Wicepremier Włoch ma nadzieję na udział Rosjan w igrzyskach 2026. "Zbliża się Wielkanoc i miejmy nadzieję, że przyniesie pokój"
Włoski wicepremier, minister infrastruktury i transportu Matteo Salvini wyraził nadzieję, że przyszłorocznych zimowych igrzyskach olimpijskich, które odbędą się na północy Italii, będą mogli wziąć udział również sportowcy rosyjscy. Jak dodał, chciałby zobaczyć flagi ukraińskie i rosyjskie.

Podczas inauguracji toru bobslejowego, przygotowanego na igrzyska Mediolan-Cortina d'Ampezzo, Salvini oświadczył: "Zbliża się święta Wielkanoc i miejmy nadzieję, że przyniesie pokój".
"Mamy nadzieję, że te igrzyska będą mogły gościć sportowców z flagami ukraińskimi i także rosyjskimi, bo widok zawodników startujących bez swojego sztandaru nie jest miły" - dodał włoski wicepremier.
Salvini podkreślił, że tor bobslejowy w Cortinie d'Ampezzo jest "przykładem wspaniałej włoskiej inżynierii". "Włoscy Inżynierowie i architekci nie mają sobie równych na świecie" - ocenił.
Olimpijski tor wywoływał przez długi czas polemiki i dyskusje, ponieważ poszukiwano lokalizacji dla niego, co spowodowało spore opóźnienia. Pojawiła się nawet hipoteza skorzystania podczas włoskich igrzysk z odpowiedniego obiektu w Austrii.
"Odrobiliśmy opóźnienia" - zapewnił Salvini podczas wtorkowej prezentacji.
Reprezentacja Rosji po raz ostatni wzięła udział w igrzyskach w 2016 roku w Rio de Janeiro. I już wtedy w niepełnym składzie, gdyż ze startu wykluczono lekkoatletów, z wyjątkiem Darii Kliszyny, a także dużą część kadry wioślarzy, kajakarzy, pływaków, pięcioboistów i jednego żeglarza. Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) rekomendowała nawet MKOl wykluczenie wszystkich Rosjan w reakcji na raport o dopingu podczas zimowych igrzysk w Soczi w 2014 roku, przygotowany przez kanadyjskiego prawnika Richarda McLarena. Z dokumentu wynikało, że laboratoria antydopingowe w Soczi i w Moskwie, minister sportu oraz służby specjalne Rosji (FSB) brały udział w tuszowaniu pozytywnych wyników testów reprezentantów gospodarzy.
Sprawa systemowego dopingu w rosyjskim sporcie, nagłośniona po raz pierwszy w filmie dokumentalnym niemieckiej telewizji ARD w grudniu 2014 roku, ciągnęła się dalej i miała swoje skutki. W zimowych igrzyskach w Pjongczangu w 2018 roku startowali "Olimpijscy sportowcy z Rosji", a w kolejnych - letnich w Tokio w 2021 oraz zimowych w Pekinie w 2022 - ekipa uczestniczyła pod szyldem Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego. Bez narodowych barw i bez grania hymnu rosyjskiego dla zwycięzców.
Z kolei po rozpoczętej w lutym 2022 pełnoskalowej zbrojnej agresji na Ukrainę Rosja i jej sojuszniczka Białoruś cały czas pozostają na marginesie światowego sportu. Zawodnicy z tych krajów startują tylko w niektórych dyscyplinach, ale pod neutralną flagą, a drużyny - zarówno narodowe, jak i klubowe - są wykluczone z międzynarodowych rozgrywek.
W ubiegłym roku w igrzyskach w Paryżu wystartowało tylko 17 Białorusinów i 15 Rosjan. Zaproszeni jako "indywidualni sportowcy neutralni" musieli przejść zarówno przez sito kwalifikacyjne, jak i podwójną kontrolę, najpierw przez międzynarodowe federacje, a następnie przez MKOl, aby upewnić się, że nie wspierają aktywnie wojny na Ukrainie, ani nie mają żadnych powiązań z armią swojego kraju.
Nie wszyscy sportowcy z tych krajów zostali dopuszczeni do eliminacji. Tak stało się po decyzjach światowych federacji - lekkoatletycznej i pływackiej.
W Paryżu Białorusini zdobyli cztery medale olimpijskie, m.in. złoty wywalczył gimnastyk Iwan Litwinowicz w skokach na trampolinie. Spośród Rosjan na podium stanęły tylko srebrne w deblu tenisistki Mirra Andriejewa i Diana Sznajder.
sw/ pp/ sma/