Niespełna trzy miesiące temu, 20 czerwca w Kiszyniowie, Polska przegrała z Mołdawią 2:3 w meczu eliminacji mistrzostw Europy, chociaż do przerwy prowadziła 2:0 po golach Arkadiusza Milika i Roberta Lewandowskiego.
Biało-czerwoni byli zdecydowanym faworytem w starciu z dopiero 171. wówczas w światowym rankingu Mołdawią (Polska w dniu rozgrywania tego meczu była 23.).
"Co się stało w drugiej połowie? Nie wiem, nie jestem w stanie tego wytłumaczyć" - przyznał tuż po meczu trener Fernando Santos.
A kilka dni temu, ogłaszając powołania na mecze z Wyspami Owczymi 7 września w Warszawie i Albanią trzy dni później w Tiranie, wspominał: "Po porażce z Mołdawią wyszedłem ze stadionu zawstydzony, chciałem się ukryć. Po takim meczu można jedynie spuścić głowy i wrócić w ciszy do domu...".
Faktycznie, to był jeden z najbardziej wstydliwych wyników reprezentacji Polski w historii. Może nawet najbardziej, biorąc pod uwagę lokatę rywala w rankingu FIFA i prowadzenie do przerwy 2:0. "Ten mecz przejdzie do historii. Nie ma co ukrywać, katastrofa" - powiedział PAP były kapitan reprezentacji Waldemar Prusik.
W XXI wieku biało-czerwoni zaliczyli łącznie cztery wpadki ze znacznie niżej notowanym rywalami.
Od czasu istnienia rankingu FIFA, czyli od 30 lat, nigdy jednak nie stracili punktów z tak nisko notowanym przeciwnikiem.
W 1997 i 2007 roku Polakom przydarzyły się na Kaukazie Południowym porażki z - odpowiednio - Gruzją i Armenią. Inna sprawa, że wyprawa piłkarska w tamte rejony zawsze jest niewiadomą i może skończyć się przykro, o czym przekonało się wiele wyżej notowanych drużyn.
Polacy ulegli Gruzji 0:3 w eliminacjach MŚ 1998 i ostatecznie nie awansowali do turnieju we Francji.
Natomiast porażka z Armenią 0:1 w kwalifikacjach Euro 2008 nie okazała się kosztowna, ponieważ kadra prowadzona wówczas przez Leo Beenhakkera zdołała awansować do finałowego turnieju w Austrii i Szwajcarii.
Bardzo dużym echem odbiła się porażka z Łotwą 0:1 na Łazienkowskiej w Warszawie we wrześniu 2002 roku, za kadencji Zbigniewa Bońka - w eliminacjach Euro 2004.
Ten rezultat odebrano w Polsce jako kompromitację. Porażka okazała się bardzo kosztowna, ale z drugiej strony warto przypomnieć, że Łotysze dysponowali wówczas całkiem solidną drużyną, z piłkarzami grającymi m.in. w rosyjskiej, a nawet angielskiej ekstraklasie.
Na przykład Marians Pahars w latach 1999-2006 występował z powodzeniem w Southampton FC, Andrejs Rubins w Crystal Palace (2000-03), Juris Laizans w CSKA Moskwa (2001-05). Inną gwiazdą zespołu był Maris Verpakovskis, który po odejściu ze Skonto Ryga grał m.in. w Dynamie Kijów, Getafe, Celcie Vigo i Hajduku Split.
Łotysze zajęli drugie miejsce w polskiej grupie, następnie okazali się lepsi w barażach o awans od Turków. A w turnieju finałowym w Portugalii, choć nie wyszli z grupy, potrafili zremisować z Niemcami 0:0.
W czerwcu 2013 biało-czerwoni zaliczyli wpadkę z... Mołdawią, choć mniejszego kalibru niż ostatnio. W eliminacjach mistrzostw świata 2014, za kadencji trenera Waldemara Fornalika, reprezentacja zremisowała w Kiszyniowie 1:1, a wynik został ustalony już do przerwy. Na gola Jakuba Błaszczykowskiego w siódmej minucie odpowiedział pół godziny później Eugen Sidorenco.
Wtedy jednak Polska była notowana znacznie niżej niż obecnie. W lipcu 2013 roku w rankingu FIFA, również na skutek remisu z Mołdawią, zajmowała dopiero 75. miejsce. Mołdawia awansowała wówczas ze 134. na 125. lokatę.
Wyjazdowy remis z teoretycznie znacznie słabszym rywalem Polacy zanotowali także 4 września 2016 roku - 2:2 w Astanie z Kazachstanem 2:2 na inaugurację eliminacji mistrzostw świata 2018, choć prowadzili do przerwy 2:0.
