100 lat temu urodziła się Anna Danuta Sławińska, świadek rzezi Woli i exodusu Warszawy

2023-11-30 09:20 aktualizacja: 2023-12-01, 11:49
Anna Danuta Sławińska. Fot. dulag121.pl
Anna Danuta Sławińska. Fot. dulag121.pl
100 lat temu, 30 listopada 1923 r., urodziła się Anna Danuta Sławińska; sanitariuszka w Szpitalu Zakaźnym św. Stanisława na Woli podczas Powstania Warszawskiego; później w obozie przejściowym w Pruszkowie Dulag 121 - gdzie była też tłumaczką niemieckiej komisji lekarskiej.

"Mama należała do pokolenia, które Stanisław Broniewski +Orsza+, komendant Szarych Szeregów, nazwał po latach najdojrzalszym owocem niepodległości" - mówi PAP Bożena Sławińska, córka Anny. "Stanowili je ludzie urodzeni już w wolnej Polsce, wychowani w niepodległościowym etosie, dla których patriotyzm, służba ojczyźnie, wzajemna pomoc i braterstwo nie były sloganami, ale konkretnymi, zasługującymi na największe poświęcenia, wartościami" - wyjaśnia. Wspomina, że Jan Rodowicz "Anoda", zamordowany przez UB bohater Szarych Szeregów, był kolegą Anny Danuty Leśniewskiej "z jednego przedszkola".

Anna urodziła się w Wiesbaden, gdzie jej rodzice Władysław Leśniewski i Wanda z domu Herman-Iżycka pracowali w polskim biurze rewindykacji mienia zagrabionego przez Niemców podczas I wojny światowej. Wkrótce potem rodzina wróciła do Warszawy.

Wychowywana w duchu autentycznej miłości do ojczyzny w warszawskim, zamożnym, inteligenckim domu, ukończyła gimnazjum im. Juliusza Słowackiego. "Dziadek wybrał dla niej szkołę państwową, a nie prywatną, bo nie chciał, by stosunek nauczycieli do uczniów zależał od bogactwa ich rodziców" - wyjaśnia Bożena Sławińska. Maturę Anna Danuta Leśniewska zdała w 1942 r. na tajnych kompletach. Wcześniej, bo we wrześniu 1939 r. - jako piętnastoletnia ochotniczka - opiekowała się rannymi żołnierzami w stołecznym Szpitalu Ujazdowskim; doskonaląc tam zdobyte wcześniej w harcerstwie sprawności samarytańskie.

Podczas okupacji była łączniczką Alojzego Repuchy "Mirosława", członka sztabu VII Obwodu "Obroża" Warszawskiego Okręgu AK.

W 1942 r. zaręczyła się ze Stanisławem Jasterem, "Helem", żołnierzem AK i uciekinierem z KL Auschwitz, do którego trafił schwytany 19 września 1940 r. w jednej łapance z rotmistrzem Witoldem Pileckim. Uciekł z niemieckiego obozu koncentracyjnego 20 czerwca 1942 r., zabierając z sobą raport Pileckiego.

"Przesyłam znowu raport przez pdch. 54 (Jaster), który z trzema kolegami uciekł z obozu. Byłem kiedyś dawno na filmie +Dziesięciu z Pawiaka+. Śmiem sądzić, że ucieczka czterech więźniów z Oświęcimia najlepszym w obozie autem komendanta lagru, po przebraniu się w mundury oficerów SS, na tle warunków tego piekła, może być kiedyś dla filmu tematem naprawdę doskonałym" - napisał rtm. Pilecki w raporcie, cytowanym w dokumentalnym filmie "Jaster - Tajemnica Hela" Małgorzaty Walczak i Marka Pawłowskiego (2014).

Stanisław Jaster zginął po 12 lipca 1943 r. w tragicznych - do dziś niewyjaśnionych ostatecznie - okolicznościach. Najprawdopodobniej był ofiarą samosądu.

Wybuch Powstania Warszawskiego zastał Leśniewską w Komorowie, gdzie w domu wujostwa spędzała okupacyjne wakacje. 1 sierpnia przedostała się do Warszawy i podjęła pracę jako sanitariuszka w Szpitalu Zakaźnym św. Stanisława na Woli.

