Hoyle podkreślił, że tocząca się na Ukrainie wojna, całkowicie zmieniła podejście państw NATO, nie tylko do rodzajów potencjalnego zagrożenia, ale również do broni, jaką sojusz musi posiadać, by móc na nie adekwatnie odpowiadać.
Przypomniał, że od wstąpienia Polski do NATO, sojusz skoncentrowany był na zapobieganiu zagrożeń o charakterze terrorystycznym i operacjach w Afganistanie i Iraku. „Kiedy Polska weszła do NATO, sojusz był skoncentrowany na operacjach w Iraku i Afganistanie. Główną strategią było przeciwdziałanie atakom z użyciem improwizowanych urządzeń wybuchowych. To co obserwujemy od 18 miesięcy na Ukrainie, to zupełnie inny rodzaj walk. Myślę, że wszystkie europejskie armie redefiniują swoje podejście, doktryny, struktury i sposób szkolenia” – ocenił wicedyrektor Lockheed Martin na Europę.
Podkreślił, że zmiany w sposobie przygotowania do prowadzenia działań wojennych przez Sojusz Północnoatlantycki, zmaterializowały się w postaci postanowień ostatniego szczytu NATO w Wilnie. „Uwidoczniło się to w postanowieniach szczytu NATO w Wilnie. Sojusz restrukturyzuje swoje założenia, by stawić czoło nie do końca nowym, ale bardzo realnym zagrożeniom. Polska jest częścią tego procesu” – zaznaczył Hoyle.
Pytany o to, co jest obecnie największym wyzwaniem dla przemysłu zbrojeniowego, wskazał, że przygotowujące się na możliwą agresję rosyjską, państwa członkowskie sojuszu, inwestują w zupełnie inną niż dotychczas broń. „Te zmiany wymagają inwestycji w rodzaje broni, które w ostatnich dwudziestu latach nie były dla Zachodu priorytetem. To wielkie wyzwanie dla całego przemysłu obronnego. Musimy położyć nacisk, na inne niż dotychczas projekty, znacznie zwiększyć wolumeny produkcji. A to z kolei wymaga czasu, choć robimy wszystko co w naszej mocy, by przyspieszyć te procesy” – podkreślił.
Hoyle zauważył, że na ukraińskim froncie sprawdziły się produkowane przez Lockheed Martin wyrzutnie HIMARS. „Ten konflikt pokazał, jak ważne jest precyzyjne prowadzenie ognia. Produkowane przez nas wyrzutnie HIMARS, stały się kluczowym wyposażeniem większości armii NATO. Służą jako element odstraszający, ale jeśli doszłoby do sytuacji, w której musiałyby zostać wykorzystane, dają możliwość przeprowadzenia mocnego i bardzo precyzyjnego uderzenia. Pokazały to na Ukrainie” – zaznaczył.
Wskazał, że zintensyfikowanie produkcji wymaga nie tylko zaangażowania gigantów zbrojeniowych, ale również wszystkich kooperantów. „Nie chodzi wyłącznie o duże przedsiębiorstwa, takie jak Lockheed Martin, ale również o wszystkich naszych dostawców. Jeśli my podwajamy produkcję, wszyscy w naszym łańcuchu dostaw muszą zrobić to samo, a to wymaga ogromnych inwestycji. Dotychczas udało nam się podwoić produkcję HIMARS-ów i Javelinów” – zaznaczył Hoyle.
Oprócz tego, jak podkreślił, istotna jest również dywersyfikacja lokalizacji produkcyjnych. „To wniosek, który wyciągnęliśmy z pandemii, ale jest on również ważny w kontekście wojny w Ukrainie. Chodzi o stworzenie alternatywnych źródeł produkcji. Pandemia pokazała, że zcentralizowanie produkcji w jednym miejscu jest obarczone dużym ryzykiem” – wyjaśnił.
Hoyle wskazał, że to właśnie dlatego Lockheed Martin zdecydował się otworzyć drugą pod względem wielkości fabrykę w Polsce. „Należąca do nas fabryka w Mielcu (PZL Mielec – PAP), jest drugim największym ośrodkiem produkcyjnym Lockheed Martin na świecie. Jedynym większym zakładem jest nasza fabryka w Greenville w USA” – zaznaczył.
Jak podkreślił, Lockheed Martin chce rozwijać swoją operację w Polsce. „Choć nie mogę zdradzić czego dotyczą te rozmowy, jesteśmy w trakcie negocjacji z polskim MON. Chcemy rozwijać współpracę z Polską na wielu płaszczyznach” – podkreślił Hoyle. (PAP)
Autorka: Daria Al Shehabi
sma/