O PAP.pl

PAP.pl to portal PAP - największej agencji informacyjnej w Polsce, która zbiera, opracowuje i przekazuje obiektywne i wszechstronne informacje z kraju i zagranicy. W portalu użytkownik może przeczytać wybór najważniejszych depesz, wzbogaconych o zdjęcia i wideo.

Daleka od poprawności opowieść. Sporo w niej narkotyków i seksu. Autor opowiada o "Śnialni"

"Śnialnia" to żywa i w wielu miejscach bardzo daleka od poprawności opowieść. Sporo w niej narkotyków i seksu. Tych pierwszych jest więcej – zauważyłem, że nawet ludziom w sędziwym już wieku łatwiej się przyznać do przygód z zakazanymi używkami niż do rozwiązłości - mówi w rozmowie z PAP Rafał Księżyk, który za książkę "Śnialnia. Śląski underground" otrzymał Górnośląską Nagrodę Literacką "Juliusz"

Rafał Księżyk. Fot. PAP/Kasia Zaremba
Rafał Księżyk. Fot. PAP/Kasia Zaremba

Polska Agencja Prasowa: Czym była Śnialnia?

Rafał Księżyk: Śnialnia to swobodne tłumaczenie słowa Oneiron które po grecku znaczy miejsce, w którym się śni. Myślę, że to bardzo ładne spolszczenie greckiego terminu dobrze wprowadza w klimat tej opowieści. Nazwę Oneiron przyjęła grupa artystyczna, która się pojawiła w Katowicach w połowie lat sześćdziesiątych XX wieku. Chciałem dać znać już w tytule, że ta opowieść traktuje o szerszym zakresie spraw niż tylko historia tejże grupy artystycznej. Mowa tu również o powikłanych korzeniach jej twórców oraz o inspiracjach, które płyną z tego kręgu nieprzerwanie do dziś i dotyczą również literatury czy muzyki. Stąd zamiast nazwy Oneiron, która wpisała się w historię sztuki polskiej, pojawia się Śnialnia.

Więcej

Krzysztof Cugowski. Fot. PAP/Piotr Nowak

Krzysztof Cugowski wyjawił, dlaczego zawsze występuje w ciemnych okularach

PAP: Kim byli założyciele Oneironu?

R. K.: „Dziećmi wojny”, a pochodzili z różnych miejsc. Na przykład Andrzej Urbanowicz pochodził z Wilna, a jego ojciec w międzywojniu był oficerem polskiego kontrwywiadu. Z kolei Urszula Broll, przez wiele lat partnerka Urbanowicza i najbardziej utytułowana w tym kręgu artystka, urodziła się w Katowicach w śląskiej rodzinie, w której mieszały się pierwiastki polskie i niemieckie. Matka Urszuli urodziła się w Berlinie, a ojciec był weteranem powstań śląskich, którego hitlerowcy jeszcze przed napadem na Polskę umieścili w Sonderfahndungsbuch Polen, czyli na liście „wrogów Rzeszy”, przeznaczonych do likwidacji. Przeżycia z dzieciństwa sprawiły, że wszyscy ci artyści byli bardzo straumatyzowani wojną. Wchodzili zaś w wiek młodzieńczy w równie ponurych realiach Polski stalinowskiej. Ich artystyczna wrażliwość zderzyła się z ogłoszonym oficjalnie przez władze dyktatem realizmu socjalistycznego. Skierowali się w skrajnie przeciwstawną stronę, czyli ku duchowości, religiom Wschodu, ezoteryce i psychodelii. Stąd ta nazwa, jakby wymarzony przez nich świat w ówczesnych realiach politycznych był możliwy tylko w śnieniu, a nie na jawie. Fenomen Oneironu polegał między innymi na tym, że to co by się wydawało eskapizmem - ucieczką od rzeczywistości, przyniosło bardzo konkretne rezultaty. Opisowi tych rezultatów poświęciłem moją książkę.

PAP: Fenomen Oneironu polegał chyba też na tym, że zrodził się w Katowicach, którym daleko było do ośrodków intelektualnych i artystycznych takim jak Kraków czy Warszawa.

R. K.: Myślę że Śnialnia w żadnym innym miejscu poza Katowicami w ówczesnych warunkach powstać by nie mogła.

PAP: Dlaczego?

R. K.: Z jednej strony zaważyła na tym jakaś hardość Ślązaków, zaś z drugiej fakt, że Ślązacy zawsze byli „gdzieś pomiędzy”. Musieli walczyć o swoje zmagając się z presją sąsiadów – Polaków i Niemców. Te okoliczności sprawiły, że na tle różnych grup artystycznych, także tych kontrkulturowych Śnialnia nie miała sobie równych jeśli chodzi o odwagę, bezkompromisowość i coś, co by można określić jako szeroki gest wizjonerstwa. To właśnie oni jako jedni z pierwszych, a na pewno pierwsi na gruncie artystycznym, wydawali samizdaty - różnego rodzaju pisma i książki poza cenzurą. Jako jedyni w krajach za „żelazną kurtyną” na jednej z tych publikacji – piśmie „Droga” - umieszczali stopkę wydawniczą ze swoimi prawdziwymi nazwiskami oraz adresem. To sprawiało wrażenie, jakby grali władzy i wszelkim czynnikom oficjalnym na nosie.