Opiekowała się rannymi, asystowała przy zabiegach, konwojowała, nierzadko pod niemieckim ostrzałem, ciężej rannych do Szpitala Wolskiego przy ul. Płockiej, gdzie pracowali chirurdzy i był aparat rentgenowski. Ze względu na dobrą znajomość niemieckiego była też tłumaczką. Na terenie szpitala przeżyła 5 sierpnia masakrę ludności cywilnej Woli, w trakcie której przez kilka dni Niemcy zamordowali od 40 do 60 tys. ludzi, wśród nich część personelu szpitala św. Stanisława.

"Rozglądam się i zaczynam rozumieć, co działo się poza szpitalem od rana, kiedyśmy słyszeli strzały i wybuchy, kiedy przenikał do naszych uszu dziwny, nieznany wysoki dźwięk, jakby daleki szum, westchnienie, coś niepokojącego, jak zapach dymu. Jezdnia i chodnik Wolskiej są usłane ciałami. Szeroka jezdnia, szerokie chodniki. W większości to trupy kobiet i dzieci, ale są i mężczyźni. Nie przypatruję się leżącym zwłokom. Wystarczy mi widok ogromnej dziury w czaszce mężczyzny leżącego przed wyjściem ze szpitala, widok masy mózgowej w dziurawym czerepie. W każdym razie mijamy więcej niż pięćdziesiąt ciał, a może sto… Porozrzucane wokół tobołki, części ubrania, łachmany są tak podobne do szmat, w jakie zmieniają się po śmierci ludzie zastrzeleni na ulicy, że wydaje mi się, jakbym patrzyła na setki pomordowanych. Ale czy to możliwe? Chyba gra wyobraźni" - napisała w książce "Przeżyłam to. Wola 1944" (2015), zawierającej jej wspomnienia (złożone w Instytucie Historii Polskiej Akademi Nauk 1 lutego 1968 r.).

"Obok nadludzkiego wysiłku i heroizmu polskiego personelu szpitalnego, ratującego pacjentów i przygodnych uciekinierów, pokazuje katów, których działania obserwuje z bliska. Jest wstrząśnięta i przerażona ich barbarzyństwem. Potrafi jednak dostrzec ludzkie odruchy wśród bestii. Tych jedenaście dni powstania spędzonych na Woli pozostawia w niej piętno na całe życie" - napisała w przedmowie do książki Sławińskiej Katarzyna Utracka, historyk z Muzeum Powstania Warszawskiego.

"Esesman spogląda na płomienie unoszące się nad barykadą i rzuca w moją stronę: – Schönes Feuer?! (Piękny ogień?!) – Odpowiadam potwierdzeniem i uśmiechem: – Jawohl, schönes Feuer! (Tak jest, piękny ogień!) – Ogień jest rzeczywiście dość efektowny, nie przeczę. Grunt to wzajemne porozumienie i jednomyślna ocena zjawisk – myślę z ironią. Minąwszy Niemca i barykadę, oglądam się jednak, czy nie stanie i nie strzeli mi czasem w plecy. Mój wzrok pada na przeciwną stronę płonącej ściany, widzę w tej chwili to, na co patrzył tamten, mówiąc, że piękny ogień. Na płonących bierwionach i klocach leżą dziesiątki, a może setki ciał. To płoną ludzkie zwłoki. Ogień z tego paliwa tak uradował wzrok esesmana. Ja powiedziałam z uśmiechem: +Tak, piękny ogień+ na widok płonących zwłok pomordowanych. Jednym szarpnięciem odwracam głowę i sztywno, automatycznie wchodzę w bramę drugiego podwórka. Nagle znalazłam się na jasno oświetlonej wolnej przestrzeni, a przede mną na pokrytym trawą małym wzniesieniu stał czarny kozioł i patrzył na mnie swoimi dziwnymi oczyma. Diabeł! Ukazał mi się diabeł! […] Pragnę znaleźć się między ludźmi, powiedzieć komuś, co widziałam, wyspowiadać się z mimowolnego bluźnierstwa" - pisała Sławińska.

