Zastępca szefa BBN: konsekencje ceł odczują zarówno obywatele USA, jak i krajów na które zostały nałożone
Eksperci wskazują, że konsekwencje ceł będą odczuwalne zarówno dla obywateli USA, jak i państw, na które zostały nałożone, prawdopodobnie zwiększy się inflacja - zaznaczył zastępca szefa BBN Mieszko Pawlak odnosząc się do ogłoszonych w środę decyzji prezydenta Donalda Trumpa.

Prezydent Stanów Zjednoczonych podpisał w środę rozporządzenie nakładające "cła wzajemne" w wysokości co najmniej 10 proc. na towary importowane z zagranicy; stawki te mają stanowić połowę zsumowanych ceł i pozacelnych barier handlowych stosowanych przez inne kraje. W przypadku towarów z UE wyniosą one 20 proc.
Pawlak zapytany w programie "Tłit" Witrualnej Polski o konsekwencje nałożenia ceł, powiedział powołując się na ekspertów, że można przypuszczać, że najbardziej będą mogli je odczuć przede wszystkim zwykli obywatele zarówno w samych Stanach Zjednoczonych, jak i w tych państwach, na które cła zostały nałożone. "Będzie też prawdopodobnie zwiększona inflacja" - dodał.
Zaznaczając, że "polityka celna jest całkowicie uwspólnotowiona" przywołał słowa przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen o wprowadzeniu ceł odwetowych. W czwartek rano szefowa KE poinformowała, że kończony jest pierwszy pakiet środków zaradczych w odpowiedzi na cła USA na stal, przygotowane są kolejne, by chronić interesy UE.
Cały problem polega na tym, że obecna administracja amerykańska uznaje za taki ekwiwalent ceł także podatki funkcjonujące w Unii Europejskiej - przede wszystkim VAT, którego nie ma w Stanach Zjednoczonych, ale także regulacje, których w Unii Europejskiej jest masa, a które nie stanowią przecież tak naprawdę polityki celnej.
"One dotyczą wszystkich, a koszty tych podatków przede wszystkim ponosimy my, czyli obywatele państw członkowskich Unii Europejskiej. W związku z czym ta spodziewana i zapowiadana reakcja Unii Europejskiej, można powiedzieć, że w tym w tym przypadku jest racjonalna" - powiedział zastępca szefa BBN.
Zapytany o to, że wśród państw, których dotyczy ogłoszona w środę decyzja o cłach, nie ma Rosji, Białorusi czy Korei Północnej, Pawlak ocenił, że "nałożenie nowych ceł na te państwa byłoby bardzo dziwnym komunikatem, biorąc pod uwagę to jak silny jest amerykański reżim sankcyjny wobec tych trzech państw". Dodał, że zamiast np. Rosji, która jest "objęta potężnymi, naprawdę potężnymi sankcjami amerykańskimi", co powoduje, że obecnie handel amerykańsko-rosyjski praktycznie nie istnieje, na liście są Chiny i "stawka jest w odniesieniu do Chin znacznie wyższa niż np. w odniesieniu do Unii Europejskiej, bo to są bodaj 34 proc".
Według zapowiedzi ze środy, w przypadku Chin taryfy wyniosą 34 proc. (stawka ta zostanie dodana do ogłoszonych wcześniej 20 proc. ceł; będzie wynosić 54 proc.), Japonii - 24 proc., Indii - 26 proc., Korei Płd. - 25 proc.
W niedawnym wywiadzie wywiadzie dla Fox News amerykański minister finansów Scott Bessent zapytany dlaczego na liście państw obłożonych cłami nie znalazły się Rosja i Białoruś, odpowiedział, że USA "nie prowadzą handlu" z tymi krajami, bo podlegają one sankcjom. W rzeczywistości, choć import rosyjskich dóbr do USA radykalnie zmalał ze względu na sankcje i embarga na rosyjskie surowce, w 2024 r. wartość importowanych towarów wyniosła 3 mld dolarów. Na liście znalazły się inne objęte sankcjami USA państwa takie jak Iran, a także nawet terytoria zamorskie Francji, Australii czy Nowej Zelandii, w tym niezamieszkałe australijskie wyspy Heard i McDonald, czy liczący niecałe 3 tys. mieszkańców norweski Svalbard.
Według Pawlaka to, co teraz robi prezydent Trump nawiązuje do jego sposobu działania, który można było obserwować jeszcze w jego pierwszej kadencji prezydenckiej. "(Prezydent Trump) trochę postrzega relacje pomiędzy państwami, tak jak relacje pomiędzy firmami w biznesie, ponieważ sam jest człowiekiem właśnie wywodzącym się z biznesu" - powiedział zastępca szefa BBN.
Podczas czwartkowej rozmowy z "Tłit" WP, w kontekście niedawnych słów unijnego komisarz ds. obrony Andriusa Kubiliusa, że "za pięć lat lub nawet szybciej Rosja może być gotowa i zdolna do zaatakowania jednego lub więcej krajów Unii Europejskiej", Pawlak został zapytany, czy jesteśmy przygotowani na ewentualny atak Rosji. "Jedno jest pewne - musimy coraz intensywniej przygotowywać się na taką możliwość" - odpowiedział. Dodał, że jeśli chodzi o Polskę, to inwestycje w bezpieczeństwo oraz obronność są realizowane, natomiast "przede wszystkim musimy zachęcać naszych partnerów europejskich do tego, żeby te działania również podejmowali". (PAP)
azk/ mok/ grg/