Zdaniem Zarembiuka zatrzymywanie i skazywanie Białorusinów za nawet drobne przejawy nieprawomyślności jest powszechne.
„To odbywa się codziennie. I nie mówimy o pojedynczym epizodzie, a o kilku lub kilkudziesięciu każdego dnia” – podkreśla działacz.
„Niedawno szwaczki w mińskiej fabryce Elema miały na sobie biało-czerwono-białe elementy ubioru.(…) Nie wiemy, czy to przez przypadek, czy też miał to być taki protest robiony dla siebie, dla serca, żeby czuć, że nie jest się częścią tego reżimu. Panie zostały aresztowane” - powiedział Zarembiuk.
Biało-czerwono-białe barwy ma historyczna flaga Białorusi, używana przez środowiska przeciwne reżimowi Alaksandra Łukaszenki.
W przypadku opozycjonistów, działaczy czy dziennikarzy mieszkających za granicą stosowane są procesy zaoczne. Zarembiuk podał jako przykład swą własną historię. Mieszka on w Polsce od 2010 roku i przez ten czas nie był na Białorusi.
„Nie było wobec mnie żadnego artykułu karnego. A w czerwcu do moich rodziców przyjechali śledczy z Grodna, bo jestem z Mostów w obwodzie grodzieńskim, i powiedzieli, że przeciwko mnie wszczęto trzy sprawy karne z trzech artykułów. Nawet moi rodzice nie wiedzą za co i nie dostali żadnych dokumentów to potwierdzających. Potem przyjechali już miejscowi milicjanci, żeby zrobić rewizję i przesłuchać mamę i tatę. A ja od 13 lat nie byłem w kraju” – powiedział działacz.
„Jeśli ci, którzy zostali już zwolnieni (z więzienia), nie wyjadą z Białorusi, są przeciwko nim wszczynane sprawy z kolejnych artykułów i są aresztowani ponownie. Są takie przypadki, że np. ktoś wyjechał do Polski na podstawie wizy humanitarnej i po 2-3 tygodniach już ma kolejną sprawę karną. To jest masowa praktyka. To, że byłeś w opozycji, siedziałeś w więzieniu i wróciłeś (na Białoruś), żeby powiedzmy hodować króliki, nic ci nie da, i tak nie będziesz miał spokojnego życia” – twierdzi Zarembiuk.
Podkreśla, że odradza wszystkim mieszkającym za granicą Białorusinom, którzy w ostatnich latach wypowiadali komentarze krytyczne wobec władz Białorusi, powracanie do kraju.
Jedną z ostatnich osób skazanych w procesie karnym za wyrażanie poglądów niezgodnych z linią władz jest 29-letnia Alaksandra Kraśko, której sąd wymierzył w grudniu, wkrótce po powrocie z Polski, karę 10 lat więzienia z ośmiu artykułów kodeksu karnego, w tym o szkalowaniu Łukaszenki i o utworzeniu ugrupowania ekstremistycznego. Według śledczych udzieliła ona wywiadu mediom uznanym przez władze białoruskie za ekstremistyczne, a także administrowała kanałem na Telegramie, w którym publikowano teksty „szkalujące” dyktatora.
Jako środek nacisku powszechnie wykorzystywany jest na Białorusi również system czasowych umów o pracę. Najpowszechniejszą formą zatrudniania pracowników w tym kraju są umowy na okres od roku do 5 lat.
„To jeden z instrumentów kontroli pracowników, żeby można było wywierać na niego presję, jeśli uczestniczy w opozycyjnych demonstracjach czy jest członkiem organizacji społecznej” – powiedział Zarembiuk.
