"Wstępując do służby jesteśmy gotowi oddać życie. Dobrego imienia formacji, w której służymy nie pozwolimy hańbić" - komentuje sprawę filmu Agnieszki Holland "Zielona granica" przewodniczący zarządu oddziałowego NSZZ Funkcjonariuszy Straży Granicznej przy Nadwiślańskim Oddziale SG Robert Lis. Już po pierwszych przekazach o treści filmu, związkowcy wydali oświadczenie na jego temat, kwitując go stwierdzeniem "tylko świnie siedzą w kinie".
Atmosferę podgrzały opublikowane ostatnio w internecie fragmenty filmu - strażnicy przerzucają przez concertinę kobietę, która nielegalnie przekroczyła granicę. Obrzucają ją wyzwiskami.
"Jest dokładnie odwrotnie. To migranci, którzy podchodzą pod zaporę, brutalnie traktują nasze koleżanki i kolegów" - mówi w rozmowie z PAP Robert Lis. Opowiada o uszkodzonych pojazdach strażników granicznych, wulgaryzmach i obscenicznych gestach w kierunku funkcjonariuszek SG.
"Ci funkcjonariusze, którzy ucierpieli podczas wielotysięcznego szturmu migrantów w Kuźnicy, do końca jeszcze nie doszli do siebie" - zaznacza związkowiec. "O codziennej traumie, wcale nie tak rzadkich przypadkach obrażeń na służbie też trzeba pamiętać" - podkreśla.
Jego zdaniem strzegący granicy, zgodnie ze swoim powołaniem do służby i konstytucją, zostali przedstawieni jako bezduszne psy łańcuchowe opresyjnego reżimu. "Te kłamstwa okrywają hańbą tych, którzy je propagują" - twierdzi Robert Lis.
Wypunktowuje, że - na przykład - pod granicę nie podchodzą już od dawna rodziny z dziećmi. Nawet kobiety, zdarzają się wśród migrantów rzadko.
"Teraz funkcjonariusze stoją oko w oko z rosłymi byczkami, agresywnymi, którzy nie ukrywają, że idąc do Europy nie zamierzają się hańbić pracą" - opowiada związkowiec ze SG. "Na granicy nie ma ich dzieci. A gdy były, na samym początku, to organizatorzy wojny hybrydowej robili zadymienie, by operatorzy kamer zobaczyli jakieś łzy.
"Realizatorom filmu +Zielona granica+ mamy do powiedzenia jedno: tylko świnie siedzą w kinie" - kwituje Robert Lis. (PAP)
Autor: Luiza Łuniewska
kgr/