12 sierpnia Niemcy zarządzili ewakuację pacjentów i tymczasowego personelu - Leśniewska przez punkt zborny na terenie kościoła św. Wojciecha trafiła do obozu przejściowego w Pruszkowie. Udało jej się wówczas uciec do rodziny w Komorowie. Jednak 2 września 1944 roku, kiedy dotarła do niej karteczka z prośbą o pomoc od państwa Królikowskich – znajomych jej ojca, Władysława Leśniewskiego - zdecydowała się wrócić do pruszkowskiego Dulagu. Udało jej się przedostać na teren obozu i uzyskać dokumenty pozwalające na swobodne poruszanie się po nim. Dokument ten poświadczał, że jest członkiem polskiego personelu pomocniczego, którego pracę tak opisywała: "Nie byliśmy jeńcami i nie podlegaliśmy rozkazom. Pracowaliśmy dobrowolnie". "Mieliśmy i mogliśmy pomagać naszym, Polakom. Ułatwiając Niemcom ich zadanie równocześnie łagodziliśmy cierpienia swoich i mieliśmy tysiące okazji przeciwstawienia się Niemcom potajemnie i nieraz otwarcie. Oszukując, perswadując i prosząc. Po niedługim czasie okazało się, że wśród Niemców z Wehrmachtu mamy dość licznych sojuszników różnego rodzaju. Z czasem ich liczba rosła" - napisała w "Kiedy kłamstwo było cnotą. Wspomnienia z pracy w obozie przejściowym w Pruszkowie 2 IX 1944 – 16 I 1944" (2005). "Raport. Doskonale napisany i niezwykle wręcz drobiazgowy – bodaj najpełniejsze i najcenniejsze źródło wiedzy o Dulagu 121" - ocenił tę książkę Wojciech Lada (wPolityce, 2015). "Tym cenniejsze, że autorka pracując w Pruszkowie jako tłumaczka przy komisji lekarskiej, miała bezpośredni kontakt zarówno z osobami wysiedlonymi z Warszawy, polskim personelem pomocniczym, jak i z niemieckimi władzami zarządzającymi obozem" - czytamy na stronie dulag121.pl.

"Znamienny jest tytuł tych wspomnień. Mamie, wychowanej w przedwojennym, patriotycznym etosie, kłamstwo nie mieściło się w głowie; było rzeczą niedopuszczalną, niewybaczalną" - podkreśla Bożena Sławińska.

"Nauczyłam się dwóch sposobów szwindlowania, używanych od dawna przy komisji. Oba polegają na systemie zapisu" - opisywała szczegółowo Anna Danuta Sławińska sposoby ratowania od wywózki na roboty i do obozów koncentracyjnych, ludzi stających przed niemiecką komisją lekarską. Dla których zbawczą alternatywą było skierowanie do szpitala bądź zwolnienie do domu.

Pracowała tam, do 16 stycznia 1945 r., najpierw jako sanitariuszka, a potem tłumaczka przy komisji lekarskiej. Była jedną z niewielu osób, które w obozie były przez tak długi czas. Sanitariuszkami i tłumaczkami w Dulagu 121 były m.in.: Alicja Tyszkiewicz, Kazimiera Drescher, Janina Węgier, Janina Jakubowska, Weronika Sipowicz i Julia Bielecka. Współpracownikiem Leśniewskiej był też Eryk Lipiński, który pełnił w obozie funkcję noszowego, a w przy okazji pomagał trafiającym do obozu ludziom polskiej kultury.

W połowie października Niemcy zaczęli ograniczać działalność obozu; część wojskowych lekarzy oraz niemieckiego personelu wyjechało. W chwili ucieczki Niemców w nocy z 15 na 16 stycznia 1945 r., w obozie przebywało ok. 1 tys. osób, głównie z łapanek przeprowadzanych na terenie podwarszawskich miejscowości.