„Nieważne, czy to zakład prywatny, czy państwowy. Jeśli zakład jest prywatny i właściciel nie chce skrzywdzić pracownika, to KGB czy milicja mogą po prostu przyjść i szybko mu wytłumaczyć, co i jak szybko należy zrobić. Jako metodę perswazji stosuje się przede wszystkim areszt administracyjny na kilka dób. Wystarczy, że w telefonie właściciela zakładu znajdą jakieś polubienia czy wiadomości, które wskazują na popieranie opozycji. Albo dwaj milicjanci jako świadkowie zeznają, że widzieli, jak próbował zamanifestować sprzeciw wobec reżimu, np. rysując na kartce biało-czerwono-białą flagę” – mówi opozycjonista.
Młodzi ludzie, którzy otwarcie demonstrowali sprzeciw wobec władzy, nie zostaną przyjęci na uczelnię, a jeśli już na niej są, zostaną natychmiast relegowani. Przy tym władze mogą wymusić na rodzinie spłatę czesnego za dwa czy trzy lata już odbytych przez nich studiów, nawet jeśli studiowali nieodpłatnie – podkreśla Zarembiuk.
Rodzinie osoby, która zaangażowała się w działalność opozycyjną, również grozi zwolnienie z pracy. „Mogą też wsadzić rodzica, a często są to ludzie starsi mający problemy ze zdrowiem, na 15 dób do aresztu administracyjnego” – mówi działacz.
Sposobem wywierania presji na obywateli jest również zatrzymywanie ich na granicy oraz zakaz wyjazdu z kraju, praktyka – zdaniem Zarembiuka – bardzo powszechna.
Białorusinom, którzy wyjechali za granicę, władze utrudniają załatwianie wielu formalności. Na przykład od 7 września zakazano placówkom dyplomatycznym Białorusi wydawania obywatelom paszportów poza granicami kraju. Białoruscy emigranci nie mogą więc wyrobić ani przedłużyć dokumentu, a także np. pełnomocnictwa w celu sprzedaży majątku.
„Wcześniej przez notariusza można było upoważnić matkę czy kogoś innego do sprzedaży nieruchomości. Teraz takiej możliwości nie ma. Wielu Białorusinów, którzy wyjechali z przyczyn politycznych, a w Polsce ponad 10 tys. otrzymało status uchodźcy w ostatnich latach, już nie może sprzedać swojego mieszkania. A wiele osób sądziło, że wyjeżdżają tylko na chwilę i zaraz sytuacja polityczna się zmieni. Niektórzy uświadomili sobie, że to nie nastąpi prędko i zdążyli sprzedać swoje mieszkania. Reżim zauważył te ruch i zmienił odpowiednią ustawę” – mówi Zarembiuk.
Jak podkreśla, represyjna polityka władz skutecznie dusi jakiekolwiek protesty czy przejaw nielojalności wobec reżimu.
„Społeczeństwo jest w tej chwili na tyle zastraszone, że każdy człowiek mający trochę rozumu wie, że lepiej się schować, wyłączyć telefon i przeanalizować każdy swój krok, jeśli chce się zostać w kraju i być na wolności. Jest dużo ludzi, którzy nie popierają tego reżimu, ale robią wszystko, żeby nie wyjechać na emigrację, tylko zostać u siebie w domu i w kraju” - powiedział.
Fundacja Białoruski Dom działa w Warszawie od 2011 roku, a jej głównym zadaniem jest pomoc represjonowanym Białorusinom. „W ciągu ostatnich trzech lat pomogliśmy na kwotę ok. 2 mln zł. Generalnie to są zapomogi finansowe, ale również kursy języka polskiego, sanatoria dla represjonowanych, pomoc psychologiczna, grupy wsparcia, pomoc w poszukiwaniu pracy czy w legalizacji pobytu” – powiedział Zarembiuk.
Podkreślił, że Polacy bardzo pomagają Białorusinom i mają do nich dobry stosunek. „To jest bardzo szczere wsparcie. Dostajemy takie sygnały nie tylko w Warszawie, ale w całej Polsce. To jest bardzo ważne” - zaznaczył. (PAP)
kw/