Zgromadzeni domagali się równych praw w traktowaniu z innymi obywatelami: przyjęcia ustawy o związkach partnerskich oraz ustawy antydyskryminacyjnej. Skandowali także m.in. hasła, w których prosili Zachód o uzbrojenie dla obrony przed rosyjską agresją.
"Nasze społeczeństwo bardzo się zmieniło i homofobia nie jest już tak silna, jak jeszcze kilka lat temu. Oczekujemy jednak, że nasze władze również będą się zmieniały i przyjmą prawa, które pozwolą nam na godne życie" – powiedział PAP uczestniczący w wydarzeniu Ołeh.
Marsz pokonał jedynie dystans 100 metrów. Taki odcinek wyznaczyły dla niego kijowskie władze, obawiając się o bezpieczeństwo uczestników na wypadek alarmu i ataku powietrznego. Z tego też powodu imprezę zorganizowano w pobliżu stacji metra, gdzie można było schronić się w razie bombardowania.
Wśród uczestników marszu widać było żołnierki i żołnierzy w mundurach polowych. Wśród nich był weteran Dmytro.
"Jestem przedstawicielem wspólnoty "Żołnierze Wspólnoty LGBT za równe prawa" Domagamy się wsparcia i akceptacji. My nie jesteśmy wymyśleni, jesteśmy żywymi ludźmi i potrzebujemy ustawy o związkach partnerskich, byśmy mogli żyć, jak inni” – powiedział.
Ten były już wojskowy przyszedł na Marsz Równości oparty na kulach po zranieniu na froncie. "Walczymy na froncie na równi z innymi obywatelami, dlatego domagamy się równego traktowania" – wyjaśnił w rozmowie z PAP.
W paradzie Kyiv Pride uczestniczyli przedstawiciele zachodnich placówek dyplomatycznych, a impreza ochraniana była przez wzmożone oddziały policyjne.
Po zakończeniu marszu organizatorzy poprosili jego uczestników, by nie spacerowali po mieście z kolorowymi flagami, które symbolizują ich ruch, a udali się metrem do domów. Wcześniej ostrzegano, że przeciwko paradzie mogą protestować środowiska nacjonalistyczne.
Z Kijowa Jarosław Junko (PAP)
nl/