Przez cały okres pracy w obozie Leśniewska mieszkała w Komorowie, skąd codziennie pieszo szła do pracy. "Ranek 16 stycznia wstał jasny i przejrzysty – dzień zapowiadał się pogodny. Obóz powitał mnie jeszcze większą pustką niż wczoraj. Na bramie nikogo, dopiero w centrum jacyś żandarmi. Podtykam pod nos któremuś z nich przedłużoną wczoraj przepustkę. Patrzy z roztargnieniem. Mijam jakieś nieznane postacie w skórzanych płaszczach… Przed wejściem na siódemkę gromadka naszych sióstr. Z daleka widzę ich podniecenie. Pod wpływem strachu, że stało się coś z jeńcami, przyspieszam kroku. Przed barakiem nie widać posta. Koleżanki mają błyszczące oczy i twarze w wypiekach. Mówią równocześnie: – Uciekli!" - wspominała.

Po wojnie, za radą ojca, który miał nadzieję, że poprowadzi jego firmę, podjęła studia w Szkole Głównej Handlowej. Niestety wkrótce majątek Władysława Leśniewskiego został "upaństwowiony", a on sam w 1950 r. trafił do więzienia mokotowskiego - na Rakowieckiej siedział rok, bez procesu i wyroku. Zwolniony z ciężką chorobą serca, zmarł przedwcześnie w wieku 61 lat 5 listopada 1955 r.

W marcu 1946 r. Anna Danuta Leśniewska wyszła za Kazimierza Sławińskiego, przedwojennego lotnika, który do stalinowskich czystek pracował w PLL LOT. Sławiński był później autorem książek m.in. "Powietrznych awantur" - na których podstawie Hieronim Przybył nakręcił film "Paryż - Warszawa bez wizy" (1967), i "Przygód kanoniera Dolasa" - które stały się podstawą filmu Tadeusza Chmielewskiego pt. "Jak rozpętałem II wojnę światową" (1969). Mieli dwoje dzieci - Marcina, aktora, reżysera teatralnego, i Bożenę, anglistkę.

Znająca niemiecki, francuski i angielski Anna Sławińska zaczęła w 1960 r. oprowadzać zagraniczne wycieczki po łazienkowskim Pałacu Na Wodzie, a później - ukończywszy kursy przewodnickie, także po Warszawie i odbudowanym Zamku Królewskim.

W 1968 r. przeżyła najpierw śmierć ukochanej matki Wandy, potem rozwód z mężem, wreszcie musiała się zmierzyć z kolejną traumą. W opublikowanej przez PAX książce "Cichy front" Aleksander Kunicki "Rayski" jeden rozdział - zatytułowany "Zdrajca" - poświęcił jej tragicznie zaginionemu podczas niemieckiej okupacji narzeczonemu Stanisławowi Jasterowi.

"Myślę, że dla niej wtedy się piekło rozpętało. Przetrwała to wszystko i nie oszalała" - mówi PAP Bożena Sławińska. "Dla niej, harcerki wychowanej w patriotycznym domu, która przeżyła to, co przeżyła podczas powstania i później - między innymi śmierć Janka Rodowicza na UB - usłyszeć, że jej ukochany narzeczony Staszek miał być zdrajcą, było prawdziwą tragedią. Nigdy w to nie uwierzyła - wiem, bo pytałam ją o to - nie pogodziła się z tym. Walczyła o jego dobre imię jak lwica" - dodaje.

"Tak naprawdę Jastera z rodziny prawie nikt nie mógł bronić. Rodzice zginęli w Auschwitz" - powiedział Adam Cyra, historyk z Muzeum Auschwitz-Birkenau w filmie "Jaster - Tajemnica Hela". "Jego młodszy o rok brat Andrzej ps. Bekas został aresztowany i ostatecznie zginął w podobozie Leitmeritz" - przypomniał.

Wobec braku dokumentów Stanisław Jaster "Hel" nigdy nie został oficjalnie zrehabilitowany. Za symboliczną rehabilitację można uznać pośmiertne odznaczenie go "za wybitne zasługi poniesione z niezwykłym poświęceniem w walce o suwerenność i niepodległość Państwa Polskiego" Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski przez prezydenta Andrzeja Dudę 25 września 2019 r.

Anna Danuta Sławińska nie doczekała tej chwili. Zmarła 25 grudnia 2006 r.

26 września 2015 r., w trakcie VII Festiwalu Filmowego Niezłomni Niepokorni Wyklęci, uhonorowano ją pośmiertnie nagrodą "Drzwi do Wolności".

Paweł Tomczyk (PAP)
gn/