PAP: Między 1974 a 1978 rokiem ukazało się dziewięć numerów tego pisma.

Więcej

Piotr Kępiński. 	Fot. PAP/Albert Zawada

Piotr Kępiński, pisarz, miłośnik Włoch: poznajcie Rzym, którego jeszcze nie znacie [WYWIAD]

R. K.: „Droga”, która od czwartego numeru ukazywała się jako „Droga Zen” była pismem buddyjskim. Osoby związane ze Śnialnią jako pierwsze w Polsce zaczęły praktykować buddyzm. Właściwie wszystkie grupy buddyjskie, które dzisiaj istnieją w Polsce, swoje korzenie mają w Śnialni – w kręgu znajomych spotykających się na poddaszu kamienicy przy ulicy Piastowskiej w centrum Katowic. Warto przypomnieć, że w tamtym czasie drukarnie były państwowe, ale to przy wydawaniu „Drogi” i innych samizdatów nie stanowiło dla ludzi z Piastowskiej przeszkody. Wystarczyła flaszka wódki dla chłopaków z drukarni i po oficjalnych godzinach pracy maszyna ruszała jeszcze raz. Przy tym nakład był całkiem spory, bo sięgał tysiąca egzemplarzy. O poddaszu przy Piastowskiej 1 dowiadywało się coraz więcej osób. Wielu zaczęło przyjeżdżać tam na coś w rodzaju weekendowych kursów, zaś latem na buddyjskie zjazdy odosobnienia. Fakt, że ujawnili swój adres przyciągnął nie tylko młodych ludzi, którzy w realiach PRL-owskiej „małej stabilizacji” chcieli od życia czegoś więcej, ale też oczywiście uwagę Służby Bezpieczeństwa, a w związku z tym pojawiły się kontrola korespondencji, inwigilacja, poniżające przesłuchania, naciski i zakazy wyjazdu za granicę. A przecież ludziom z Piastowskiej chodziło tylko o praktykowanie buddyzmu, a nie o opozycję polityczną wobec władz. Mówili, że było im równie daleko do komitetu jak do plebanii. Śnialnia była czymś w rodzaju wyspy wolnej od polskiego przekleństwa wiecznych sporów i polaryzacji. Żeby nie było jednak tak dobrze, w tej małej grupie z czasem też doszło do podziałów i ludzie zaczęli skakać sobie do oczu. W końcu ludzie są tylko ludźmi – w jednej sytuacji heroiczni, w innych bywali toksyczni. Niezależnie od tych ludzkich słabości z kręgu Śnialni wyszło jednak bardzo dużo inspirującej energii. Wśród osób, które się przewinęły przez poddasze przy Piastowskiej są dzisiejsi profesorowie uniwersyteccy, wydawcy i cała plejada psychologów i terapeutów, którzy kładli fundamenty pod nowoczesną polską psychoterapię.

PAP: Ten dystans, jaki osoby z Piastowskiej zachowywały zarówno do partyjnego komitetu jak i kościelnej plebanii, sprawił, że Oneiron nie trafił do panteonu niezależnych od komunistycznych władz organizacji.

R. K.: Myślę, że zaważyło na tym coś innego. Cały ten „bazowy” krąg Śnialni, w którym oprócz Urszuli Broll i Andrzeja Urbanowicza byli jeszcze Antoni Halor, Zygmunt Stuchlik i Henryk Waniek, był za młodu rozpalony pragnieniem podbicia Polski. Nie interesowała ich polityka, ale sztuka i na tym gruncie udało się im zaistnieć w ogólnopolskim obiegu. Wystawiali swoje prace np. w mekce awangardy Galerii Klubu Krzywego Koła w Warszawie. Kiedy już weszli w ten krąg, szybko sobie uświadomili, że jest to środowisko pełne rywalizacji i zawiści z ustaloną hierarchią. Oni sami nie mieli ochoty w tej grze uczestniczyć. Jako ci krewcy, charakterni Ślązacy odrzucili ten świat, nie interesowała ich sztuka zarządzana z Krakowa czy z Warszawy, jak sami mówili. Uznali, że centrum świata znajduje się tam, gdzie żyją i tworzą. Dzięki temu stali się niezwykle oryginalni, nawiązując w swej sztuce nie do modnej abstrakcji, lecz do ezoterycznej ikonografii. Rzeczywiście Kraków i Warszawa zaczęły przyjeżdżać do nich, niemniej po latach sprawiło to, że w historii sztuki polskiej pisanej z perspektywy Warszawy i Krakowa Oneiron nie zajmuje takiego miejsca, na jakie sobie zasłużył. Nie twierdzę, że cały krąg Oneironu składał się ze światowej klasy artystów, ale na przykład Urszula Broll na godne miejsce w historii polskiej sztuki nowoczesnej zasługuje. Była współtwórczynią grupy artystycznej ST 53. Nazwa wzięła się stąd, że grupa powstała w 1953 roku w przemianowanych wtedy na Stalinogród Katowicach, ale skrót „ST” wywodzi się od nazwiska Strzemińskiego, który był dla nich natchnieniem. Była to pierwsza - jeszcze przed Krakowem i przed Warszawą - grupa artystyczna w powojennej Polsce która przeciwstawiła się realizmowi socjalistycznemu.

