Niemiecka policja federalna od połowy października prowadzi kontrole graniczne m.in. w związku z presją migracyjną. Kontrole prowadzone są bezpośrednio na byłych przejściach granicznych, lecz na swoim terytorium, niekiedy kilka kilometrów od granicy z Polską, powodują wielokilometrowe korki po obu stronach granicy.
Zdaniem premiera Brandenburgii Dietmara Woidke lepszą opcją byłoby, gdyby takie kontrole były przeprowadzane przez niemieckie służby na polskim terytorium.
"Lepszą opcją byłoby - czego też bym sobie życzył, gdybyśmy mogli przeprowadzić rozmowy z polskim rządem, co obecnie w przypadku Polski jest nieco trudne, ale pilnie należałoby to zrobić – gdybyśmy mogli takie kontrole przeprowadzać już na polskim terytorium, odsuwając je od granicy, a tym samym wyeliminować niedogodności, związane z takimi kontrolami dla regionu przygranicznego" – wyjaśnił w rozmowie z niemiecką stacją Deutschlandfunk Woidke.
"Takie rozwiązanie nie było przedmiotem żadnych rozmów i ustaleń ze stroną niemiecką. Ponadto z wielu względów, także tych prawnych, jest ono całkowicie wykluczone" - odpowiada mu zapytany o ten pomysł wiceszef MSWiA Bartosz Grodecki. Jego zdaniem kontrole graniczne zawsze powodują spowolnienie ruchu, a potencjalne prowadzenie ich na polskim terytorium jedynie odsunęłoby kolejki od przejść granicznych, a nie je likwidowało.
"To jest niemożliwe. Jeżeli Niemcom przeszkadzają kolejki w pobliżu przejść, to równie dobrze mogą oni prowadzić kontrole na własnym terytorium" - zaznaczył Grodecki i podkreślił, że nie ma podstaw prawnych, na bazie których strona niemiecka mogłaby kontrolować wjazd na terytorium swojego kraju po stronie polskiej.
W ocenie wiceszefa polskiego MSWiA prowadzone przez Niemcy kontrole na granicach wewnętrznych są skutkiem zbyt liberalnej polityki migracyjnej. "Kontrole na granicach wewnętrznych, w założeniu kodeksu granicznego Schengen, miały być wprowadzane w ostateczności, tzn. prowadzone w momencie, gdy rzeczywiście dochodzi do sytuacji kryzysowej" - powiedział.
Dodał, że obecnie "mamy do czynienia z powolną erozją systemu Schengen, jednego z filarów Unii Europejskiej i niewątpliwie jednego z jej sukcesów". Jak zaznaczył, Komisja Europejska w zbyt małym stopniu zajmowała się bezpieczeństwem strefy, wzmocnieniem readmisji, ochroną granic zewnętrznych i współpracą z krajami pochodzenia. W zamian przyjęto rozwiązania w ramach paktu, "który główny akcent kładzie na relokacje migrantów".
Grodecki przypomniał, że to Europa Zachodnia, a w szczególności Niemcy, są miejscami docelowymi nielegalnej migracji. "Jedyną odpowiedzią, która pozostaje rządowi federalnemu jest wprowadzenie kontroli na swoich granicach, wskutek czego powstają kolejki" - ocenił Grodecki.
Dodał, że z uwagi na brak wypracowania odpowiednich mechanizmów i zbyt otwartej polityki migracyjnej obecnie, kolejne kontrole graniczne wprowadziły m.in. Włochy, Czechy, Słowacja i Austria. "Nie mamy żadnych innych narzędzi do tego, żeby bronić się przed nielegalną migracją, co powoduje, że cała strefa Schengen - dobrodziejstwo, które znamy - kończy się na naszych oczach" - powiedział.
W jego ocenie cały system ochrony międzynarodowej jest nadużywany i wymaga głębokiej reformy. "Wspólnota powinna zająć się całościową reformą polityki migracyjnej, począwszy od zmiany modelu współpracy z krajami trzecimi, poprzez ochronę granic zewnętrznych, szybkie i skuteczne procedury azylowe, skończywszy na skutecznych readmisjach, walce z przemytem ludzi i instrumentalizacją migracji" - mówił.
Zapytany o to, ilu nielegalnych migrantów może przedostawać się z Polski do Niemiec zwrócił uwagę, że są to dane "bardzo trudne do oszacowania", bo - jak wskazał - nie ma dobrego, wiarygodnego miernika. Niemcy opierają się na informacjach podawanych przez migrantów, a są one krajem docelowym, w którym krzyżują się właściwie wszystkie szlaki migracyjne - zauważył.(PAP)
autor: Marcin Chomiuk
gn/