Biało-czerwoni na olimpijski krążek czekali 48 lat. 12 z nich czekał sam Kurek, który w igrzyskach zadebiutował w 2012 roku z Londynie. Wówczas polscy siatkarze odpadli w ćwierćfinale, podobnie jak w trzech kolejnych edycjach. Dopiero w Paryżu zdołali przełamać "klątwę ćwierćfinału" i awansować do najlepszej czwórki turnieju. Po dramatycznym półfinale, wygranym 3:2 z USA, byli w euforii i podkreślali, że został im ostatni krok - zwycięstwo w finale.
W sobotę jednak się nie udało, Polacy byli wyraźnie gorsi od Francuzów, z którymi przegrali 0:3.
"Za dużo się wydarzyło, żebym mógł podejść do tego meczu analitycznie. Chodziło o to, żeby zagrać w finale, ale też, żeby go wygrać. Nie udało nam się, ale cieszę się, że tak właśnie jesteśmy skonstruowani, że teraz +na gorąco+ nie jesteśmy jakoś super usatysfakcjonowani tym, co osiągnęliśmy. Wiem jednak, że po czasie to do nas dotrze, zrozumiemy, co zrobiliśmy, a to srebro moi młodsi koledzy, którzy celują w Los Angeles wykorzystają jako dodatkową motywację" - podkreślił Kurek.
"Nie chcę być niewdzięczny, bo wiem, jak wielu kolegów dałoby się pokroić za jakikolwiek medal igrzysk. Wiadomo, że teraz ciężko mi jest wejść w stan euforii" - dodał.
Wielu zawodników oraz ekspertów przed finałem mówiło, że to być może najważniejszy mecz w karierach polskich siatkarzy. Sam atakujący tak do tego nie podchodził.
"Może taki mecz niesie dodatkowe obciążenie, ale nie myślałem o poprzednich czy przyszłych latach, o czymkolwiek innym, starałem się nie odrywać od siatkówki. To nie wystarczyło dzisiaj" - przyznał.
Tuż przed finałem były reprezentant i kapitan Michał Kubiak zdradził w rozmowie z Eurosportem, że sobotni mecz będzie ostatnim w karierze reprezentacyjnej Kurka. Sam zainteresowany nie chciał się deklarować.
"Zobaczymy, co przyniesie przyszłość" - stwierdził krótko.
Z Paryża - Monika Sapela (PAP)
nl/