"Ferrari" to kolejny po "Domu Gucci" film, w którym Adam Driver gra ikonę, twórcę wielkiej firmy. W obrazie Ridleya Scotta kreował postać Maurizio Gucciego, który na przełomie lat 80. i 90. był prezesem rodzinnego imperium. Natomiast Michael Mann obsadził go w roli Enzo Ferrariego, włoskiego kierowcy wyścigowego, założyciela legendarnej wytwórni samochodów wyścigowych i sportowych. Akcja opowieści rozgrywa się w latach 50., gdy przedsiębiorstwu zaczyna grozić bankructwo. Zdaniem współpracownika Enzo Giacomo Cuoghiego (w tej roli Giuseppe Bonifati) sposobem na wyjście z impasu jest zwycięstwo w wyścigu Mille Miglia i pozyskanie zewnętrznego inwestora. Napędzany ambicją i uporem Ferrari nie chce utracić kontroli nad firmą. Mężczyzna znajduje się na życiowym zakręcie również z powodu problemów rodzinnych. Jego żona i wspólniczka biznesowa Laura (Penelope Cruz) odkrywa, że Enzo żyje w równoległym związku z Liną (Shailene Woodley), a owocem tego romansu jest nastoletni Piero. Dla Laury to podwójny cios, bowiem jedyny syn jej i Enzo niedawno przegrał walkę z dystrofią mięśniową. Kobieta nie chce, by nieślubne dziecko Enzo w przyszłości odziedziczyło ich przedsiębiorstwo.
O pracy na planie filmu i artystycznym spotkaniu z Michaelem Mannem PAP rozmawiała z Adamem Driverem podczas trwającego w Toruniu 31. festiwalu Energa Camerimage, gdzie artysta odebrał Nagrodę Specjalną dla Aktora. Jak przyznał, "Ferrari" wiązał się z większą presją niż "Dom Gucci", ponieważ istnieje więcej materiałów dokumentalnych poświęconych Enzo. "Z wyglądu nie był do mnie podobny. Te wysokie oczekiwania wynikały również z tego, że zdjęcia do filmu powstawały w Modenie. Nie chcę przez to powiedzieć, że +Domu Gucci+ nie kręciliśmy we Włoszech. Po prostu chodzi o to, że kiedy pracujesz w Modenie, nie sposób zignorować wszechobecną ikonografię Ferrariego. Odwiedzając to miasto i mieszczącą się nieopodal fabrykę, czujesz się trochę tak, jakbyś miał przed sobą pomnik Ferrariego. Widzisz, jak szerokie są korzenie tej firmy. Zaczynasz rozumieć, dlaczego samochody wyścigowe produkowano właśnie tu. Za każdym razem, gdy rozmawiałem z mieszkańcami Modeny, wspominali, jak znaczącą osobą był Ferrari. Ale poznawszy jego najważniejsze cechy, stworzyłem własną wersję tej postaci. Nie kierowałem się tym, co słyszałem, bo nie sposób byłoby zawrzeć w jednej roli tylu opinii. Wychodzę z założenia, że jeśli coś staje ci na drodze i hamuje twoje impulsy, musisz to od siebie odsunąć" – powiedział.
Dzięki temu obrazowi Driver dołączył do grona wielkich aktorów współpracujących w przeszłości z Michaelem Mannem, wśród nich do Ala Pacino i Roberta De Niro, którzy zagrali w legendarnej "Gorączce" z 1995 r. Jak przyznaje, w pierwszej kolejności to właśnie nazwisko reżysera przyciągnęło go do tego filmu. "Nie znałem historii Enzo, a o Ferrari wiedziałem cokolwiek tylko dzięki mojemu tacie, który był wielkim fanem +Miami Vice+, gdzie królowała ta marka. Natomiast tym, co najbardziej zaintrygowało mnie w Enzo, był sposób myślenia kierowcy wyścigowego, człowieka znajdującego się pod presją. W życiu jestem od tego odległy. Jeżeli coś mnie stresuje lub sprawia, że zaczynam wariować, wyraźnie to komunikuję. Kiedy jest już po wszystkim, żałuję, że nie mogę zrobić tego jeszcze raz, tym razem w bardziej kontrolowany sposób. To zaledwie jedna z rzeczy, które wydały mi się interesujące w moim bohaterze" – podkreślił.
Jednak "Ferrari" to dla niego znacznie więcej niż wyzwanie aktorskie. Na planie Driver miał okazję poznać metodę pracy Michaela Manna. Wracając teraz do filmów tego twórcy, potrafi bardzo precyzyjnie wskazać, dzięki czemu są tak dobre. "Michael bardziej niż inni reżyserzy skupia się na wewnętrznym życiu bohaterów. Ma obsesję na tym punkcie. Jego notatki zawierają całą historię danej postaci. Zna ją tak dobrze, że chce przekazać ci całą swoją wiedzę. Bohaterowie jego obrazów mają na tyle bogate życie wewnętrzne, że wszelkie ostre zwroty w fabule są wiarygodne. Michael pokazuje, jak bardzo ufa kinu i jaka jest siła kina, w którym poprzez obraz można opowiedzieć całą historię i czasami ma ona większą moc niż tekst. Mógłbym przytoczyć wiele przykładów. Jeden z nich to śmierć Dino, syna Enzo i Laury. Scenariusz nie daje nam zbyt wiele czasu, byśmy odkryli uczucie łączące tę parę. Ale kiedy oglądamy film, wierzymy w nie, ponieważ postacie są w tych scenach tak pełne. Michael nie tylko jest mistrzem strony technicznej filmu, ale też interesuje go abstrakcja, wnętrze bohatera. Uważa, że siła myśli stanowi dobry materiał filmowy, a ja całkowicie się z nim zgadzam" – podsumował.
Współautorami scenariusza filmu są Michael Mann i Troy Kennedy-Martin. Za zdjęcia odpowiada Erik Messerschmidt. Obraz, którego dystrybutorem jest Monolith Films, trafi na ekrany kin w grudniu. Obecnie ubiega się o Złotą Żabę w konkursie głównym festiwalu Energa Camerimage. Jego konkurentami są m.in. "Biedne istoty" Yorgosa Lanthimosa, "Czas krwawego księżyca" Martina Scorsese, "Napoleon" Ridleya Scotta i "Strefa interesów" Jonathana Glazera. Laureata nagrody wyłoni jury w składzie: operatorka Mandy Walker (przewodnicząca), operator Anthony Dod Mantle, montażystka, rektor Szkoły Filmowej w Łodzi Milenia Fiedler, operator Karl Walter Lindenlaub, scenograf Jan Roelfs, a także operatorzy Jonathan Sela i Salvatore Totino.
Festiwal potrwa do soboty 18 listopada. Jednym z jego patronów medialnych jest Polska Agencja Prasowa.
Z Torunia Daria Porycka (PAP)
Autorka: Daria Porycka