"Prezydent podjął tę decyzję osobiście, wiedzieli o niej tylko jego najbliżsi doradcy. To była niespodzianka dla wszystkich, w tym dla samego premiera Francji Gabriela Attala" - mówi rozmówca PAP.
Pracownik Pałacu Elizejskiego wyjaśnia, że Macron nie chce stracić inicjatywy. Wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego, w których skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe (RN) zdobyło 31,3 proc., a partia prezydencka Odrodzenie około 14,6 proc., oznacza, że jeśli nie rozwiązałby parlamentu utraciłby kontrolę, na której tak bardzo mu zależy.
Dodaje również, że prezydent nie zdradzi, kto ma być kandydatem jego partii na premiera, dopóki nie wygra w nadchodzących wyborach. Jak sądzi, Macron zawsze chciał mieć ostatnie słowo i nie pozwalał, aby ktokolwiek inny decydował za niego, również w sprawach partii, którą zakładał. "Macron nie lubi być zmuszany, on woli zmuszać innych" - komentuje rozmówca PAP.
Jak tłumaczy, zarówno przewodnicząca niższej izby parlamentu Yael-Braun Pivet, jak i premier Gabriel Attal do ostatniego momentu próbowali odwieść prezydenta od pomysłu rozwiązania Zgromadzenia Narodowego. Jego decyzja była niespodzianką dla większości francuskich polityków i komentatorów sceny politycznej na świecie.
Attal i Pivet mieli ubiegać się w wyborach 2027 roku o urząd prezydenta, o czym wiedzieli tylko członkowie partii Odrodzenie - mówi osoba z otoczenia Macrona. Ponieważ nadchodzące wybory będą bardzo trudne dla naszej partii, to ani Attal, ani Pivet nie mają w nich szans na wygraną; po decyzji Macrona stracili grunt pod nogami - ocenia.
Zapytany o to, czy obecny minister obrony Sebastien Lecornu ma szansę zostać premierem, jeśli Odrodzenie dostałoby szansę utworzenia rządu, rozmówca PAP odpowiada, że taki scenariusz jest możliwy. "Lecornu jest blisko prezydenta, a jego dodatkowym atutem jest to, że wywodzi się z prawicy, dzięki czemu łatwiej byłoby mu utworzyć rząd koalicyjny z Republikanami (największą partią centroprawicową)". Minister obrony przez pewien czas był wskazywany na stanowisko premiera, więc jest prawdopodobne, że w pewnym stopniu będzie kierował rozpoczynającą się kampanią wyborczą - wyjaśnia źródło PAP.
Jednocześnie, jak tłumaczy, rola, jaką odegra Lecornu, zależy bezpośrednio od wyniku Republikanów. Jeżeli ta partia uzyska małe poparcie, to tak czy inaczej Lecornu nie utworzy rządu.
Zjednoczenie Narodowe wskazało w poniedziałek Jordana Bardellę, szefa tej partii, na swego kandydata na premiera. Rozmówca PAP przedstawia dwa możliwe scenariusze w wypadku wygranej tej radykalnej prawicowej partii.
W pierwszym - Zjednoczenie Narodowe wygrywa przyspieszone wybory, uzyskując większość absolutną. Na poparcie tego wariantu podaje sondaż przeprowadzony w grudniu dla Republikanów, według którego w razie wcześniejszych wyborów RN uzyskałoby wystarczającą ilość głosów, by rządzić samodzielnie. Ponad pół roku później radykalna prawica we Francji ma jeszcze większe poparcie, co sugeruje, że ten scenariusz jest najbardziej prawdopodobny.
Według drugiej opcji Zjednoczenie Narodowe nie zdobyłoby wystarczającej liczby głosów, by mieć większość w parlamencie. Ponieważ nie znajdzie sojuszników do utworzenia rządu, w takim scenariuszu prawdopodobnie powstanie rząd jedności narodowej, w którym obecne w parlamencie siły będą rządzić wspólnie - ocenia rozmówca PAP.
Komentatorzy polityczni we Francji zwracają uwagę na samą możliwość rozwiązania parlamentu, która została wprowadzona i pierwszy raz zastosowana przez pierwszego prezydenta V Republiki Charles'a de Gaulle'a. "Mówi się często, że de Gaulle uszył system V Republiki według swojej wizji i pozycji we francuskiej polityce" - zaznacza. Jednak większość z tych, którzy próbowali powtórzyć wyczyn de Gaulle'a z 1968 roku, kiedy jego formacja mimo rozwiązania parlamentu niespodziewanie wygrała wybory, ponosili porażkę i zdawali sobie sprawę, że wzór de Gaulle'a ich przerasta - komentuje osoba z otoczenia prezydenta.
Antoni Wiśniewski-Mischal (PAP)
kno/