"W handlu zbożem dwa czynniki mają największy wpływ na jego cenę, jest to cena ziarna i koszty transportu, dlatego największe problemy ukraińskie zboże stworzyło dla krajów przyfrontowych. Im dalej od ukraińskiej granicy, to jego cena była wyższa i w mniejszym stopniu negatywnie wpływała na ceny w lokalnych skupach" - skomentował zastępca dyrektora generalnego Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa Marcin Wroński.
Jak mówił, UE w tej sprawie ma podzielone zdanie. Interesy krajów Unii nie są spójne. W interesie krajów, które graniczą z Ukrainą, jest utrzymanie zakazu eksportu, a dla innych niekoniecznie. Wynika to z tego, że właścicielami ogromnych agroholdingów na Ukrainie są m.in. Holendrzy, Niemcy, Francuzi i to oni faktycznie sprzedają ukraińskie zboże.
Przed wojną 40 proc. kukurydzy Ukraina eksportowała do UE - do Hiszpanii, Belgii, Włoch czy Niemiec, a nie do Polski, ponieważ nasza produkcja zaspokajała nasze potrzeby. Te kraje europejskie importujące ukraińską czy brazylijską kukurydzę - to duzi producenci trzody chlewnej, którzy to ziarno wykorzystywali na paszę, a więc w ich interesie jest, by ukraińskie zboże w jak największych ilościach wpływało na teren wspólnoty - tłumaczył Wroński.
Wiceszef KOWR zwrócił uwagę, że w ostatnim sezonie import zboża, głównie z Ukrainy do Polski był większy, ale jednocześnie odnotowaliśmy rekordowy eksport. Bilans w handlu zbożem był korzystny - eksport był kilkukrotnie większy niż import - podkreślił.
Wroński zapytany o to, czy udało się opróżnić magazyny u rolników, wyjaśnił, że w UE, co za tym idzie w Polsce również nie ma obowiązku monitorowania zapasów zbóż, więc możemy tylko mówić o szacunkach.
"Na pewno do żniw udało się opróżnić magazyny, zapasy, z którymi wchodziliśmy w nowy sezon były nieznacznie wyższe, lecz nie były to takie wartości, jakimi straszono w czerwcu lub lipcu" - stwierdził. "Co do obowiązku monitoringu zapasów zbóż, to uważam, że taki mechanizm powinien być wprowadzony w Unii na wzór istniejącego monitoringu cukru, czy mleka. Pozwalałoby to szybciej reagować i mieć wiarygodne dane rynkowe" - dodał.
W poprzednim sezonie zbożowym, który skończył się dwa miesiące temu, udało się wyeksportować z Polski rekordową ilość zbóż, było to prawie 12 mln ton, zazwyczaj eksportowaliśmy ok. 5 mln ton. Najlepiej wypadł czerwiec, przez cztery głównie porty tj. Gdańsk, Gdynia, Świnoujście i Szczecin wysłano prawie 970 tys. ton zbóż, jeżeli doliczymy to tego małe porty takie jak Kołobrzeg, to był to wolumen około miliona ton. Eksport odbywał się również pociągami i samochodami, głównie na zachód - poinformował Wroński.
W opinii wicedyrektora KOWR, "ten wynik eksportu był możliwy tylko dzięki dobrej współpracy ministerstwa rolnictwa, ministerstwa infrastruktury, służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo żywności i eksporterów". Podkreślił, że zachętą do sprzedaży zbóż przez rolników były wprowadzone przez rząd dopłaty. "Bez nich tak duży eksport byłby niemożliwy" - zaznaczył.
Wroński przyznał, że obecnie ceny zbóż są niskie. "Musimy mieć świadomość, że Polska jest elementem światowego rynku zbóż i nie wiadomo, ile rząd by wprowadził dopłat, to i tak cena będzie zależała od notowań na giełdach światowych" - podkreślił. Są dwie główne giełdy w Chicago i Paryżu które wyznaczają ceny i trendy na świecie.
"Żyjemy w bardzo niestabilnym czasie, okres paniki i wysokich cen spowodowanych wybuchem wojny, niepewnością, czy zachwianiem się rynku roślin oleistych mamy już za sobą i nie sądzę, że szybko powtórzy się 1650 zł dla pszenicy, czy 4000 zł dla rzepaku. Na cenę obecnie największy wpływ będzie miała sytuacja z transportem zbóż przez Morze Czarne i kursy walut" - stwierdził Wroński. (PAP)
autorka: Anna Wysoczańska
kno/