gospodarczych. Brandt położył podwaliny pod pojednanie z Polską, a Schroeder sprzeciwił się wysłaniu niemieckich żołnierzy do Iraku. Działania Scholza nie doprowadziły dotychczas do poprawy sondaży - zauważyła gazeta.
Scholz i lider opozycji Merz spierają się, a przegranym może być tylko Ukraina. "W centrum zgiełku niemieckiej kampanii wyborczej stoi Zełenski. Scholz przywiózł do Kijowa pakiet (pomocy wojskowej) o wartości 650 mln euro. To dużo pieniędzy. Zełenski chciałby jednak gwarancji bezpieczeństwa NATO dla swojego kraju oraz dostaw pocisków Taurus. Od Scholza nie dostanie ani jednego, ani drugiego" – podsumował Thomas Sigmund, komentator "Handelsblatt".
Autor: Jacek Lepiarz (PAP)
lep/ szm/kgr/