92 osoby zginęły w czwartek w izraelskich nalotach na Liban

2024-09-27 07:13 aktualizacja: 2024-09-27, 10:42
Bejrut po izraelskim nalocie. Fot. 	PAP/EPA/WAEL HAMZEH
Bejrut po izraelskim nalocie. Fot. PAP/EPA/WAEL HAMZEH
W izraelskich nalotach na Liban zginęły w czwartek 92 osoby, a 153 zostały ranne - poinformowało libańskie ministerstwo zdrowia. W ciągu czterech dni intensywnych nalotów zginęło w sumie blisko 700 osób, a tysiące zostało rannych. Armia izraelska przekazała, że zaatakowała w czwartek około 220 celów Hezbollahu.

W południowym Libanie zginęło 40 osób, 48 w Dolinie Bekaa w północno-wschodniej części kraju i 4 w centralnym regionie państwa.

Izraelskie lotnictwo kontynuowało w czwartek naloty na cele Hezbollahu w Libanie, atakując południową cześć kraju i Dolinę Bekaa i niszcząc m.in. magazyny broni i wyrzutnie rakiet - podała armia.

W czwartek izraelskie samoloty przeprowadziły również nalot na Bejrut. Wojsko poinformowało, że zabito w nim dowódcę jednostki powietrznej grupy Mohammada Surura. Hezbollah potwierdził jego śmierć. Libańskie ministerstwo zdrowia przekazało, że w nalocie na Bejrut zginęły dwie osoby, a 15 zostało rannych.

Według ministra spraw zagranicznych Libanu Abdallaha Bou Habiba liczba wewnętrznych uchodźców, którzy uciekli z bombardowanych terenów wynosi około pół miliona. Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji (IOM) informowała w środę o 90 tys. uciekinierach.

Kontrolujący południe Libanu i wspierany przez Iran Hezbollah od dekad z różną intensywnością walczy z Izraelem, a od wybuchu wojny w Strefie Gazy regularnie ostrzeliwuje północ tego państwa, co spotyka się z silnymi kontratakami. Jak poinformowało izraelskie wojsko, w czwartek Hezbollah wystrzelił ok. 150 rakiet. Część z nich strącono, a reszta uderzeń nie skutkowała poważnymi szkodami i ofiarami.

Izrael deklaruje, że celem jego zintensyfikowanych ostrzałów jest zabicie przywódców i bojowników grupy oraz zniszczenie jej arsenału, który według władz w Jerozolimie, jest przechowywany również w obiektach cywilnych.

Władze Izraela deklarują, że będą kontynuować operację, by stworzyć warunki pozwalające na powrót ok. 60 tys. osób, które zostały ewakuowane z północy państwa z powodu ostrzałów. Hezbollah podkreśla, że zaczął naloty na Izrael w solidarności z Hamasem i zakończy je, jeżeli zostanie zawarty rozejm w Strefie Gazy.

W nocy z środy na czwartek USA, Francja i ich sojusznicy wysunęli propozycję trzytygodniowego zawieszenia broni, które miałoby być wykorzystane na uzgodnienie trwałego rozejmu w Gazie i na pograniczu izraelsko-libijskim.

Premier Benjamin Netanjahu odpowiedział w czwartek, że Izrael będzie z pełną mocą atakować Hezbollah dopóki na północy państwa nie zostanie przywrócone bezpieczeństwo pozwalające na powrót ewakuowanych do domów.

Rzecznik amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby potwierdził wcześniejsze doniesienia medialne, według których Netanjahu wstępnie zgodził się na amerykańsko-francuską propozycję. Dziennik "Haarec" napisał, że premier zmienił zdanie pod wpływem krytyki, z którą plan zawieszenia broni spotkał się wśród jego skrajnie prawicowych koalicjantów.

Izraelscy dowódcy ogłosili już, że wojsko jest również przygotowywane do operacji lądowej na południu Libanu.

Jerzy Adamiak (PAP)

adj/ sp/gn/