Powieść stworzona ze scenariusza
Tadeusz Dołęga-Mostowicz był w przedwojennej Polsce prawdziwą gwiazdą literatury. Jego kolejne powieści cieszyły się taką popularnością, jak dziś kryminały Remigiusza Mroza. Po jego książki chętnie sięgali pragnący przyciągnąć widzów twórcy teatralni, a z czasem także ludzie raczkującej wtedy polskiej kinematografii. W 1933 roku na ekrany kin trafiła ekranizacja jego powieści zatytułowana „Prokurator Alicja Horn”. W roli głównej wystąpiła w niej Jadwiga Smosarska. Pisarz szybko wyczuł, że kino to potężne medium i zaczął sam pisać scenariusze, były one jednak odrzucane przez producentów. Jednym z nich był scenariusz filmu „Znachor”. Dołęga-Mostowicz uważał jednak, że opowieść o wybitnym chirurgu, który traci pamięć, ma potencjał. Dlatego przerobił scenariusz na powieść. Książka odniosła ogromny sukces i dopiero to przekonało filmowców, że warto na jej podstawie nakręcić film. I tak w 1937 roku powstał „Znachor”, w którym w tytułową postać wcielił się Kazimierz Junosza-Stępowski. Partnerowali mu Elżbieta Barszczewska (Beata Wilczur, Marysia Wilczurówna), Witold Zacharewicz (Leszek Czyński), Mieczysława Ćwiklińska (Szkopkowa) i Józef Węgrzyn (doktor Dobraniecki). Scenariusz na podstawie powieści Dołęgi-Mostowicza napisał Anatol Stern.
Pierwotny scenariusz, a później też powieść, były inspirowane prawdziwymi wydarzeniami. W 1935 roku w dzienniku „ABC”, z którym współpracował Dołęga-Mostowicz, ukazał się artykuł o doktorze Ferdynandzie Dolanim, który zataił fakt, że jest dyplomowanym lekarzem i uprawiał znachorstwo, za co został aresztowany. Jak tłumaczył, znachorom miało powodzić się lepiej niż lekarzom. Rok później Dołęga-Mostowicz wybrał się z wycieczką do wsi Radotki, gdzie w młynie chorych przyjmował jeden z jego pracowników. Mężczyzna cieszył się większym zaufaniem miejscowych niż lekarze. Z kolei scena pobicia, po której profesor Wilczur stracił pamięć, zostało prawdopodobnie zainspirowana incydentem z życia samego pisarza. Późnym wieczorem 8 września 1927 roku Dołęgę-Mostowicza napadło siedmiu uzbrojonych w pałki mężczyzn. Powodem ataku miała być jego krytyka ówczesnego rządu.
Spiski doktora Dobranieckiego
„Znachor” odniósł ogromny sukces, nic więc dziwnego, że jego twórcy postanowili nakręcić kontynuację opowieści o słynnym chirurgu. Film „Profesor Wilczur”, bo taki tytuł nosiła druga część, trafił na ekrany kin już w 1938 roku. Tak jego fabułę opisywała jedna z ówczesnych ulotek (pisownia oryginalna): „Po swych tragicznych przejściach, wywołanych utratą pamięci, Prof. Wilczur wraca do swej dawnej pracy w klinice. Ten powrót jednak człowieka, wykreślonego już z listy żyjących, nie wszystkim dogadza. Intrygi jego dotychczasowego zastępcy, d-ra Dobranieckiego, doprowadzają Prof. Wilczura do takiego rozgoryczenia, iż decyduje się on opuścić stolicę i zamieszkać z powrotem na głuchej prowincji. W tym czasie udaje się tam córka Prof. Wilczura, Marysia, zmuszona do tego natarczywą adoracją słynnego tenora, o którego do szaleństwa zazdrosny jest jej mąż. Mąż śpieszy za nią i chce odebrać jej dziecko. Marysia, doprowadzona do rozpaczy, decyduje się skorzystać z pomocy śpiewaka, gdy ten, śpiesząc do niej, pada ofiarą wypadku samochodowego. Wilczur ratuje go, przeprowadzając cudotwórczą operację, ale kosztem własnego zdrowia. Nad ciężko chorym ojcem czuwa zrozpaczona Marysia gdy niespodzianie przybywa żona d-ra Dobranieckiego, błagając o ratowanie jej męża, chorego na raka. Marysia kategorycznie odmawia pomocy. Wilczur wymyka się do chorego swojego wroga i nadludzkim wysiłkiem przeprowadza operację, którą jednak przypłaca życiem”.