PAP: „Śnialnia” to mnogość wątków, nazwisk i zdarzeń. Jak wyglądała praca nad tą książką?

R. K.: To było wyzwanie, a jednocześnie przyjemność zanurzenia się w innym świecie. Miałem do przeczytania olbrzymią liczbę dokumentów i listów. Artyści już tacy są, że każdą chwilę swojej pracy dokumentują – nie inaczej było z tymi z Oneironu. No i do tego rozmawiałem z bardzo wieloma osobami, które ze Śnialnią miały styczność, w tym z Henrykiem Wańkiem, który był członkiem tego pięcioosobowego, bazowego składu i pozostaje niedoścignionym erudytą obdarzonym niezawodną pamięcią. Skorzystałem między innymi z korespondencji Zdzisława Beksińskiego z Andrzejem Urbanowiczem. Żyjący w osamotnieniu w Sanoku Beksiński czasami wysyłał nawet trzy listy dziennie do Urbanowicza. Zachodzę w głowę dlaczego z tej korespondencji dotąd nie korzystali ci, którzy zajmowali się portretowaniem Beksińskiego, bo to ona daje niezrównany autoportret intymny artysty, bardzo nieszczęśliwego, osamotnionego człowieka.

Więcej

Zobacz galerię (1)
Paweł Reszka. Fot. PAP

Na rynku pojawiła się nowa książka Pawła Reszki „Stolik z widokiem na Kreml”

PAP: „Śnialnia” nie jest jednak monografią naukową.

R. K. Ależ skąd! To żywa i w wielu miejscach bardzo daleka od poprawności opowieść. Sporo w niej narkotyków i seksu. Tych pierwszych jest więcej – przy pisaniu tej książki zauważyłem, że nawet ludziom w sędziwym już wieku łatwiej się przyznać do przygód z zakazanymi używkami niż do rozwiązłości.

Rozmawiał Józef Krzyk

Rafał Księżyk - dziennikarz i krytyk muzyczny, był redaktorem naczelnym miesięcznika Playboy, a w latach dziewięćdziesiątych należał do twórców prasy popkulturowej i muzycznej w Polsce. Publikował m.in. w Brumie, Machinie, Jazz Forum. Za książkę "Śnialnia. Śląski underground", która ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego w Krakowie otrzymał Górnośląską Nagrodę Literacką "Juliusz". Fundatorem tej nagrody jest prezydent Rybnika, a zgłoszone do konkursu książki (wyłącznie biografie wydane w poprzednim roku w Polsce) ocenia kapituła złożona m.in. z krytyków literackich. W skład obecnej wchodzili Anna Arno, Bernadetta Darska, Agata Passent, Zbigniew Kadłubek, Tadeusz Sławek, Aleksandra Klich-Siewiorek oraz Ewa Niewiadomska. (PAP)

rozmawiał Józef Krzyk

jkrz/ aszw/

Zobacz także

  • Joanna Kuciel-Frydryszak. Fot. PAP/	Rafał Guz

    Autorka "Chłopek" zapowiada pozew, wydawnictwo liczy na porozumienie

  • Karol Nawrocki, fot. PAP/Leszek Szymański

    Literacka tożsamość Karola Nawrockiego. Szef IPN o "Tadeuszu Batyrze": pseudonimy nie są niczym nowym

  • Santiago Roncagliolo. Fot. PAP/EPA/ZIPI
    Specjalnie dla PAP

    "Ludzkie potwory to moja obsesja". Santiago Roncagliolo o książce "Rok, w którym narodził się diabeł" [WYWIAD]

  • Pierwszy tom listów Dąbrowskiej i Kowalskiej z lat 1940-1945 ukazał się nakładem Instytutu Badań Literackich PAN, fot. materiały prasowe.

    Listy pisarek i kochanek. Wiadomość o ciąży Anny, Dąbrowska przyjęła jak zdradę

Serwisy ogólnodostępne PAP