Ta wpadka była jednak w pewnym sensie... wkalkulowana w tamtejsze eliminacje. Nawet niektórzy działacze PZPN przewidywali kłopoty z Astanie. Podopieczni Adama Nawałki dwa miesiące wcześniej dotarli do ćwierćfinału Euro 2016, gdzie dopiero w rzutach karnych uznali wyższość późniejszych triumfatorów - Portugalczyków.
W PZPN obawiano się, że po sukcesie we Francji taki "przeskok" i mecz na sztucznej murawie w dalekim Kazachstanie może być trudny, m.in. pod względem mentalnym.
Wprawdzie początek na to nie wskazywał, Polacy do przerwy prowadzili po golach Bartosza Kapustki i Roberta Lewandowskiego z rzutu karnego, ale między 51. i 58. minutą dwie bramki dla Kazachstanu zdobył Siergiej Chiżniczenko, były napastnik m.in. Korony Kielce.
Wynik 2:2 utrzymał się do końca. Jak się później okazało, nie zaszkodził kadrze Nawałki, która awansowała bezpośrednio na mundial w Rosji.
Przed istnieniem rankingu FIFA biało-czerwonym również zdarzały się wpadki. W październiku 1984 roku kadra prowadzona przez Antoniego Piechniczka zremisowała u siebie z Albanią 2:2 w eliminacjach MŚ 1986. Wprawdzie Albańczycy okazali się mocni dla każdego w grupie (pokonali u siebie Belgów 2:0 i zremisowali z Grecją 1:1), ale Polska była wówczas trzecim zespołem świata - taką lokatę zajęła w MŚ 1982. Mimo remisu kadra Piechniczka poleciała na mundial 1986 do Meksyku.
Bardziej kosztowny okazał się remis 0:0 z Cyprem w Gdańsku w kwietniu 1987 roku, ponieważ kadra Wojciecha Łazarka nie zdołała awansować później do mistrzostw Europy 1988.
"Przedwczesny dyngus piłkarzy" - zatytułował relację z meczu z Cyprem "Przegląd Sportowy". Drużyna gości była wtedy outsiderem europejskiego futbolu.
Wszystkie dawne kompromitacje zostały zepchnięte w cień przez wydarzenia z 20 czerwca. Skalę kompromitacji w Kiszyniowie obrazuje fakt, że po raz ostatni Polska, prowadząc do przerwy 2:0, przegrała mecz w... sierpniu 1935 roku, gdy uległa u siebie w towarzyskim spotkaniu Jugosławii 2:3. To jedyny taki przypadek w historii polskiego futbolu.
Później wprawdzie jeszcze raz zdarzyło się, że biało-czerwoni przegrali, choć prowadzili 2:0, ale nie do przerwy. W październiku 1964 roku w towarzyskiej potyczce szybko strzelili dwa gole Irlandii w Dublinie, ale gospodarze kontaktową bramkę zdobyli jeszcze w pierwszej połowie, a końcówce spotkania Polska straciła dwie następne bramki i przegrała 2:3. Teraz na biało-czerwonych czekają Wyspy Owcze, w której wielu zawodników gra w piłkę amatorsko, godząc futbol z różnymi wykonywanymi zawodami.
Trudno sobie wyobrazić stratę nawet jednego punktu w Warszawie, ale przestrogą niech będą wyniki młodzieżowej reprezentacji Polski z 2017 i 2018 roku w eliminacjach mistrzostw Europu U-21. Na wyjeździe biało-czerwoni, prowadzeni wówczas przez Czesława Michniewicza, późniejszego selekcjonera "dorosłej" kadry, zremisowali z Wyspami Owczymi 2:2, a u siebie 1:1.
"Taki mecz można podsumować krótko - to nasza kompromitacja" - przyznał po remisie u siebie Michniewicz.
W jego drużynie młodzieżowej grali m.in. Kamil Grabara, Mateusz Wieteska, Sebastian Szymański, Bartosz Kapustka, Dawid Kownacki czy Karol Świderski.
Kompromitacja w czerwcu 2023 w Kiszyniowie (i marcowa porażka z Czechami 1:3 w Pradze) sprawiła, że po trzech meczach eliminacji Euro 2024 podopieczni Santosa zajmują przedostatnie miejsce (3 pkt), a potyczka w Warszawie z Wyspami Owczymi urosła do rangi "meczu o wszystko".
"Oczywiście wolelibyśmy mieć lepszy dorobek, ale wciąż zależymy od siebie w tych eliminacjach. Pięć pozostałych spotkań to dla nas pięć finałów" - podkreślił trener Santos.
"Wierzę, że teraz nastąpi nowy początek kadry" - zapowiedział z kolei kapitan Robert Lewandowski.
Autor: Maciej Białek (PAP)
mar/