Zespół Świątek: na jej korzyść działał fakt, że zanieczyszczony był lek, a nie suplement

2024-11-28 20:00 aktualizacja: 2024-11-28, 22:56
Iga Świątek. Fot. PAP/Marcin Cholewiński
Iga Świątek. Fot. PAP/Marcin Cholewiński
Kluczowe dla wymiaru decyzji jest to, że źródłem zanieczyszczenia był lek, a nie suplement, ponieważ leki z natury rzeczy podlegają surowszym restrykcjom - tłumaczy decyzję Międzynarodowej Agencji Integralności Tenisa (ITIA) zespół Igi Świątek. W organizmie tenisistki wykryto zakazaną substancję.

O złamaniu przepisów antydopingowych przez 23-letnią Świątek ITIA poinformowała w czwartek. Tuż po oświadczeniu organizacji komunikat wydała sama tenisistka oraz jej zespół, który szczegółowo tłumaczy przebieg dochodzenia, źródło zakazanej substancji oraz powody, dla których Polka otrzymała stosunkowo mały wymiar kary, czyli miesięczne zawieszenie.

Jak można przeczytać w komunikacie, od samego początku raszynianka i jej zespół w pełni współpracowali z ITIA, by dowieść jej niewinności. Do analizy przesłano nie tylko wszystkie leki i suplementy, które przyjmuje tenisistka, ale także próbki włosów do badania antydopingowego. Analizy wykazały, że niedozwolona substancja - trimetazydyna (TMZ) - dostała się do organizmu Świątek przez zażywany przez nią lek z melatoniną, który pomaga przy jet lagu oraz problemach ze snem i został jej zarekomendowany przez lekarza.

 

"Laboratorium potwierdziło zanieczyszczenie próbek leków pochodzących zarówno z opakowania, z którego korzystała zawodniczka, jak i ze zbadanej w celach porównawczych fabrycznie zamkniętej buteleczki tej samej partii. Zakup leku w zamkniętym fabrycznie opakowaniu, tej samej partii, i poddanie go badaniom laboratoryjnym były sprzyjającą okolicznością w opinii ITIA, ponieważ dowiodły fabrycznego zanieczyszczenia CAŁEJ partii tego leku" - napisano w komunikacie.

Poinformowano również, że badania włosów Polki nie wykazały żadnych niedozwolonych substancji.

Ostatecznie na raszyniankę nałożono karę miesięcznej dyskwalifikacji, a także utraty nagrody pieniężnej za turniej WTA 1000 w Cincinnati, który rozegrała tuż po pobraniu od niej badanej próbki.

"Kluczowe z perspektywy formalnej oraz wymiaru decyzji ITIA jest zrozumienie, że źródłem zanieczyszczenia vide wykrycia substancji w próbce moczu jest środek uznawany za LEK, a nie suplement, ponieważ leki z natury rzeczy podlegają surowszym wymogom/restrykcjom, co automatycznie wpływa na obniżenie ryzyka przyjęcia niedozwolonej substancji" - można przeczytać w komunikacie zespołu polskiej tenisistki.

Dodano, że cała sytuacja skończyłaby się upomnieniem, gdyby lek z melatoniną był tak samo klasyfikowany np. w USA jak jest w Polsce, czyli jako lek, a nie suplement. Decyzję dotyczącą wiceliderki światowego rankingu porównano także do kary nałożonej na czeską tenisistkę Nikolę Bartunkovą. Została ona zawieszona na sześć miesięcy, ponieważ TMZ znalazła się w jej organizmie za pośrednictwem suplementu, w którego przypadku występuje wyższe ryzyko zanieczyszczenia i zawodnik powinien być świadomy ryzyka wynikającego z suplementacji.

ITIA poinformowała w czwartek, że Świątek w sierpniu uzyskała pozytywny wynik testu na niedozwoloną substancję - trimetazydynę, należącą do kategorii modulatorów hormonów i metabolizmu. Próbkę pobrano od 23-letniej tenisistki dokładnie 12 sierpnia, czyli tuż po zakończeniu igrzysk olimpijskich w Paryżu, gdzie wywalczyła brązowy medal. Polka nie grała wówczas w żadnym turnieju.

12 września poinformowano raszyniankę o wyniku testu i została ona tymczasowo zawieszona, w związku z czym opuściła trzy turnieje - w Seulu, Pekinie i Wuhanie. Dziesięć dni później Świątek złożyła odwołanie.

Śledztwo ITIA ustaliło, że pozytywny wynik testu był spowodowany zanieczyszczeniem leku bez recepty - melatoniny, produkowanego i sprzedawanego w Polsce, a naruszenie nie było celowe. Po miesięcznej dyskwalifikacji, która zakończy się 4 grudnia, raszynianka będzie więc mogła pod koniec roku bez problemów zacząć nowy sezon.(PAP)

msl/ cegl/ kp/