Już ten krótki opis pozwala stwierdzić, że twórcy kontynuacji zadbali o to, by film był wyciskaczem łez. Pełen dramatycznych zwrotów akcji scenariusz był dziełem Anatola Sterna, a reżyserią ponownie zajął Michał Waszyński. Ci dwaj panowie nie byli jedynymi członkami ekipy „Znachora”, którzy pracowali też drugiej części. Swoje role z pierwszej odsłony filmu powtórzyli Junosza-Stępowski, Barszczewska, Zacharewicz, Ćwiklińska i Węgrzyn. Co ciekawe, w filmie tym miało miejsce coś, co dziś nazwalibyśmy „lokowaniem produktu”. Suknie, w których grały Elżbieta Barszczewska i wcielająca się w rolę żony doktora Dobranieckiego, Pelagia Relewicz-Ziembińska, przygotowała ówczesna firma „Lucyna”, która mieściła się w Warszawie przy ulicy Boduena 2. Z kolei torebki i rękawiczki przygotowała warszawska firma „Ren” z siedzibą na ulicy Marszałkowskiej 81b. Również na ulicy Marszałkowskiej, pod numerami 150, 81, 141 i 139, mieściły się firmy, które dostarczyły na plan meble, narzędzia chirurgiczne oraz maski do operacji. Klinikę Wilczura urządziła firma „Konrad i Jarnuszkiewicz” z Grzybowskiej 25.
Scenariusz „Profesora Wilczura” też stał się kanwą powieści. Napisał ją oczywiście Tadeusz Dołęga-Mostowicz. Książka ukazała się dopiero w 1939 roku, czyli rok po premierze filmu.
Zaginiony „Testament profesura Wilczura”
Moda na filmowe serie nie jest wymysłem naszych czasów. Twórcy „Znachora” też dobrze wiedzieli, że jeśli widzowie pokochali profesora Wilczura, to trzeba kręcić kolejne filmy o jego perypetiach. Tak powstał zamykający trylogię „Testament profesura Wilczura”, w którym w rolach głównych wystąpili Tamara Wiszniewska, Helena Grossówna, Jacek Woszczerowicz i Józef Węgrzyn. Zdjęcia do tego filmu zrealizowano w maju 1939 roku, ale ich część kręcona była jeszcze we wrześniu. Wspominała o tym Tamara Wiszniewska, która opowiedziała, że uczestniczyła w dokrętkach, które realizowane były w trakcie niemieckich bombardowań. Premiera filmu miała odbyć się w tym samym roku w warszawskim kinie Apollo, ale do niej nie doszło. „Testament profesura Wilczura” trafił do kin dopiero w 27 stycznia 1942 roku, po tym jak Niemcy starannie sprawdzili, czy nie zawiera elementów politycznych i narodowych. W premierze pomógł fakt, że trzecią część trylogii wyreżyserował Leonard Buczkowski, a nie autor dwóch pierwszych filmów, Michał Waszyński. Niemcy nie dopuszczali bowiem do emisji filmów twórców pochodzenia żydowskiego, takich jak właśnie Waszyński. Widzowie mogli zobaczyć „Testament profesura Wilczura” w warszawskim kinie Palladium, krakowskim Apollo, a także w całym Generalnym Gubernatorstwie.
Film ponownie na ekrany trafił już po wojnie – w 1947 roku. A następnie wszystkie jego kopie zaginęły. Zarys fabuły „Testamentu profesora Wilczura” jest jednak znany. Tak opisuje go portal „Filmpolski.pl”: „Wielką ideę zmarłego profesora Wilczura – zorganizowania racjonalnego lecznictwa na wsi – wprowadza w czyn Jemioł, człowiek o ciemnej przeszłości, którego Wilczur uratował przed ostatecznym upadkiem. Powstaje Fundacja im. Profesora Wilczura. Podczas inspekcji w jednej z lecznic Jemioł spotyka Elżbietę, kobietę, przez którą parę lat temu on – słynny kompozytor i dyrygent – stoczył się na dno. Mimo jego starań Elżbieta umiera. Na domiar złego pojawiają się dawni kamraci, żądając za milczenie o niechlubnej przeszłości pieniędzy z kasy Fundacji. Jemioł jest nieugięty – odmawia. Pewnego dnia kasa okazuje się pusta – podejrzenia kierują się na Jemioła. Urzędniczka Fundacji, Bronka, a także jej narzeczony Stefan, który jest dziennikarzem, pomagają wykryć sprawców kradzieży. Jemioł odnajduje pieniądze. Wywiązuje się walka z bandytami. Pada strzał… i Jemioł osuwa się martwy. Życiem opłacił swą rehabilitację”.
„Testament profesora Wilczura” był pierwszym filmem serii, do którego scenariusz napisał sam Tadeusz Dołęga-Mostowicz. Pomysł i szkic fabuły powstały jeszcze przed premierą „Profesora Wilczura”. Pisarz mocno zaangażował się w tę produkcję – wyłożył część pieniędzy na realizację, a także wystąpił w roli autora opowiadanej historii, swojego alter ego. Jednocześnie z premierą filmu miała ukazać się też powieść pod tym samym tytułem, również autorstwa Dołęgi-Mostowicza. Książka, podobnie jak film, nie zachowała się do naszych czasów. (PAP Life)
Autor: Łukasz Kaliński
nl/